O mojej przyszłości decydowali rodzice. Nie mogłam sama wybrać szkoły, chciałam iść do technikum, ale zdecydowali się na liceum, a ja bardzo bałam się im sprzeciwić. Bardzo dobrze zdałam maturę, a potem rodzice zdecydowali, że pójdę na UJ studiować anglistykę.
Jestem byłą narkomanką. Obecnie mieszkam w jednym z ośrodków Monaru. Przebywam tam od roku.
Nigdy nie lubiłam się uczyć, ale ambicje moich rodziców, ich ciągłe naleganie, że muszę mieć dobre, bardzo dobre stopnie sprawiały, że musiałam to robić. Sposób w jaki mnie traktowali rodzice był dla mnie krzywdzący. Pomimo, że miałam wiele koleżanek, czułam się bardzo samotna. Pewnie dlatego, że nigdy nikomu nie mówiłam o swoich marzeniach, czy o swoim cierpieniu.
O mojej przyszłości decydowali rodzice. Nie mogłam sama wybrać szkoły, chciałam iść do technikum, ale zdecydowali się na liceum, a ja bardzo bałam się im sprzeciwić. Bardzo dobrze zdałam maturę, a potem rodzice zdecydowali, że pójdę na UJ studiować anglistykę. Załatwili mi nawet jednoosobowy pokój w akademiku, żeby ktoś mi w nocy nie przeszkadzał w nauce. O wszystkim oni decydowali. Wiedzieli nawet, co będę robić po studiach.
Wyrok śmierci
Rok akademicki 2006/07 był dla mnie wyrokiem śmierci.
Był deszczowy dzień, gdy podczas przerwy podszedł do mnie jeden z chłopaków z grupy. Miał na imię Daniel. Po krótkiej wymianie grzeczności powiedział, że widzi w moich oczach ból i to, że coś mnie trapi. Odparłam tylko, że jest bardzo spostrzegawczy.
Rozmowie przyglądał się drugi chłopak, który także od pewnego czasu mnie obserwował. Po ostatnim wykładzie Daniel zaproponował, że mnie odprowadzi – zgodziłam się i opuściliśmy uczelnię. Po chwili milczenia zaczął rozmowę, a na koniec podarował mi dwa zwinięte ruloniki, które przypominały papierosy, a w środku zamiast tytoniu był biały proszek.
– To witamina C, wystarczy zasnifować – uprzedził moje pytania.
Patrzyłam na niego dziwnym wzrokiem, ale w milczeniu, pełna lęku, wzięłam koks. Wróciłam do akademika, włożyłam ruloniki do szuflady. Prawie o nich zapomniałam. Prawie...
Wkrótce pisałam kolokwium, którego nie zdałam. Nie dopuszczono mnie do egzaminu. Po ogłoszeniu wyników załamałam się i wybiegłam z uczelni. Wtedy ktoś podbiegł do mnie wołając moje imię. Zatrzymałam się, odwróciłam i zobaczyłam Pawła.
– To jest mój numer telefonu, gdybyś czegoś potrzebowała... – podał mi kartkę z imieniem i numerem komórki.
Rozpłakałam się i rzuciłam mu się w ramiona. Poczułam się – nie rozumiem dlaczego – kochana.
Odlot
Na sekretarce nagrali mi się rodzice, którzy kazali mi przyjechać do domu. Nie wiedziałam, co robić. Przecież nie zdałam... Przypomniałam sobie wtedy o witaminie C, którą otrzymałam od Daniela. Wyciągnęłam z szuflady mały rulonik z białym proszkiem i odsypując trochę na rękę, zaciągnęłam się jak tabaką. Załzawiły mi się lekko oczy i zawróciło się w głowie, ale po chwili poczułam swobodę i radość, jakiej nigdy nie miałam. Nie mogłam zasnąć, przenosiłam się w świat marzeń i czułam się z tym świetnie. Rano wciągnęłam resztę proszku, po południu zabrałam walizki i pojechałam na dworzec złapać pociąg do Żywca. Po zajęciu miejsc w przedziale nastąpił zjazd. Dojeżdżając na PKP w Żywcu udałam się do łazienki, aby tam zasnifować przed spotkaniem z rodzicami. Poczułam odlot. Nabrałam pewności siebie, stałam się bardzo radosna, zniknął lęk.
– Aniu?! A co ty taka radosna? – zdziwiła się mama, która otworzyła mi drzwi.
Zostawiłam bagaże, zajęłam miejsce za stołem, przy którym rodzice właśnie jedli kolację. Mama nakryła również dla mnie.
Zakomunikowałam pewna siebie i jakby dumna, że nie zostałam dopuszczona do egzaminu. Oczywiście rodzice byli wściekli, a mama od razu kazała mi odejść od stołu i udać się do pokoju. Poszłam. Nie mogłam zasnąć. Czułam się taka odprężona. Słyszałam gdzieś w tle rozmowę rodziców. Nie mogli uwierzyć, że poniosłam klęskę.
Przy śniadaniu towarzyszyło nam milczenie. Pożegnałam się z rodzicami na stacji PKP i wsiadłam do pociągu. Teraz poczułam zmęczenie.
Paweł
W poniedziałkowy poranek pojechałam na uczelnię. Po zakończonym wykładzie dowiedziałam się o terminach egzaminów w zbliżającej się styczniowej sesji. Wtedy znowu podszedł do mnie Daniel i uśmiechając się, zapytał, czy korzystałam z jego ostatniego prezentu. Gdy przytaknęłam zaproponował mi nowy towar (w płynie), za który jednak musiałam zapłacić trzy dychy. Oczywiście skorzystałam z propozycji kupna. Rozstaliśmy się, a materiał schowałam tam, gdzie poprzednio. Czułam głód, ciągnęło mnie, żeby sobie wstrzyknąć, ale silna wola sprawiła, że zostawiłam towar na spotkanie z rodzicami po sesji, gdybym oblała...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.