I oto nadspodziewanie Jezus nie jest już wśród nas. Świeci nieobecnością. Usuwa się z pola widzenia. Żadna siła świata nie jest w stanie Go zatrzymać. A byłoby przecież cudownie, gdyby pośród nas pozostał widzialnie i uchwytnie.
I właśnie dlatego ryty aranżowane u progu, na zakręcie, nie powinny nigdy zaginąć:
– ujmujący gest matki, która odprawia swe dzieci w codzienny dzień przedszkola lub szkoły, kreśląc na czole znak krzyża, ów znak nadziei, że nastąpi dobre i zdrowe widzenie się;
– kojący i uzdrowicielski dotyk między małżonkami i u chorych: uścisk ramion, pocałunek, przelotny całus warg, ale i znaczone na czole błogosławieństwo!
– duszpasterzom znana jest prośba wielu podróżujących i turystów o błogosławieństwo na drogę. W Anglii na wjazdach na mosty często widnieje modlitewny łaciński napis: „Domine, dirige nos!” – „Panie, prowadź nas!” Naśladujmy tę piękną bożą formułę życzenia szczęścia: znaczmy sobie nawzajem na czole ślady bliskości Chrystusa! Wtedy spłynie na nasze ciało szczęsny ślad nieba, na tę ziemię. Albowiem Bóg obiecuje nam nowe widzenie się. Niebo jest zaś miejscem, gdzie znów się zobaczymy u Boga i w Bogu.
W tym miejscu nie mogę sobie odmówić zrelacjonowania zdarzenia, jakie od kilku lat powtarza się w kościele, w którym co niedzielę sprawuję Eucharystię. Uczestniczą w niej także młode matki i ojcowie przychodzący z ich przedszkolnymi pociechami. Przyjmując Komunię św., trzymają je za rączkę i chowają za siebie. Zacząłem te dziewczynki i chłopców wyławiać z tego ukrycia i podawszy rodzicowi Hostię, jąłem pochylać się nad każdym z nich, kreśląc mu na czole znak krzyża. Z początku gest ten przyjmowano z pewnym zadziwieniem, lecz niedługo niewyszukany ten ryt tak się zadomowił, że stał się stałym elementem przy rozdzielaniu Komunii św. Maluchy podchodzą z rodzicami i często z uśmiechem na ustach pokazują swe nowe zabawki.
Pokłon w kościele
Ale oto Łukasz przenosi swój wzrok z Jezusa na „Kościół mężczyzn”, którzy pozostają osamotnieni na Górze Wniebowstąpienia. Ewangelista przekazuje nam dalszy szczegół: Jezus usuwa się. Ostatnie wrażenie, jakim darzy uczniów, przyprawia ich o zachwianie fizycznej równowagi. Uczniowie nie machają rękami za odchodzącym Panem. Dzieje Apostolskie opowiadają o nieoczekiwanie zastygłym spoglądaniu w górę, gdzie ginęła sylwetka Jezusa. „Oni zaś oddali Mu pokłon”, głosi Łukaszowa Ewangelia (24, 52). Prawdopodobnie padli twarzą na ziemię. W tej pozycji wyraża się ich Credo. Zostali zmożeni. Pozwalają Mu odejść, a jednocześnie zyskują władzę nad uczuciami swych serc. Adorują Tego, który im znika z pola widzenia. Już Go więcej nie dostrzegają i padają na twarz przed Tym, któremu dana jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Podpada nam tu określona polaryzacja: podczas gdy Jego ruch zmierza „ku górze”, oni padają „w dół”, na twardą ziemię. Utwierdza się w nich przekonanie: oto „ich” Jezus znalazł spokojną przystań w Bogu.
Osobliwa radość Wniebowstąpienia
Kolejna podpadająca scena, zreferowana nam przez Łukasza, dotyczy emocjonalnego poruszenia uczniów. Ewangelia nie mówi nic o jakimś przygnębieniu, o trwożliwym zasmuceniu czy zniechęcającej bezradności osieroconych; przed sobą mamy Jedenastu, z oczu których bije nietajona radość i swego rodzaju już zielonoświąteczne upojenie. Ich powrót do miasta nie jest marszem duchowo rozstrojonych mężczyzn, lecz mężów wypełnionych Duchem do epokowego zrywu. Jest tak, jakby spłynęła na nich cała potęga Bożego błogosławieństwa, jakby ich dogłębnie przeniknęła.
Już więcej nie są zwyczajnymi widzami wypatrującymi w niebie dziurę, oni przyjmują oferowaną im misję i czują jedno: jako „u-błogosławieni” możemy stać się błogosławieństwem dla drugich. Oni przejmują błogosławieństwo nieomal jak sztafetę w wyprostowanej postawie dziękczynienia i uwielbienia. Jakby chcieli wyrazić Mu swoje przeświadczenie, że sprawa potoczy się gładko. W naszych wielkopostnych nabożeństwach mówimy i śpiewamy na przemian aklamację: „Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat”. To MY teraz błogosławimy Tobie! Na odchodnym uczniowie zapewniają Pana, że Jego ziemski pobyt pośród nas sami u-wewnętrznią w Ciele eucharystycznym. Również dwaj uczniowie z Emaus powracali w stanie upojenia, kiedy On łamał z nimi chleb i w tym geście(!) tajemniczo zniknął im z oczu.
I tak niekończący się hymn pochwalny („Boże błogosławieństwo”) w świątyni odpowiada błogosławieństwu Pana, którego On nigdy nie wycofuje. I tak obraz Wniebowstąpienia zyskuje podwójny ruch: Jezus wstępuje w bliskość Boga i wraca na moje głębie. Upadłszy na twarz, uczniowie podnoszą się i błogosławią Boga. To byłoby najwyższym aktem, do którego jesteśmy zdolni: sławić Boga w hymnie pochwalnym, a w naszym cichym posługiwaniu drugim – wysławiać Go i z Nim współdziałać w zbawieniu naszej rzeczywistości ziemskiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.