Potrzeba samotności kiełkowała we mnie od dawna. Napisałem u o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego pracę magisterską na temat samotności. Bezpośrednim motywem była jednak chęć odpoczynku - fizycznego i psychicznego - po szesnastu latach pracy na „pierwszej linii ognia". List, 6/2008
Ojcze, chyba jeszcze nigdy nie rozmawiałyśmy z pustelnikiem...
Nie jestem pustelnikiem...
Ale mieszkał Ojciec w samotności, w górach, daleko od ludzi.
To jeszcze nie czyni ze mnie pustelnika. Rok spędzony z dala od ludzi był dla mnie tylko odskocznią od normalnej pracy, a nie sposobem na całe życie. W naszym zakonie, jeśli ktoś potrzebuje dłuższego odpoczynku, to najczęściej otrzymuje zgodę na tzw. rok szabatowy, czyli rodzaj urlopu. Różnie można go wykorzystać: na studia za granicą albo wyjazd na kurs językowy. Ja chciałem po prostu gdzieś się zaszyć, pobyć w samotności...
Ciekawy pomysł na urlop...
Potrzeba samotności kiełkowała we mnie od dawna. Jeszcze przed wstąpieniem do zakonu zaczytywałem się w Tomaszu Mertonie. Napisałem u o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego pracę magisterską na temat samotności. Bezpośrednim motywem była jednak chęć odpoczynku - fizycznego i psychicznego - po szesnastu latach pracy na „pierwszej linii ognia". Byłem duszpasterzem i katechetą, osobą odpowiedzialną za finanse w trzech klasztorach, a tuż przed zamieszkaniem w lesie przeorem we Wrocławiu. To był czas bardzo intensywnego działania. Zwłaszcza końcówka dała mi się we znaki, czułem się jak zawodnik, który wybiega na ostatnią prostą i wypina pierś, żeby przeciąć taśmę na mecie.
Czy łatwo było Ojcu wszystko zostawić?
Wrocław opuściłbym tak czy tak. Kiedy przeor kończy swoją kadencję, zmienia klasztor, aby nie patrzeć na ręce swojemu następcy. Poza tym każdy zakonnik co jakiś czas zmienia miejsce pobytu, zostawia ludzi, duszpasterstwa. Dzieła, które on zapoczątkował, kontynuują inni. Pożegnanie z dotychczasowym życiem czekałoby mnie zatem niezależnie od tego, czy miałbym „rok szabatowy".
Ostateczną decyzję podjąłem mniej więcej rok wcześniej. Uznałem wtedy, że jeżeli człowiek niemal bez przerwy zajmuje się innymi ludźmi i ich sprawami, to istnieje niebezpieczeństwo, że utraci kontakt z samym sobą, z tym, co myśli, czuje, czego chce i pragnie. Jako przeor robiłem na ogół rzeczy, które były konieczne, nie zawsze było to jednak to, co chciałbym robić. Dlatego chciałem w samotności posłuchać swojego serca, swoich pragnień i myśli. W „byciu ze sobą" chciałem także odnajdywać Pana Boga, pobyć z Nim. Poszedłem więc do mojego prowincjała, o. Krzysztofa Popławskiego...
Zgodził się bez problemu?
Powiedział: „Miałem dla ciebie przygotowane trzy różne propozycje pracy duszpasterskiej, ale skoro potrzebujesz roku odpoczynku, to w porządku. Człowiek jest ważniejszy, robota może poczekać". Z wdzięczności obiecałem mu, że po upływie tego roku zgodzę się na każde zajęcie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że będzie to probostwo w Korbielowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.