Temat wpływu mediów na dzieci zawsze wywołuje gorące spory. Niektórzy rodzice wręcz rezygnują z telewizji. Ale czy dzisiaj dziecko można wychować bez telewizora? Czy to rozwiązanie problemu, czy może ucieczka przed nim? Idziemy, 27 stycznia 2008
Czy można nauczyć je oddzielania ziarna od plew?
Tutaj nie ma świętych zasad. Bo z jednej strony dobrze się dzieje, że w szkole mamy ścieżki edukacyjne związane z edukacją medialną, ale znacznie lepszym, dzisiaj mocno propagowanym rozwiązaniem, jest to, by dzieci same tworzyły media. Same kręciły filmy, tworzyły swoje gazety. W ten sposób przekonują się, jaki trud za tym stoi. Gdy dziecko siedzi przed telewizorem i patrzy na przykład na okrutne sceny, nie do końca zdaje sobie sprawę, że one są złe. Dopiero jak samo będzie chciało cos podobnego pokazać, przekona się, że najpierw trzeba zrobić komuś krzywdę, żeby to można było nagrać. Oczywiście mówię tu o jakichś próbach reportażowych, a nie kreowaniu filmowych fikcji.
Czy dzieci nie są zbyt często pozostawiane same przed ekranem komputera i telewizora?
Wiele problemów na linii dziecko–media wynika z samotności dzieci, z tego że nie mają rodzeństwa. Synonimem współczesnego dzieciństwa jest jedynak siedzący przy komputerze. Ratunkiem jest obserwowany powrót do wzorca dużej rodziny, gdzie dzieci bawią się między sobą. Dzisiaj też, także w rodzinach zamożnych, zwraca się uwagę na to, by dziecko od najwcześniejszych lat znało doświadczenie trudu życia. Ale poznaje je nie poprzez ślepe posłuszeństwo dorosłym, lecz dlatego, że tego chce. Wiek XX i zmiany społeczne, które w Polsce dokonały się w ostatniej dekadzie tego stulecia, bardzo zmieniły relacje między rodzicami i dziećmi. Mamy do czynienia ze zjawiskiem bardzo wyraźnie zmieniających się dystansów. W rodzinach, zwłaszcza tych z klasy średniej, relacje oparte są na przyjaźni. To także efekt rozwoju i dobrobytu społecznego. Dziecko stało się bardzo ważnym członkiem rodziny. Stało się osobą. W tym jest także duża zasługa Kościoła, który mówi o godności dziecka i to nie tylko w perspektywie dzieci nienarodzonych. Wiek XX pokazał, że dziecko jest bardzo ważnym partnerem, wychowujemy je już nie tylko do posłuszeństwa, ale do aktywności, kreatywności i… odpowiedzialności. Dziecko ma czerpać radość i satysfakcję z tego, że pokonuje trudy. Że przez to dojrzewa, uczy się. W dzisiejszych rodzinach, nazywanych często negocjacyjnymi, rozmawia się i przekonuje, a nie – tak jak dawniej – wymusza określone postawy. Dziecko przyjmuje pewien zakres odpowiedzialności dlatego, że się na to zgodziło, a nie dlatego, że rodzic mu kazał. W ten nowy kontekst kulturowo-wychowawczy wpisują się nowoczesne media.
Także gry komputerowe?
One są największym niebezpieczeństwem dzieciństwa, ponieważ zatracają podział między światem realnym a nierealnym. Dziecko nie wie, w który świat wchodzi. To niebezpieczeństwo ma charakter głównie psychologiczny, bo mamy do czynienia z działaniem podprogowym. Zaobserwowano zjawisko, gdy dziecko, uczestnicząc w grze pełnej okrucieństwa i agresji, musi się „wyładować” w realnym świecie, kopiąc na przykład w ścianę czy w szafy. Dobrze, że na niektóre gry jest zakaz rozpowszechniania, że w telewizji są specjalne nakładki na niektóre programy, że nie wszystko można ściągnąć z Internetu. Świat okrucieństwa, seksu trzeba zamykać przed dzieckiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.