Mężczyzna staje się ojcem, odkrywając, jakiego ojca potrzebuje jego syn czy córka. Bo tak naprawdę, jedyne, co ojciec „powinien” zrobić, to „być”, to chcieć towarzyszyć dziecku i jego matce, w sposób, w jaki tego potrzebują. List, 12/2006
Że różnie z tym bywa, niech zaświadczy historia, która stała się udziałem pewnego małżeństwa. Mąż widząc, że żonie i jemu samemu coraz trudniej dogadać się z rodzicami, z którymi mieszkali podczas wakacji, wpadł na genialny pomysł, jak rozwiązać problem. Wymyślił więc, że kupi wielki namiot, w którym zamieszkają z dala od rodziców. Chciał sprawić niespodziankę i nie wziął pod uwagę potrzeby skonsultowania swojego pomysłu z żoną. Wydawało mu się, że pomysł jest rewelacyjny. Każdy według niego tak by właśnie zrobił. I może nawet miał rację, ale do tej pory ten namiot w kłótniach staje pomiędzy nimi jako argument, że mąż nie szanuje żony i nie traktuje jej poważnie, jako życiowego partnera. A jemu wydawało się, że właśnie najlepiej realizuje to, co będzie dobre dla wszystkich.
W kościołach słyszy się wiele kazań na temat tego, jaki powinien być mężczyzna „jako mąż i ojciec”, jaka powinna być kobieta „jako żona i matka”, natomiast rzadko mówi się o nich jako o małżeństwie, o ich drodze wiary i powołania do jedności. Jedności, która wyraża się w chęci bycia z drugim we wszystkim, a potem dopiero w gotowości do służenia swoimi umiejętnościami czy swoim czasem. Szkoda, że ludzie decydujący się na małżeństwo rzadko o tym myślą.
Narzeczeni często zadają sobie pytanie, czy ta druga osoba będzie dobrym mężem lub dobrą żoną. Znam i takich, którzy biorą kartkę i z jednej strony wypisują zalety, a z drugiej wady ukochanej osoby, by potem sprawdzić, czy ogólny bilans wypadł korzystnie. To oczywiście przesada. Pytanie o tę drugą osobę warto sobie zadać, ale przede wszystkim należy przyjrzeć się sobie w spotkaniu z tym drugim. Trzeba się zastanowić, czy ja potrafiłbym być prawdziwym mężem dla tej kobiety i czy naprawdę tego pragnę. A ona, czy pragnie być żoną dla swojego ukochanego? Dopiero potem warto postawić pytanie: jakiego mnie potrzebujesz? Jaki mam być, aby stawać się dobrym małżonkiem, które cechy mam w sobie rozwijać, aby być odpowiedzialnym rodzicem.
Małżeństwo jest zadaniem na całe życie. Oznacza to również, że praca nad sobą, nad dojrzałymi relacjami małżeńskimi i rodzicielskimi, jest niekończącym się wyzwaniem. Trudno jest myśleć w taki sposób o wspólnym życiu. Człowiek woli wyznaczać sobie bliższe, konkretne cele, bo wtedy może liczyć na szybki sukces. W życiu rodzinnym jest inaczej, nigdy nie można powiedzieć z całą pewnością, że wszystko osiągnęliśmy, że już nic nie ma do zrobienia. Kiedy przychodzą do mnie młodzi małżonkowie i mówią, że związek im się nie udał, odpowiadam: „Macie jeszcze pięćdziesiąt lat, żeby uczyć się wspólnego życia”.