Każde pielgrzymowanie zaczyna się od jakiegoś wezwania, niekoniecznie tak spektakularnego jak powołanie Abrahama. Najczęściej przecież decyzja, by wyjść „z ziemi rodzinnej i z domu swego ojca", rodzi się stopniowo i bez fajerwerków. List 7-8/2007
Nie bez obaw stawialiśmy pierwsze kroki w stronę Santiago, choć pierwsze dni były po ludzku najprostsze - jeszcze żadnych odcisków czy nadwyrężonych mięśni, żywe ideały i pobożne plany. Codzienność Camino na swój sposób je zweryfikowała. Już na pierwszym noclegu czekała nas niespodzianka, którą jeszcze długo będziemy wspominać. Trafiliśmy bowiem do nietypowego refugio (schroniska) w miejscowości Manjarin, gdzie ugościł nas… templariusz Tomas!
Gdy wyłanialiśmy się zza zakrętu, odezwał się dzwon wiszący przy wejściu do domu, oznajmiający przybycie nowych pielgrzymów. Zostaliśmy przywitani i skierowani do rozlatującego się kamiennego budynku nieopodal, który nie nastrajał optymistycznie, bo chmury na niebie wieściły deszcz. Ojcu Jakubowi udało się jednak wynegocjować, że spać będziemy u gospodarza, bo na poddaszu swojego domu dysponował jeszcze kilkoma miejscami dla pielgrzymów. Manjarin to miejsce niezwykłe ze względu na Tomasa i jego historię. Całe życie, z głęboko duchowych powodów poświęcił opiece nad pielgrzymami, choć wyznawanej (i praktykowanej!) przez niego religii daleko do ortodoksji. W pełnym tradycyjnym rynsztunku (bo czy to był habit, czy zbroja, ciężko powiedzieć) ze łzami w oczach uczestniczył w sprawowanej pod jego dachem Eucharystii. Później przyznał, że od wielu lat te ściany nie słyszały słów Mszy św. Na pamiątkę tego spotkania ojciec Jakub zostawił Tomasowi płytę z chorałem gregoriańskim wykonywanym przez dominikanów. Gdy opuszczaliśmy jego dom, z głośników dostojnie płynęła Salve Regina…
Przy wielkim drewnianym stole, przy którym najpierw odbyła się Msza, a później „ziemski" posiłek, poznaliśmy ludzi, którzy stali się nam bliscy na wszystkie kolejne dni. Z radością pozdrawialiśmy ich tradycyjnym „Hola! Buen Camino!", a potem, u kresu naszej drogi, padaliśmy sobie w ramiona, gratulując dotarcia do celu i dziękując sobie nawzajem. Po drodze jeszcze wiele razy doświadczaliśmy jednoczącej siły Eucharystii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.