Rząd wielkiego przełomu – widziany od środka

W dzisiejszej dyskusji nad przemianami roku 1989 zbyt wiele jest ocen ahistorycznych, które nie biorą pod uwagę (zmieniających się, oczywiście) realiów tamtych czasów. Przypomnijmy zatem fakty. Więź, 8-9/2009



WIĘŹ
A w jaki sposób trafili Panowie do rządu? Jak to się wówczas odbywało?

Hall
Pamiętam doskonale, jak pod koniec sierpnia 1989 r., już po powołaniu Tadeusza Mazowieckiego na premiera przez Sejm, zostałem zaproszony do jego kancelarii. Zjawiłem się w budynku Alejach Ujazdowskich ubrany tak jak wówczas chodziłem na co dzień – czyli dość niechlujnie, bo nigdy szczególnie nie dbałem o strój – trzymając w ręku jakąś reklamówkę. Podoficer dyżurny w URM długo podejrzliwie mi się przyglądał, ale wpuścił – nie miał wyjścia, szedłem przecież na spotkanie z premierem. A szedłem ze świadomością, że zapewne otrzymam propozycję jakiejś funkcji ministerialnej w rządzie.

Wszedłem więc do tego wielkiego gmachu rządowego, a w nim były tylko trzy osoby, którym mogłem w pełni zaufać: premier Mazowiecki, Jacek Ambroziak jako podsekretarz stanu w tym przejściowym okresie i Anna Cisło, sekretarka premiera, wcześniej pracująca w „Tygodniku Solidarność”. Cała reszta to aparat sił starego systemu.

Byłem wówczas nieco z boku głównego nurtu wydarzeń – ponieważ nie byłem posłem. Nie kandydowałem w wyborach czerwcowych, choć brałem udział w rozmowach Okrągłego Stołu w zespole ds. reform politycznych Uważałem wówczas, że do wyborów ze strony opozycji powinien iść wspólnie tzw. sojusz na rzecz demokracji, czyli „Solidarność” i Komitet Obywatelski, ale też istniejące wówczas zorganizowane ugrupowania i środowiska polityczne, te oczywiście, które akceptują ustalenia Okrągłego Stołu. Chodziło mi o to, że nasz obóz powinien mieć charakter pluralistyczny i o to, żeby nie wywołać urazów, które już wtedy narastały

Jak wiadomo, zwyciężyła inna koncepcja, w związku z tym nie kandydowałem do Sejmu, w imię wierności zasadom. Moje stanowisko poparł zresztą Tadeusz Mazowiecki i także nie kandydował. Oczywiście nigdy nie przyłączyliśmy się do grona osób, które uznawały te wybory za manipulację. Poszedłem na wybory i oddałem głos na Jacka Merkla. Później przez miesiąc byłem w Paryżu (po raz pierwszy w życiu, bo wcześniej nie dostawałem paszportu) i tam na spotkaniach u księży pallotynów i w Misji Polskiej broniłem politycznej linii Okrągłego Stołu.

Z dzisiejszej perspektywy patrząc, uważam zresztą, że ta moja reakcja była za daleko idąca. Oczywiście miałem rację, że lepiej byłoby, gdyby nasza lista była od razu bardziej pluralistyczna, ale też historia pokazała, że różne środowiska polityczne szybko zalążkowo zaistniały w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym.

Muszę jeszcze przyznać, że dla mnie było dużym zaskoczeniem, iż to właśnie Mazowiecki został desygnowany na premiera. W pewnym momencie było trzech kandydatów: Bronisław Geremek, Jacek Kuroń i Tadeusz Mazowiecki. Sądziłem, że to nie będzie Mazowiecki, choć miał bardzo ważną pozycję, ale to on przecież był autorem słynnego artykułu, w którym uznał za przedwczesną koncepcję Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier”. Zatem wskazanie Mazowieckiego przez Lecha Wałęsę było dla mnie niezwykle przyjemnym zaskoczeniem. Była to też dla mnie gwarancja zaufania do tego rządu. A też mogłem się spodziewać, że nowy premier złoży mi jakąś propozycję. Tak też się stało…

Osiatyński
Prawdopodobnie jakieś znaczenie miała moja praca naukowa oraz początkowa aktywność poselska. Pamiętne dla mnie jest zwłaszcza moje bodaj pierwsze sejmowe wystąpienie w imieniu Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego – w debacie nad indeksacją płac. Przy Okrągłym Stole strona opozycyjna wywalczyła wprowadzenie zasady indeksacji nadążającej za inflacją. W OKP szybko jednak uświadomiliśmy sobie, że wierne stosowanie tej zasady uniemożliwi wyprowadzenie gospodarki z kryzysu.

Nie można jednak było odciąć się od postulatów „Solidarności”, które wraz z nią wielu z przyszłych posłów OKP zgłaszało w czasie obrad Okrągłego Stołu i w kampanii wyborczej, ani dezawuować Lecha Wałęsy, zdjęciu z którym większość z nas zawdzięczała swój wybór do Sejmu i Senatu. Pamiętam spotkanie z Wałęsą w Sejmie, z udziałem kilku członków Komisji Krajowej, w czasie którego powiedziałem: „jeżeli się przy indeksacji upieracie – będziecie ją mieli, ale ceną za to będą takie to a takie konsekwencje”.

Nie udało nam się wtedy przekonać ani Wałęsy, ani jego kolegów. Efekt dla mnie był tylko taki, że uczestniczący w spotkaniu Bronisław Geremek zdecydował: będziesz w tym punkcie debaty sejmowej mówił w imieniu Klubu. W tym przemówieniu najpierw przytoczyłem wszystkie argumenty za tym, żeby z indeksacji zrezygnować, a na koniec zapowiedziałem, że skoro nasi wyborcy tego chcą, Klub będzie za indeksacją głosować.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...