Dialog – słowo ongiś bardzo modne, dziś mocno zużyte; dla jednych to istotna postawa człowieka wierzącego, dla innych synonim wyprzedawania kluczowych treści wiary, braku krytycyzmu, naiwności, utraty tożsamości, a czasami wręcz zdrady… Więź, styczeń 2008
Kościół winien zatem z radością, ale i z rozsądkiem rozpoznawać w kulturach (nie tylko religijnych, ale także tych zsekularyzowanych!) owe nasiona Słowa, aby – jak mówił kard. Paul Poupard przed kilkoma laty w Lublinie – hodować je i doprowadzać do dojrzałości. Wydaje się, że o tym marzył 15 lat temu kard. Joseph Ratzinger, gdy mówił w wywiadzie dla „Le Monde” po ukazaniu się Katechizmu Kościoła katolickiego: Nie zamierzamy narzucać chrześcijaństwa Zachodowi, ale chcemy, by podstawowe wartości chrześcijańskie i wartości liberalne dominujące we współczesnym świecie umiały się spotkać i wzajemnie zapłodnić.
Raz jeszcze odwołajmy się do Bühlmanna. Proponuje on Kościołowi model interpretujący, który obejmuje cały zsekularyzowany świat w świetle wyprzedzającej, obejmującej wszystko, bezwarunkowej miłości Boga. Człowiek bowiem jest nie tylko drogą Kościoła, ale także – a może nawet przede wszystkim – drogą samego Boga. Tę wizję dobrze ilustrują, brzmiące nieco kaznodziejsko, słowa kard. Pouparda: ziemia jest do urządzenia, ludzie do umiłowania, Bóg do uwielbienia.
Czy taką wizję można nazwać dialogową? Mniejsza o słowa. Istotne jest to, że opiera się ona na dialogowym podejściu Kościoła do samego siebie i do otaczającego go świata.
Postawa dialogu jest trudna. Wymaga pokory wobec samego siebie i założenia, że nie jest się posiadaczem całej prawdy, że ktoś inny – mój partner w dialogu – też nosi w sobie jej część, że i w nim zasiane są ziarna Słowa.
Można uciekać od tego trudnego zadania, ale jeśli nie dialog – to co? Czy jest jakaś alternatywa? Są nią monologi, rozmowy w gronie ludzi zgadzających się ze sobą. Albo jeszcze gorzej – jeśli w pluralistycznym społeczeństwie nie będzie dialogu kultur, to dominować będzie ich wzajemna nieznajomość i obojętność, a od tej niedaleko już do wojny kultur. W tym właśnie sensie dialog, bardziej niż kwestią wyboru, stał się koniecznością – jak można było niedawno przeczytać na pierwszej stronie „L’Osservatore Romano” w komentarzu po wizycie króla Arabii Saudyjskiej u Benedykta XVI.
Polską wersję „wojny kultur” próbują nam narzucić zarówno publicyści nowej lewicy, jak i prawicowo-kościelni zwolennicy konfrontacji. Jedni i drudzy uprawiają pochwały antagonizmów, mobilizując swych zwolenników do boju. Nie zamykając oczu na rzeczywiste różnice i miejsca sporu, nie można pozwolić, by logika antagonizmu i konfrontacji zdominowała polski dyskurs publiczny. Na skutek doświadczeń historycznych wciąż zbyt mało jest bowiem w Polakach wzajemnego zaufania, umiejętności poszukiwania dobra wspólnego i tworzenia kompromisów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |