Postanowiła zmierzyć się z przeszłością i rozpocząć nowy rozdział życia. Po 10 latach miała odwagę powrócić wraz z córką Manią na grecką wyspę, gdzie jej rodzina spędziła ostatnie wspólne wakacje. Zaraz potem dla Ewy Błaszczyk zatrzymał się czas. Magazyn Familia, 11/2009
W 1999 roku aktorka wraz z mężem Jackiem Janczarskim i 5-letnimi bliźniaczkami Olą i Manią wyjechała na grecką wyspę Santorini. Rok później świat, który znała, zniknął na zawsze. Najpierw po krótkiej chorobie zmarł jej mąż, a 100 dni później Ola zakrztusiła się tabletką i zapadła w śpiączkę, w której pozostaje do dziś. Aktorka nigdy nie ustała w walce o to, by córka się wybudziła. W trosce o inne dzieci w podobnym stanie założyła wraz z księdzem Wojciechem Drozdowiczem Fundację. „Akogo?”. Teraz na terenie Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu buduje klinikę Budzik. To pierwsza placówka w Polsce, w której według indywidualnego programu będą leczone i rehabilitowane dzieci po ciężkich urazach mózgu.
Po 10 latach wróciłaś na Santorini. Myślałaś o tym, co tam zastaniesz?
Ewa Błaszczyk: Śniło mi się to. We śnie widziałam, że hotelu, w którym wtedy mieszkaliśmy, już nie ma, że zostały po nim tylko ruiny. Gdy tam dotarłam i zobaczyłam ruiny, już mnie nie zaskoczyły, ponieważ tę rzeczywistość znałam ze snu. Gdy na nie patrzyłam, czułam ból, a zarazem myślałam, że gdyby to było miejsce tętniące życiem, pełne roześmianych dzieci i odprężonych rodziców, może bolałoby bardziej. Tymczasem ono przestało istnieć.
Zastałyście z Manią w tym miejscu kompletną pustkę?
Ewa: Tak, basen bez wody, odpadające tynki i suche palmy. Krajobraz zniszczenia. Rozpytywałam ludzi w pobliskich barach, co się stało z hotelem, ale nikt nie potrafił udzielić mi żadnej informacji. Chciałam uzyskać zgodę na wejście i robienie zdjęć, ale nie było od kogo... Wtargnęłyśmy tam więc bez pozwolenia.
Na Twoich zdjęciach sprzed 10 lat widać rozległy hotel z basenem wyposażonym w fantazyjną zjeżdżalnię i z zadbanym ogrodem pełnym kwiatów i palm…
Ewa: To niesamowite, ponieważ akurat ten hotel naprawdę nie miał prawa splajtować. Przypominał sen pijanego architekta. Wybraliśmy go z Jackiem właśnie dlatego, że był potwornym kiczem, złożonym z rzeźb, fontann, jacuzzi. To nam się w nim podobało. A dodatkowo dzieci były tam widoczne jak na dłoni i nie nudziły się, mając wokół moc atrakcji. Nie było nas na to stać, ale zaszaleliśmy. To były nasze bajkowe wakacje, wymyślone, pierwsze i jedyne... Sygnał nadziei na rodzinną przyszłość. Ostatni taki niecodzienny moment w naszym wspólnym życiu. Ponad miarę szczęśliwy. Piękna wyspa, ładnie położony hotel, który ma dużo do zaoferowania rodzinom z dziećmi i jest rzadkim okazem architektury. To, co tam po latach odkryłam, pozostaje w gruncie rzeczy nieprawdopodobne. W mojej głowie rodzi się pytanie, czy my w ogóle mamy jakąś władzę nad swoim losem? Dano nam wolną wolę, ale i tak chyba wszystko jest z góry zaplanowane.
A odpowiedziałaś sobie na pytanie, po co tak naprawdę tam pojechałaś?
Ewa: Wszystko zaczęło się od sztuki Rok magicznego myślenia, którą gram w warszawskim Teatrze Studio. To z niej wyniknęła we mnie potrzeba zamknięcia różnych etapów życia. Staram się w tym roku z tym uporać. Ten proces powoli dobiega końca. Kiedy rozmyślałam na temat tej sztuki, uświadomiłam sobie, że w jej zakończeniu są zdania, które celowo omijam. Wyrzuciłam je. Nie byłam w stanie ich wypowiedzieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.