Czy umiemy okazywać wdzięczność? Po raz pierwszy obchodzimy Dzień Dziękczynienia. Komu i za co dziękują goście naszego tygodnika? Idziemy, 1 czerwca 2008
Za wiele rzeczy wdzięczny jestem mojej rodzinie. Mogę realizować się zawodowo, dzięki moim najbliższym. Żona zajmuje się dzieckiem. Rodzina toleruje mnie, takiego ojca i męża, który więcej niż połowę dnia spędza poza domem. Podziękowania należą się też moim rodzicom, którzy mi bardzo w życiu pomagają. Także moim przyjaciołom i współpracownikom, z którymi świetnie mi się pracuje. Im zawdzięczam, że kilkugodzinna praca co dzień przynosi mi dużo satysfakcji. Trudno mi zamknąć katalog podziękowań, bo codziennie zdarzają się takie sytuacje, za które warto dziękować.
Potrzebne są takie dni, w których możemy wyrwać się z „kieratu” codziennych zajęć i zastanowić nad sobą. Ktoś kiedyś powiedział, że tempo życia w Warszawie jest tak zawrotne, że zaczynamy biec nawet wtedy, kiedy korzystamy z ruchomych schodów. W tym szybkim tempie życia, któremu towarzyszy ciągły stres, zapominamy czasem o najprostszych słowach wdzięczności. Świetnie, że będziemy mieli Dzień Dziękczynienia.
Marcin Rząsa, rzeźbiarz, absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem oraz warszawskiej i bratysławskiej ASP
Dziękuję rodzicom za wspaniałe dzieciństwo. Często siadaliśmy razem nad potokiem, gdzie mama mnie czytała książki, a tacie robiła prasówki. W domu moim ulubionym miejscem była jego pracownia cała w wiórach. Tam oprócz wielkich prac rzeźbiarskich powstawały dla mnie zabawki: owca-froterka i wiele innych zwierząt, którymi dziś bawią się moje dzieci. Niestety rodzice zmarli – za wcześnie. Ale nie zostałem bez opieki. Dziękuję moim opiekunom, którzy upewnili mnie – wówczas piętnastolatka – że to jeszcze nie jest mój koniec świata.
Mieszkaliśmy w internacie szkoły Kenara, gdzie „podglądałem” trzydziestu starszych kolegów rzeźbiarzy i im zawdzięczam to, co dzisiaj robię. Tata raczej zniechęcał mnie do rzeźbienia, uważał, że jest to praca dla mnie za trudna. On w każdą rzeźbę wkładał całego siebie, w kawałku drewna opowiadał o rzeczach najważniejszych, uniwersalnych. Wystawiając dziś jego prace w różnych miejscach Europy, ciągle odkrywam w nich coś nowego.
Na mojej drodze pojawiają się wciąż wspaniali ludzie. Z upływem czasu przychodzi pokusa chodzenia wydeptanymi ścieżkami. A spotkania z innymi twórcami inspirują. Ostatnio w Kieżmarku na Słowacji miałem wspólną wystawę z przyjacielem fotografikiem Robo Kočanem. Zaistniał dialog dwóch światów – fotografii i rzeźby. Za to spotkanie jestem Robowi wdzięczny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.