Podróż do Lizbony

Czasem coś w materii tego pięknego i dziwnego miasta zadziwi jeszcze bardziej: z zieleni ogrodu, z miękkich pióropuszy wszechobecnych palm (ta warszawska palma to nędzna karykatura, mimetyczne natręctwo) wyrasta nagle budynek-kolos, jakaś świecka świątynia, która okazuje się bankiem. Więź, 8-9/2007




PROWINCJONALNIE I ŚWIATOWO

Wszystkie pokojowe w hotelu Roma były Ukrainkami, ale to już najnowsza formuła otwartości na świat innej niż ta, która z tego śniadego Hindusa uczyniła hotelową służbę medyczną w białym kitlu. Poza portugalskim, mile brzmiącym dla ucha, nie mówił ani słowa w żadnym innym języku, a więc rodzina pochodząca z kolonii w Indiach musiała być od dawna zakorzeniona w Portugalii. Podobnie jak ten czarny pracownik hotelowy, którego rodzina przybyć mogła z dawnej kolonii w Angoli. Wszyscy całkowicie u siebie, naturalnie tutejsi.

Lizbona nie jest wielka stolicą, jest miastem przytulnym, zacisznym, ze swymi pagórkami, nierównym terenem, na którym ją zbudowano, prowincjonalnym trochę urokiem jej zaułków, śmiesznego, rozsławionego filmem Wima Wendersa tramwaiku biegnącego krętą linią, kołyszącego pasażerów małych wagoników rytmem zakrętów i licznych przystanków. Ale jest i inny wymiar Lizbony – szeroki, monumentalny, światowy. Mieści się on oczywiście przede wszystkim w historii, od Indii, poprzez Afrykę, Amerykę Południową (Brazylia – aneks portugalskiego tronu), wyprawy odkrywcze, szlaki morskie i to wszystko, o czym można przeczytać w podręcznikach i przewodnikach. Ten szeroki, światowy wymiar zacisznej Lizbony mieści się także w powietrzu, w przestrzeni, w sposobie, w jaki Tag wpada do morza. Nieogarnięty obszar ujścia rzeki staje się morzem otwartym na cały świat, na naszych oczach spełnia się spotkanie żywiołów. Do tego miasto ze swymi zaułkami, wzgórzami, placykami obsadzonymi czasem drzewami morwy w miejsce francuskich platanów, miasto stłoczone, jak w dzielnicy Alfama, jak w Bairro Alto, geometrycznie uporządkowane, gdy po wielkim trzęsieniu ziemi w 1755 roku odbudowywał je lizboński Haussmann, słynny, groźny markiz Pombal – zawsze zwraca się na zewnątrz, ku brzegom, ku tej ogromnej wodzie, która nie wiadomo już, czy rzeką Tagiem jest, czy morzem.

Najbardziej monumentalną budowlą jest więc nie zamek świętego Jerzego na wzniesieniu nad miastem, lecz ciągnące się w nieskończoność bulwary otwierające się ku wodzie i wchodzące w miasto placami – Praça do Comércio, Praça do Império. Wzdłuż bulwarów ciągną się także niekończącej się długości budynki: klasztor hieronimitów i dalej rozciągnięta wzdłuż bulwaru wytwórnia sznurów okrętowych... Na kamiennych nabrzeżach pobudowano pomniki wodzów i odkrywców dalekich lądów. Tu bieleje wychodząca w wodę szesnastowieczna wieża Belém (Betlejemska), rzeźbiona, zdobiona, trochę mauretańska. Służyła w swoim czasie za więzienie, przebywał w nim podobno Józef Bem...


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...