Kłamstwo ma krótkie nogi

Głos ojca Pio 2/62/2010 Głos ojca Pio 2/62/2010

Kłamstwo jest nie tylko kwestią etyczną – broni się przed nim nawet organizm ludzki. Potrzeba mówienia prawdy wpisana jest w naturę człowieka. Dziś notorycznych kłamców da się wykryć, wykonując odpowiednią techniką zdjęcia tego obszaru mózgu, który odpowiada za rozpoznawania dobra i zła.

Brałem ostatnio udział w szkoleniu, które miało na celu przygotowanie kadry kierowniczej do prowadzenia negocjacji. Zdobywane podczas niego wiadomości i trenowane techniki budziły u części uczestników wątpliwości natury etycznej. Okazało się bowiem, że podczas treningu radzenia sobie ze stresem i sytuacjami zagrożenia uczono nas m.in. takiego opanowywania własnych reakcji (ciała, mimiki, głosu itp.), by nie można było po nas poznać, że ukrywamy prawdę bądź wręcz… kłamiemy. Z kolei podczas przyswajania technik negocjacyjnych uczono nas wyrafinowanych sposobów zastawiania pułapek na adwersarzy.

Pułapki języka

Ostatecznie zdobyta podczas szkolenia wiedza i umiejętności potwierdziły tylko, jak ważna w życiu człowieka jest prawda. Okazuje się bowiem, że kiedy kłamiemy, w naszych organizmach błyskawicznie zachodzą zmiany: rośnie np. napięcie pewnych grup mięśni, co skutkuje wzrostem rozkurczowego ciśnienia krwi, z powodu jednoczesnego spłycenia i przyspieszenia oddechu przyspiesza także nasze tętno, zmienia się odczyn pH skóry itp.

Z kolei zastawianie pułapek podczas zaawansowanych strategii negocjacyjnych w dużej części oparte jest na rozdźwięku pomiędzy „ja realnym” i „ja idealnym” człowieka. Okazuje się, że osobnik wplątany w sytuację, w której pewny jest odniesienia sukcesu podczas negocjacji (specjalnie daje mu się sygnały, żeby tak myślał), zostaje zaskoczony oczekiwaniami nie do spełnienia i potrafi zgodzić się na niekorzystne dla siebie uzgodnienia, byle tylko wyjść z negocjacji „z twarzą”. Wykorzystuje się tutaj mechanizm polegający na tym, że człowiek chce – za wszelką cenę – uratować przed samym sobą i najbliższym otoczeniem dobrą opinię o sobie (w tym przypadku sprawnego negocjatora). Łatwiej jest mu wmawiać sobie (bo sam stara się w to uwierzyć) i otoczeniu, że wynegocjował coś sensownego, niż w krytycznym momencie (uświadomienia sobie, że wpadł w zastawioną pułapkę) po prostu przyznać się do porażki i na niekorzystne uzgodnienia po prostu się nie zgodzić… Na takie pułapki odporne są tylko te osoby, których własny wizerunek („ja idealne”) jest bliski rzeczywistości („ja realne”). Specjaliści od negocjacji twierdzą jednak, że to bardzo nikły odsetek społeczeństwa…

Na koniec szkolenia odnieśliśmy ulgę, ponieważ – jak się okazało – nie zachęcano nas bynajmniej do stosowania technik ukrywania kłamstwa ani do zastawiania pułapek podczas negocjacji. Chodziło o to, byśmy sami stali się na tego rodzaju „techniki” odporni, w porę umieli je rozpoznać i – w razie „zagrożenia” – nie padli ofiarą tego rodzaju podstępów.

Moje doświadczenia nauczyły mnie, po pierwsze, tego, że kłamstwo jest nie tylko kwestią etyczną – broni się bowiem przed nim nawet organizm ludzki. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że potrzeba mówienia prawdy wpisana jest w naturę człowieka. Dziś notorycznych kłamców da się wykryć, wykonując odpowiednią techniką zdjęcia tego obszaru mózgu, który odpowiada za rozpoznawania dobra i zła. Część komórek tam się znajdująca w wyniku posługiwania się kłamstwem ulega zniszczeniu. Może to zajść tak daleko, że najbardziej zatwardziali kłamcy tracą z czasem zdolność rozpoznawania dobra i zła i muszą o ich wskazanie prosić ludzi z otoczenia. Po drugie, ponownie zdałem sobie sprawę z tego, jak ważne jest poznawanie prawdy o sobie samym i dążenie do maksymalnego zbliżenia wyobrażeń o sobie do rzeczywistości.  

Prawda

Prawda o sobie samym to nie wszystko. Równie mocno jak do własnego wizerunku (czyli tego, jak nas widzi otoczenie, a szczególnie widzieli w dzieciństwie rodzice, a co przyjęliśmy za własne widzenie siebie) przywiązani jesteśmy np. do „zaszczepionego” w nas obrazu Boga. Spotkałem się ostatnio z – w większości pozytywnymi – opiniami o głośnej książce „Chata” autorstwa Williama P. Younga. Niektórych czytelników zbulwersował jednak sposób przedstawienia w niej Boga Ojca i – w mniejszym stopniu – Ducha Świętego. O ile przedstawienie Osób Trójcy Świętej jako grubej murzynki i dokazującej dziewczynki może budzić u niektórych „wątpliwości”, o tyle nie protestujemy przeciw słynnemu witrażowi Stanisława Wyspiańskiego z kościoła franciszkanów w Krakowie, ukazującemu Boga Ojca jako sędziwego, siwego staruszka z brodą – wręcz zachwycamy się takim wyobrażeniem… A przecież Bóg taki też nie jest… Jedynym znanym ludzkości Jego obrazem jest Jezus Chrystus, który przyjął na czas ziemskiego życia ludzką postać. Poznaliśmy więc Jego przymioty, ale oprócz tego – tak naprawdę – nic nie wiemy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...