Na emigracji najgorzej jest na początku. Trzeba się przyzwyczaić do innego życia. Jednak nawet później, kiedy jest już łatwiej, większość polskich emigrantów myśli o powrocie.
Polska szkoła w Accrington przystąpiła również do programu „Czytająca szkoła”, realizowanego przez Fundację „Cała Polska czyta dzieciom”. Każde sobotnie zajęcia rozpoczynają się od 10-minutowego czytania uczniom wybranych książek. Oprócz nauczycieli czytają je również rodzice, którym dzieci wręczają własnoręcznie wykonane medale. Andrzej ma już ich małą kolekcję. − Wychowanie dzieci w Anglii nie jest sprawą łatwą. Bardzo cenimy sobie zajęcia w sobotniej szkole. To dla nas bardzo ważne, aby córki miały ciągły kontakt z ojczystym językiem i rówieśnikami z Polski – przyznaje.
Rodzina stara się również korzystać z każdej możliwości wspólnego spędzania czasu. Dobrą okazją do rozmowy są chociażby spacery. − Nie lubię typowej angielskiej pogody. Na szczęście tutaj nie zawsze pada i zdarzają się ładne dni – mówi z uśmiechem Anna.
Rodzina Trellów wynajmuje trzypokojowy domek na ładnym, nowym osiedlu. Anna nie pracuje zawodowo, zajmuje się prowadzeniem domu i opieką nad najmłodszym dzieckiem. Starsze dziewczynki na co dzień uczęszczają do angielskiej szkoły. – Początki nie były dla córek łatwe, ale teraz świetnie sobie radzą z angielskim – stwierdza ich mama.
Głowa pełna pomysłów
Podstawą utrzymania rodziny jest pensja Andrzeja. – Nie ukrywam, że moje zarobki nie są duże. Spora liczba emigrantów z Polski, Czech, Słowacji i Litwy, ale również z Indii czy Pakistanu, sprawia, że pracodawcy, w tym także mój, nie kwapią się do podwyżek. Ale stać nas na wynajęcie domu i spokojne życie. To także dzięki systemowi zasiłków, które w Anglii otrzymuje od rządu każda rodzina. Nie zamierzam jednak żyć, czekając tylko na zasiłki. Mam zdrowe ręce, chęci do pracy i głowę pełną pomysłów – dzieli się Andrzej. Pół roku temu założył więc w Anglii własną firmę. Nadal pracując w fabryce, rozpoczął jednocześnie współpracę z polskim producentem mechanicznych zabezpieczeń samochodów przed kradzieżą. Na początku roku odbył odpowiednie szkolenie. − Importując polskie produkty, będę rozwijał rodzimą firmę i promował w Anglii bardzo dobry polski wyrób. To dopiero początki, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w przyszłości, mieszkając w Polsce, nadal prowadzić firmę działającą w Anglii. To tylko jakieś tysiąc siedemset kilometrów, a podróż samolotem trwa zaledwie dwie godziny. Oprócz tego żyjemy w dobie internetu. Mam także nadzieję znaleźć zaufanych pracowników – wylicza Andrzej. I mocno wierzy, że uda mu się zrealizować te plany.
Serce się tego domaga
Od początku dla Trellów było jasne, że opuszczają Polskę tylko na jakiś czas. Starają się więc utrzymywać kontakt z ojczyzną, z rodziną i przyjaciółmi. − Polskę odwiedzamy dwa razy w roku. Gdy tylko mam urlop, wsiadamy do samochodu i jedziemy. Droga zajmuje nam około dwudziestu dwóch godzin. Choć za porównywalne pieniądze moglibyśmy polecieć samolotem z Manchesteru na przykład na Majorkę, zawsze wybieramy Polskę. Serce się tego domaga. Najpiękniejsze są chwile, kiedy przejeżdżamy Odrę i wjeżdżamy do ojczyzny. Czujemy wtedy ogromną radość. Córki, które spędziły również ubiegłoroczne wakacje w Polsce, już teraz nie mogą doczekać się kolejnych – przyznaje.
Przebywając na emigracji, Andrzej nie przerwał także pisania artykułów dla pisma ukazującego się w jego polskiej parafii. Co miesiąc przesyła tekst, a w jednym z nich napisał: „Dałeś mi, Boże, ten czas poza Ojczyzną, bym mógł mój kraj, bez którego nawet bociany żyć nie mogą, kochać jeszcze mocniej”. Będąc w Polsce, raz w roku, stara się także uklęknąć na Jasnej Górze. − Mam o co prosić Matkę Bożą, a Ona nigdy jeszcze mnie nie zawiodła – wyznaje.
To tylko etap w życiu
Jak wynika z obserwacji Andrzeja, zdecydowana większość „nowych emigrantów” pragnie wrócić do swojej ojczyzny. – Dotyczy to nie tylko Polaków, ale również Czechów, Słowaków czy Litwinów. Dla większości z nich, a także dla mnie i mojej rodziny, jest to tylko pewien etap w życiu – zauważa, dodając, że wiele osób prosił o modlitwę w intencji ich szybkiego powrotu do ojczyzny. − Otrzymałem od Boga „bilet w jedną stronę”, ale wiem, że trzyma dla nas także bilet powrotny. Pytam więc Go codziennie na kolanach: kiedy to będzie? Jestem pewien, że kiedyś wrócimy. Mimo trzech lat spędzonych na obczyźnie i życia, które jest tam łatwiejsze, kocham Polskę i się tego nie wstydzę. Emigracja jest dla mnie etapem, który coś nowego wniósł do mojego życia, ale wyjechałem z ojczyzny mając w pamięci słowa Jana Pawła II, który mówił do każdego z nas: „Macie wiele do zrobienia w Polsce” – podsumowuje Andrzej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.