1976 – to był smutny rok

Niedziela 27/2010 Niedziela 27/2010

W czerwcu 1976 r. premier rządu PRL Piotr Jaroszewicz zapowiedział podwyżki cen sięgające nawet 150 procent. W kilkunastu miastach kraju zaczęły się manifestacje i strajki. Protestowało ponad sto tysięcy osób. Najaktywniej w Radomiu

 

Milicja zorganizowała wobec aresztowanych tzw. ścieżki zdrowia. Ustawieni w kilkudziesięciometrowy szpaler mundurowi z długimi na 75 centymetrów pałkami bili przechodzących aresztantów. Upadających pod ciosami pałek kopali. Młodzież, dzieci, dorosłych, kobiety w ciąży. „(...) na korytarzu bito brzemienną kobietę, a milicjanci nieczuli na jej błagania krzyczeli «jak żeś k... brała udział w strajku, to żeś się nie bała, że poronisz, a teraz się boisz». Bicie ciężarnej kobiety widział Bogdan Goliat, który słyszał jej błagania «nie bijcie mnie, jestem w ciąży» i szokującą odpowiedź: «to k... poronisz»”. Paweł Sasanka, „Czerwiec 1976. Geneza, przebieg, konsekwencje”, s. 278, IPN 2006 r.

Piątek 25 czerwca był pogodnym dniem. Jednak to nie nastrajało ludzi do ciepłych refleksji. Jadąc do pracy, po cichu dyskutowali o radykalnych podwyżkach cen. W zakładach już na głos wyrzucali swą złość przed brygadzistami, majstrami i dyrektorami zakładów – zwykle aktywistami PZPR. Obojętność, niekiedy wręcz chamstwo przełożonych zaczęły powoli doprowadzać ludzi do wściekłości. Postanowili wyjść na ulicę. Jako pierwsi pochód uformowali pracownicy Zakładów Metalowych im. „Waltera”. Do nich stopniowo dołączali następni.

Po kilku godzinach milicja oraz wojsko przypuściły frontalny atak na manifestujących. Głównie na tych, którzy znajdowali się pod radomskim Komitetem Wojewódzkim PZPR i którzy mieli rzekomo podpalić gmach. Do dziś nie wiadomo, kto pierwszy rzucił ogień. Prowokatorzy z SB, milicji, którzy inicjowali na mieście rozbijanie szyb i rabowanie sklepów, czy też ktoś z niezadowolonego tłumu.

Podczas walk ulicznych, które trwały do późnych godzin popołudniowych, kilkaset osób zostało rannych. Dwaj robotnicy zginęli przygnieceni przyczepą z betonowymi płytami, które miały stanowić barykadę. Tego samego dnia zginął Jan Brożyna zakatowany przez milicję. Za pobłogosławienie radomskiej manifestacji w niecały miesiąc później zamordowany został przez SB ks. Roman Kotlarz. Do dzisiejszego dnia morderców obu ofiar nie ukarano. Około tysiąca osób, w większości przypadkowych zostało aresztowanych.

Męża już nie masz

Zofia Sadowska urodziła się w 1939 r. W 1976 r. jej mąż od kilku miesięcy szukał pracy, a ona dorabiała sobie do niskiej renty handlem warzywami i owocami. Mieli troje dzieci: dwunastolatkę, pięciolatka i czteromiesięczną córeczkę. Handlowała nieomal pod swoim domem, żeby zawsze na czas zdążyć z karmieniem małej. W sezonie zarabiała jeszcze na zbieraniu runa leśnego. Marzyli z mężem, aby wreszcie mieszkanie komunalne dzielone z jeszcze inną rodziną zamienić na coś lepszego. Na politykę nie miała czasu. Nie słyszała więc o podwyżkach, a o tym, co się dzieje na mieście, dowiedziała się, kiedy manifestacja była blisko jej domu. Tego dnia sprzedawała truskawki. W puszce miała drobne pieniądze. Nagle podbiegło do niej dwóch mężczyzn w cywilu. Jeden z nich kopnął puszkę tak, że wysypały się monety. Drugi krzyknął: „Kasuj ten interes, ty k…”.

– Wiedziałam, kto mógł być tak bezczelny. Albo chuligani, albo milicja. Rada nie rada, poszłam do domu po przeciwnej stronie ulicy – opowiada Zofia Sadowska. – Tłum był ode mnie jakieś kilkaset metrów. Przez okno obserwowałam manifestację. Nakarmiłam czteromiesięczną córkę i usnęła. Zostawiłam więc najstarszą córkę z dwójką młodszych i powiedziałam do męża: „Chodź, zobaczymy, co się dzieje”. Poszliśmy. Wszyscy gromadzili się pod KW. Ludzie krzyczeli: „Chcemy prawdy!”. Spotkałam znajomą i pytam: „Co się dzieje ?”. Odpowiedziała mi, że mają być wysokie podwyżki. Drzwi KW były zamknięte. W pobliżu nas stał mężczyzna w białej koszuli. Powiedział do nas, a właściwie do mnie: „Jak pani nie wie, o co chodzi, to niech pani wejdzie. Urzędniczki panią poinformują”. Weszłam do środka, a mąż został na ulicy. Urzędniczki dały ulotki, powiedziały, jak będą wyglądały ceny. Zapamiętałam, że żywność będzie drożała, a sprzęt AGD taniał. Wzięłam ulotki i wyszłam. Wróciłam do domu. Mąż poszedł do kolegów na działkę. W ogóle nie brał udziału w manifestacji. Był zupełnie apolityczny. Przed wieczorem wrócił. Położył się spać.

Następnego dnia rankiem mąż pani Zofii, Jan, wyszedł po papierosy. Został zatrzymany przez SB niedaleko domu. Wrócił dopiero po kilku miesiącach. Podczas pierwszej rozprawy, po wcześniejszym skatowaniu, został skazany na 5 lat więzienia, jako rzekomy prowodyr wydarzeń. „Niebieski ptak”, który nigdzie nie pracował. Podczas drugiej rozprawy wyrok zmniejszono. Tym razem w procesie brali udział społeczni adwokaci, m.in. Jan Olszewski i Władysław Siła-Nowicki.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RADOM 1976

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...