Ostatni rok był trudny dla Kościoła katolickiego w Polsce. Można jednak również spojrzeć na tę sytuację inaczej; być może jesteśmy świadkami głębokiego oczyszczania się i uzdrawiania Kościoła. Być może właśnie teraz, na naszych oczach, rodzi się nowa wiosna Kościoła. List, 6/2007
Aby „unieważnić" wszystkie ubeckie teczki, trzeba, abyśmy sami opowiedzieli sobie pół wieku historii polskiego Kościoła. Dlaczego mają nam ją relacjonować funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa? My tę historię przecież znamy lepiej, bo w niej uczestniczyliśmy. Naprawdę bardziej wierzę moim braciom w kapłaństwie niż jakiemuś oficerowi prowadzącemu. Z tego też powodu bardziej ufam na przykład ks. Michałowi Czajkowskiemu niż temu, co zapisał w jego teczce jakiś oficer. Jestem mu też wdzięczny, że zdecydował się sam opowiedzieć historię swojego uwikłania i nie aspiruje do żadnych oficjalnych funkcji. Tyle. To mi wystarczy. Sądzę, że możemy wyjść z tej sytuacji bardziej wiarygodni niż kiedykolwiek byliśmy. Musimy sobie tylko te wszystkie trudne sprawy szczerze i prawdziwie opowiedzieć.
Tymczasem wielu „obrońców" Kościoła katolickiego próbuje ochronić jedność przez niepodejmowanie tematu zdrady. Nie jest to chyba dobry sposób. W naszych konstytucjach zakonnych zapisane jest na przykład, że jedność między braćmi rodzi się tylko wtedy, gdy jednakowo oddają się głoszeniu Ewangelii, a nie poprzez budowanie wzajemnych - nawet serdecznych - relacji. Innymi słowy: nie jest dla mnie ważne to, czy mój współbrat mnie lubi (chociaż cieszyłbym się, gdyby tak było), interesuje mnie to, czy razem jesteśmy w stanie głosić Słowo Boże. Doświadczenia amerykańskie nauczyły mnie, że biskupi są lepszym znakiem jedności, jeśli przede wszystkim są pasterzami Kościoła, bo to jest ich powołanie, a nie gdy skupiają się na zachowaniu jedności politycznej czy trosce o jednobrzmiące wystąpienia w mediach. Jesteśmy różnymi ludźmi i siłą rzeczy są między nami tarcia. Dlaczego nie mielibyśmy publicznie o tym mówić? Jedność Kościoła jest jednością Wiary i Sakramentów.
„Jestem agentem"
Często mówi się, że Jan Paweł II był prorokiem. Przekonuję się o tym także teraz, przyglądając się kryzysowi Kościoła w Polsce. Dla Jana Pawła rok 2000 był jubileuszem, który należało przygotować m.in. przez oczyszczenie pamięci. Papież dokładnie zdawał sobie sprawę z wagi swojego przesłania. My nie bardzo wiedzieliśmy, chociaż powtarzaliśmy chętnie jego słowa. Wydawało się nam, że skoro Kościół w Polsce był prześladowany, to my - ofiary komunizmu - szybko uporamy się z oczyszczeniem pamięci. Rzeczywistość pokazała, że jest inaczej.
Na szczęście w czasie kryzysów, nawet takich jak ten, może nastąpić odnowa wiary Kościoła. Kościół zawsze jest młody, ale są w nim też rzeczy, które istnieją tylko dlatego, że się do nich przyzwyczailiśmy. Aby je zobaczyć i zrewidować, potrzebujemy właśnie kryzysów. Do tej pory Jan Paweł II nadawał kierunek naszym działaniom, uczył nas o wierze, modlitwie, życiu w naszych społecznościach. Byliśmy w jego katechezie przez wiele lat. Teraz czas nauki się skończył i nadeszła pora, abyśmy wyszli w świat jako dorośli chrześcijanie.