Święty zwierz - Jan Paulus

W średniowiecznej hagiografii znajdujemy świętych walczących z bestiami, a także świętych, którzy żyli ze zwierzętami w przyjaźni. Mniej znana jest starofrancuska legenda o świętym, który z własnej woli przyjął kondycję zwierzęcą - nie wskutek obłędu, niczym biblijny Nabuchodonozor, lecz jako drogę pokory i pokuty. List, 5/2009



Ponownie błogosławi las znakiem krzyża i wchodzi doń na czworakach. Ale teraz nie jest to związane z „techniczną" niemożnością wyprostowania się. To początek nowej drogi życia. Odrzucony przez świat ludzi, Jan rezygnuje z udziału w nim i wybiera egzystencję zwierzęcą. Jest jednak w tej dramatycznej decyzji miejsce na ufność Najwyższemu, na nadzieję, że On schyli się nad najnędzniejszą istotą i podniesie ją na powrót do ludzkiej godności… Odzienie szybko zeń opada w strzępach i Jan zostaje nagi, ciernie kaleczą wychudłe i pożółkłe ciało, które porasta stopniowo gęstym włosem; zębami rwie korzonki i dzikie jabłka… i w swym ogołoceniu nieustannie chwali Boga.

Tymczasem nadchodzi Wielkanoc i król Tuluzy organizuje huczne polowanie w lesie. Nadaremno jednak myśliwi okrążają cały las. Po długich poszukiwaniach psy nagle zdają się łapać trop; myśliwi biegną za ujadającą sforą i na pagórku u stóp drzewa znajdują pogrążonego w modlitwie świętego męża, „włochatego niczym niedźwiedź". Kontrast jest dramatyczny między nieruchomą i milczącą figurą świętego a hałaśliwą zgrają, która go otacza.

Ale psy, widząc świętego, milkną, podczas gdy myśliwi „dziwują się, co to może być za zwierzę", tak jakby zwierzęta bardziej od ludzi były zdolne rozpoznać sacrum. Jeden z myśliwych chwyta Jana za włosy i rzuca go na ziemię, a widząc, że owo „zwierzę" jest niegroźne - Jan w żaden sposób się nie broni - wesoło woła towarzyszy, by i oni przyjrzeli się temu dziwu. Obracają świętego na wszystkie strony, dziwiąc się, że mimo gęstego owłosienia na ciele „przypomina" człowieka. To upolowane, a następnie poskromione antropomorficzne zwierzę, pozwala im na potwierdzenie własnej wyższości, jako istot ludzkich, nad dzikim stworzeniem.

Przytraczają więc „zdobycz" do konia i wiozą na dwór królewski, grając głośno na rogach, by wiedziano, że polowanie się powiodło. Wśród dam zgromadzonych na dworze, „dziwne zwierzę" wzbudza ogólną wesołość… zwłaszcza pewne szczegóły anatomiczne, które niewiasty ochoczo pokazują sobie palcem: „Czy widzisz tu, pani, rzecz jedną, którą mężowie mają?…". „To niedźwiedź", woła jedna. „Nie, to wilkołak!", sprzeciwia się druga. Damy są przepysznie odziane i w swej bezduszności, mówi narrator, „nie widzą [dosłownie: nie czują] ubóstwa, jakie Jan cierpiał w lesie". On zaś, niepomny upokorzeń, nadal modli się w milczeniu.

I wtedy nadbiega dziewczyna z maleńkim niemowlęciem w ramionach. Dziecię widzi Jana wyszydzanego przez pełne pogardy kobiety, widzi upokorzenie, jakiego doznaje święty… i odzywa się doń w te słowa: „Janie! Srogą mękę i wiele bólu wycierpiałeś na pustkowiu. Oto jesteś wolny od brzemienia twej winy. Takie ci Jezus posłanie przekazuje". Po słowach wypowiedzianych przez niemowlę zstępuje jaśniejący anioł z nieba, by potwierdzić cud: „«Janie, tak mówi, dziecię prawdę rzekło. Otoś jest wolny i rozgrzeszony. Życiem się swoim zratowałeś, i modlitwą swą duszę prababki wydobyłeś z piekieł». A gdy Jan posłyszał te słowa, wraz powstał i zaśpiewał Te Deum laudamus z wielkiej radości".

To oczywiście nie koniec średniowiecznej opowieści. Żeby sprostać wymogom gatunku, Jan musi jeszcze wyznać wobec dworu swoje niegdysiejsze przewiny, zamordowana księżniczka musi w cudowny sposób zostać przywrócona do życia, a Jan dokona licznych innych cudów i ostatecznie zostanie biskupem Tuluzy. Niemniej jednak najistotniejszy wydaje się ten moment, w którym z głębi upokorzenia Jan zostaje na powrót podniesiony - symbolicznie i dosłownie - do godności ludzkiej.

Cały ciąg dalszy jest już tylko epifanią świętości - świętości, która narodziła się w najgłębszym poniżeniu i samotności. Fajerwerki cudów nie zmienią tego podstawowego wymiaru. Autor tak kończy historię swego bohatera: „On nam ścieżkę ukazał, drogę, która do raju wiedzie, i która chroni nas przed chciwością i złem. Prośmyż tedy błogosławionego męża, by wstawiał się za nami u Boga, abyśmy wszyscy trafili do raju. Co daj nam Boże, Jezu Chryste, Amen".

*****

dr Joanna Gorecka-Kalita, historyk literatury, tłumaczka z języka francuskiego



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...