Religia a choroba psychiczna czyli historie Marka, Pauliny i Zuzanny

Człowiek krzywdzi siebie, gdy - przez zbytnią ambicję - pragnie osiągnąć religijne rezultaty natychmiast, tu i teraz, a także wtedy, gdy widzi w religii skuteczne antidotum na swoje bolączki. Wówczas rzuca się ślepo w wir jej wymagań, obrzędów. List, 4/2009



W miarę angażowania się w życie religijne Markowi zaczęły doskwierać uciążliwe skrupuły. Zastanawiał się, czy wszystko robi właściwie, czy dobrze korzysta z sakramentu pokuty, czy dobrze przyjmuje Komunię. Roztrząsał każdy swój grzech, utrwalał w pamięci jego niuanse. Sumienie podsuwało mu do analizy coraz to drobniejsze problemy.

Zaczął częściej przystępować do spowiedzi, robił to co dwa dni, a niekiedy kilka dni pod rząd. Szukał spowiedników, porad, duchowego wsparcia. Chciał, by ktoś jasno określił, czy jego życie jest dobre i zgodne z Bożą wolą. Przychodził do konfesjonału ze sprawami dość trywialnymi, mówił o tym, że nie pomógł mamie zaparzyć kawy, że odmówił koleżance wspólnego spaceru, że zapomniał podlać kwiaty.

Po pewnym czasie precyzyjne opowiadanie spowiednikom, jak wygląda jego codzienne życie przestało mu wystarczać, zaczął aranżować rozmaite sytuacje życiowe, aby móc się w nich jasno określić i zyskać materiał do spowiedzi. Na początku głośno krzyczał na matkę, aby potem piętnować siebie z tego powodu. Z czasem zaczął robić rzeczy bardziej niebezpieczne. Ryzykował swoje zdrowie, a czasem i życie: wychodził z domu mokry, bezpośrednio po kąpieli, ubierał się nieadekwatnie do pogody, z brawurą jeździł na rowerze.

Dzięki temu wiedział już, o czym ma opowiadać kapłanowi. Przestał się gubić w różnych detalach życia. Nieustannie towarzyszyło mu jednak przekonanie, że wciąż jest niedoskonały, mało pobożny. Zaczął więc modlić się częściej i staranniej; idąc ulicą szeptał różne suplikacje, litanie. Potrafił klęczeć w pustym kościele przez trzy godziny, a po wyjściu powtarzać w myślach modlitewne formuły.

Wciąż się zastanawiał, czy modli się właściwie, czy Bóg go wysłuchuje, czy to wszystko w ogóle ma sens. Gdy zaczynał się modlić, był radosny, ożywiony, spragniony kontaktu z Bogiem, gdy kończył popadał w otępienie, stawał się ponury, głowił się, czy wszystkie słowa wypowiedział poprawnie. Zazwyczaj jeszcze raz odmawiał modlitwę, a schemat znów się powtarzał: początkową euforię wypierała rezygnacja i zmęczenie.

Z czasem ta dwubiegunowość nastrojów stała się dwubiegunowością osobowości. Marek przechodził od ożywienia, poczucia, że Bóg jest blisko, do stanów depresyjnych, do przekonania, że Bóg się nim nie interesuje, a on sam jest tylko grzesznym pyłem. Poczucie, że wszystko dzięki Bogu można osiągnąć, zmieniało się w przekonanie, że jest On obcy, a człowiek niewiele potrafi.

Jednego dnia Marek stał pośród swojej grupy religijnej z uśmiechem na ustach, z głową pełną pomysłów, modlitewnych wezwań, czuł się mocny i uduchowiony, a drugiego - szybko się męczył, opuszczał spotkanie, a w drodze do domu przeprowadzał rachunek sumienia i powtarzał słowa modlitw. Następnego dnia na ogół nie chciał wstawać z łóżka. Miał wrażenie, że całe jego życie się zawaliło, że nic już nie ma sensu, żadne wysiłki i starania. Leżał tak niekiedy przez kilka dni. Potem wracał ożywiony nastrój, hurraoptymizm.

Dziś Marek jest już po konsultacji psychiatrycznej, rozpoznano u niego zaburzenia afektywne-dwubiegunowe, zwane niegdyś psychozą cyklofreniczną3. Etiologia4 tej choroby nie jest do końca znana. Choroba nie jest następstwem wyłącznie realiów życia osoby, która się z nią boryka, ma charakter endogenny, może być związana z uszkodzeniem neuroprzekaźników, z wadami okresu prenatalnego, nie można wykluczyć czynnika genetycznego.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...