Kłamstwo jest nie tylko kwestią etyczną – broni się przed nim nawet organizm ludzki. Potrzeba mówienia prawdy wpisana jest w naturę człowieka. Dziś notorycznych kłamców da się wykryć, wykonując odpowiednią techniką zdjęcia tego obszaru mózgu, który odpowiada za rozpoznawania dobra i zła.
„Stwarzanie” słowem ma jeszcze inny wymiar. Tym, co i jak mówimy, kształtujemy w sensie dosłownym nasze relacje z otoczeniem. Słowem można bowiem zarówno wspierać innych na różne sposoby, ale też wyrządzić zło, wręcz „zabijać, tak jak nożem”, o czym śpiewał Czesław Niemen.
Powinniśmy to rozumieć, zwłaszcza jeśli chodzi o nasze zachowania wobec dzieci, ponieważ kształtujemy (a nawet „stwarzamy”) przede wszystkim ich wizerunek samych siebie, ale oczywiście także obraz Boga i przekonania o życiu w ogóle. Jeśli karmimy je komunikatami typu: „zawaliłeś jak zawsze”, „wiedziałem, że tak będzie”, „jesteś do niczego”, „jesteś zdolny, ale leń” i podobnymi, to odbieramy naszym dzieciom poczucie wartości i wiarę w siebie, w wyniku czego naprawdę będzie im w życiu ciężko sobie radzić. Jeśli przeciwnie – bezkrytycznie chwalimy je za wszystko i nie przyjmujemy do wiadomości krytycznych uwag otoczenia o nich, to hodujemy nadętych narcyzów, którzy też będą mieli w życiu poważne – choć zupełnie inne – kłopoty. Jak zawsze najlepszy jest „złoty środek”.
Odrębną kwestią jest moc słowa – jego uwiarygodnienie przez autorytet wypowiadającego. W słowa Jezusa wierzono, bo uwiarygodniał je czynami. Swoim uczniom nakazał podczas rozesłania nie tylko głosić ewangelię, ale także uzdrawiać chorych i wyrzucać złe duchy, wiedział bowiem, że samo słowo to za mało. Trudno natomiast przyjąć za wiarygodne np. wypowiedzi gwiazdy popkultury mającej aktualnie czwartą żonę, o tym, że najważniejsza w życiu jest rodzina. Podobnie niewiarygodnie brzmi z ust biskupów mieszkających w wykładanych marmurami pałacach i jeżdżących luksusowymi limuzynami przesłanie o prymacie „być nad mieć”, czyli spraw duchowych nad materialnymi.
O odpowiedzialności za wypowiadane słowa mówię z przekonaniem, gdyż sam językiem wyrządziłem sporo szkód. Po wielu latach dowiaduję się, jak głęboko w kogoś zapadły „dołujące” stwierdzenia, aż stały się one bolesnymi ranami w duszy, które wymagają długiego, troskliwego leczenia. Bardzo dosadnie ujął to w wierszu pt. „Zemsta słów” poeta Jan Rybowicz:
Twoje słowa, głupcze,
będą Cię kiedyś sądzić.(…)
Twoje słowa, głupcze skażą cię
na wieczną śmierć. (…)
Twoje słowa, które teraz
bezrozumnie wydmuchujesz.
Słowa lekkie jak bańki mydlane.
One kiedyś nabiorą wagi, urosną,
nabiorą siły i wtedy wbiją
nieoczekiwanie swój ostry nóż w twoje plecy.
Grzechy języka to nie tylko kłamstwo, ale także nadmierny krytycyzm, sianie zwątpienia w możliwość pozytywnych zmian w życiu, odbieranie nadziei. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jeśli chcemy nad naszym językiem zapanować, by działać nim dobre rzeczy, musimy zacząć od pracy nad zmianą naszych przekonań – obrazów siebie, a w szczególności Boga – o czym tak mówi św. Paweł: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża” (Rz.12,2).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.