Kiedy przed trzydziestu laty Polacy cieszyli się z wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża, w kołach partyjnych Polski i ZSRR narastał niepokój i strach. Idziemy, 12 października 2008
PANIKA I ZASKOCZENIE
Stanisław Kania, ówcześnie członek Biura Politycznego i sekretarz KC PZPR, dowiedział się o wyborze kard. Wojtyły z telefonu, który otrzymał od szefa Polskiej Agencji Prasowej Janusza Roszkowskiego. „Natychmiast poinformowałem o wydarzeniach Edwarda Gierka, który przebywał w domu. Usłyszałem pełne zaskoczenia: «O, rany boskie!»” – wspominał w swojej książce „Zatrzymać konfrontację”.
Zasiadającemu dziś wśród oskarżonych w procesie autorów stanu wojennego Kani przez wiele lat podlegał resort bezpieczeństwa i stosunki z Kościołem. Kania przyznaje, że szybko zwołano posiedzenie Biura Politycznego, na którym zredagowano depeszę do papieża, podpisaną przez Gierka, Jabłońskiego, Jaroszewicza, Gucwę i Młyńczaka. W tym kuriozalnym dokumencie polscy komuniści pisali: „Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej ojczyzny”.Na transmitowanej przez Telewizję Polską inauguracji pontyfikatu, 22 października obecny był przewodniczący Rady Państwa PRL Henryk Jabłoński, którego następnego dnia Ojciec Święty przyjął na audiencji prywatnej. Widocznie nawet dla komunistów było nie do pomyślenia, żeby nasz kraj nie był tam reprezentowany.
Już jednak w listopadzie 1979 r. władze poddały rewizji księży Tadeusza Pieronka (późniejszego biskupa) i Bronisława Fidelusa, którzy wieźli do Rzymu korespondencję, jaka napłynęła po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża. Urzędnicy „celni” – bo tak naprawdę byli to zapewne esbecy – otwierali listy i je czytali. Korespondencję zwrócili tuż przed odlotem samolotu.
25 stycznia 1979 r. odbyła się odprawa krajowa Służby Bezpieczeństwa, na której Kania najpierw nie szczędził słów uznania dla pracy pracowników SB, a następnie wskazał na dwa zagrożenia ze strony duchowieństwa. Chodziło o pracę z młodzieżą i początki działalności duszpasterstw stanowych. Niezależnie od sytuacji związanej z wyborem papieża, zachęcał do realizowania dotychczasowej polityki wyznaniowej, a na pocieszenie dodał, że partia nigdy nie zgodzi się na uznanie statusu prawnego Kościoła, czego od lat domagał się Episkopat. Przyznał, że wybór polskiego kardynała był dla partii zaskoczeniem, a nastąpił dlatego, że doszło do konfliktu między kardynałami włoskimi, z czego skorzystał polski kardynał, którego poparli kardynałowie z Trzeciego Świata.
– „Powodów do niepokoju jest niemało” – ubolewał – „gdyż Wojtyła jest człowiekiem wyznającym bardziej prawicowe poglądy niż kardynał Wyszyński. Łączą go też bliskie związki z bp. Ignacym Tokarczukiem”. Wtedy też padło ze strony Kani charakterystyczne dla ludzi jego formacji zdanie: „O tym, by kogoś uznać za wielkiego Polaka decydują wyłącznie jego cechy i osiągnięcia, nie zaś zajmowane stanowisko czy uzyskiwane dochody. Nie ma żadnych podstaw, by Wojtyłę traktować jako wielkiego Polaka”. Pocieszał też zgromadzonych pracowników SB wcześniej usłyszaną od Józefa Czyrka tezą, że Karol Wojtyła byłby groźniejszy dla władz PRL jako prymas Polski niż jest jako papież.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.