Zanim spotkasz Boga musisz spotkać siebie

Potrzeba samotności kiełkowała we mnie od dawna. Napisałem u o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego pracę magisterską na temat samotności. Bezpośrednim motywem była jednak chęć odpoczynku - fizycznego i psychicznego - po szesnastu latach pracy na „pierwszej linii ognia". List, 6/2008



Kiedy Ojciec przeprowadził się do lasu?

Latem 2006 r. Przez mniej więcej dwa, trzy miesiące „dochodziłem do siebie", „schodziło" ze mnie fizyczne zmęczenie. Jeszcze kiedy byłem przeorem, pod koniec kadencji, miałem czasami ochotę wyrzucić za okno dzwoniący telefon. W końcu przestał dzwonić - poczułem ulgę. Wreszcie nikt niczego ode mnie nie chciał, zresztą kontakt nie bardzo był możliwy. Domek, w którym zamieszkałem, znajduje się z dala od cywilizacji. Żadna sieć komórkowa nie ma tam zasięgu. Nie miałem ani Internetu, ani nawet komputera.

A radio?

Też nie. Tylko ciszę. Jest tam co prawda szlak wiodący na przełęcz, ale nieuczęszczany. W okolicy stoi parę innych chałup, ale tylko w jednej - nade mną- mieszkał ktoś przez cały rok. Pozostałe są sezonowe - ludzie przyjeżdżają do nich wyłącznie na lato.

Kiedy już zeszło ze mnie całe zmęczenie, zaczął się „na poważnie" czas bycia sam na sam ze sobą. Odkrywałem wtedy różne rzeczy. Lubię porównywać to doświadczenie do rozmrażania lodówki lub zamrażarki. Wyłączenie z prądu sprawia, że wszystko pomału zaczyna topnieć i spod lodu zaczyna prześwitywać to, co pod nim jest. Wtedy zaczęło być - powiedzmy – ciekawie.

Chciał Ojciec powiedzieć: ciężko?

Tak. Bo doświadczenie samotności jest trudne. Prawda o sobie może być czasem niemiła i niewygodna, ale trzeba ją poznawać i zmierzyć się z nią. Dzięki temu coś może się w nas zacząć zmieniać. Czasami ktoś obawia się samotności, bo boi się, że jest w nim coś, z czym sobie nie poradzi. Żeby zagłuszyć ciszę, zaczyna się czymś zajmować. Myślę, że problemem naszych czasów jest to, że robimy mnóstwo rzeczy tylko po to, by nie być z sobą sam na sam. Nadmierna aktywność staje się formą ucieczki. Nie można jednak ciągle uciekać. Dlatego kiedy ludzie pytają mnie teraz, co tam robiłem, odpowiadam: „Nic".

Ale przecież coś Ojciec robił, wtedy kiedy „nic nie robił".

Moim ulubionym zajęciem było siedzenie przy rozgrzanym piecu z kubkiem gorącej herbaty i gapienie się w okno. Domek stał na wzniesieniu, w dole płynął potok, a za potokiem widać było strome, gęsto zalesione zbocze. Obserwowanie go przez cały rok było ciekawym doświadczeniem. Kiedy przebywa się w górach dłużej i ogląda ten sam krajobraz przez kilka miesięcy, to zaczyna się dostrzegać mnóstwo szczegółów. Zauważyłem na przykład, że jesienią odcień żółci zmienia się z dnia na dzień; z jasnego na ciemniejszy, aż do czerwieni. Odkryłem tam, że jesień jest o wiele piękniejsza niż wiosna. Jesień to niezwykła dynamika barw, wiosna to tylko różne odcienie zieleni. Poza tym wykonywałem najprostsze czynności, umożliwiające przeżycie, na przykład rąbałem drzewo. Jeśli tego nie zrobiłem, nie miałem czym palić w piecu, nie mogłem ugotować obiadu ani nawet wody na herbatę.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...