Wiele dokumentów jest niedostępnych dla polskich historyków w archiwach zachodnich, rosyjskich, białoruskich, ale też, niestety, w polskich. A wszystko zaczyna się nie w Katyniu, lecz o wiele wcześniej, gdy dochodzi do konfliktu między rodzącą się Polską a komunizmem, a więc w roku 1920.
Zdarzało się, że ks. Musielak rozpoczynał swoje kazania słowami: „Słyszysz, Kremlu, mówi do ciebie ks. Musielak!”, co bardzo podobało się wiernym, ale sprawiało hierarchii kościelnej niemało problemów. Skierowano ks. Musielaka do parafii w Witowie k. Zakopanego, gdzie zasłynął jako wspaniały duszpasterz i kaznodzieja. Człowiek niezłomny, niedający się pokonać, przypominający, że dopóki żyje, będzie głośno mówić o zbrodni katyńskiej. Często wyjeżdżał, zapraszany na rekolekcje i konferencje. Władze komunistyczne rozpoczęły przeciw niemu ostrą ofensywę za głoszenie „głupstw” na spotkaniach, konferencjach, Mszach św.<
– Towarzyszył Pan ks. Musielakowi w dziele jego życia – procesie beatyfikacyjnym „Poznańskiej Piątki”...
– To byli jego wychowankowie, z którymi spotykał się przed wojną w oratorium salezjańskim w Poznaniu. Gdy on w czasie wojny pojechał do Kopca pod Częstochową, a później dostał się do sowieckiego obozu jenieckiego w Kozielsku, oni włączyli się w konspirację. Zostali wydani Niemcom, a ci mieli jeden wyrok – śmierć. Ks. Leon napisał o tych chłopcach książkę pt. „Bohaterska Piątka”. „Święta Piątka” została wyniesiona na ołtarze w 1999 r. przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Ks. Musielak nie dożył tej chwili. Umarł w Poznaniu. Na pogrzeb przybyło wielu jego uczniów, przyjechała kapela góralska z Witowa. Kochano go w Witowie, był pierwszym kapłanem, który góralskie dzieci zawiózł nad morze, zajmował się młodzieżą góralską, odciągając ją od niebezpiecznych rozrywek. Rozsławił Witów. Na jego Msze św. przyjeżdżali ludzie z całej Polski.
– W filmie o podróży ks. prał. Zdzisława Peszkowskiego i Rodziny Katyńskiej śladami mordów na polskich oficerach jest taka przejmująca scena z podziemi więzienia w Smoleńsku, gdzie ks. Peszkowski klęczy pod ścianą, modli się i błogosławi to miejsce znakiem krzyża. Czy w tym właśnie miejscu odbywały się egzekucje?
– Tak. Dziennikarze, a wcześniej prokuratorzy dotarli do funkcjonariusza nazwiskiem Syromiatnikow, który doprowadzał więźniów z cel do plutonu egzekucyjnego. Dokładnie opisał scenariusz mordu. Oficerów wyprowadzano z cel pojedynczo, wiązano im ręce, wprowadzano do pomieszczenia, w którym pytano o imię i nazwisko, imię ojca, po czym wprowadzano do drugiego pomieszczenia, gdzie następował strzał. Część oficerów zabijano bezpośrednio nad dołami, prawdopodobnie, by zmieścić się w czasie zaplanowanym na dokonanie tej zbrodni. Oprawców znamy z nazwiska, wszyscy zostali za to nagrodzeni premiami od ośmiuset rubli do miesięcznej pensji.
– Systematyczność tej zbrodni przeraża, gdy dziś widzimy przedziurawione w tym samym miejscu czaszki polskich oficerów...
– Oprawcy byli szkoleni, jak zadawać śmierć. To nie byli ludzie przypadkowi. Znali się na swoim potwornym fachu, wykonując go latami. Był wśród nich wysokiej rangi funkcjonariusz o nazwisku Błochin. Nawet enkawudziści byli zaskoczeni jego „przygotowaniami do pracy”. Zakładał fartuch, czapkę, rękawiczki. Podawano mu tylko nabite pistolety. Przykładał lufę do szyi czy do głowy ofiary i naciskał spust. Sam zabił prawdopodobnie ok. 1000 oficerów. Mieszkał w wagonie na stacji. Przychodził wieczorem i mówił: „No, towarzysze, czas iść do pracy”. Po kilku godzinach do obozu szedł szyfrogram: „Wykonano 216”. Co znaczyło: „Zabito 216 oficerów”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.