Bo on jest chłopem!

Don Bosco 7-8/2010 Don Bosco 7-8/2010

Nie ma dwóch takich samych ludzi, a już z definicji kobieta i mężczyzna nie mogą być tacy sami. Z niezrozumienia tego prostego faktu bierze się ogrom niepotrzebnych napięć, oczekiwań.

 

To znaczy?

To znaczy, żeby wyjeżdżając, nie zostawiały słoiczków z jedzeniem podpisanych na wieczku, majteczek poukładanych w stosikach… Jesteśmy jednak ludźmi rozumnymi i nie trzeba filozofa, żeby zobaczyć, jak bardzo sensowny jest podział ról, w którym lepiej pewne rzeczy robią kobiety, a inne mężczyźni. Układ, w którym jest pełna wdzięczność dla mężczyzny za to, co robi dla domu, i dla kobiety za to, co robi dla domu – to jest ideał.

Dlaczego nie możemy więc go osiągnąć? Czyż nie dlatego, że dar, jaki składają kobiety, jest niezbyt dojrzale przyjmowany przez mężczyzn,  jest przez nich niedoceniany?

Tak, ten dar jest niedoceniany i wynika to ze stanu świadomości mężczyzn. Mężczyzna funkcjonuje tak, jak mu rozum każe. Co jednak robią mamusie z mężczyznami: piorą im gacie, skarpety, szykują obiadki, podają do stołu, nawet gdy mają 40 lat i mieszkają z rodzicami. Skąd on ma wiedzieć, że opieka nad domem to też ciężka praca.

Dlaczego tak się dzieje?

To jest niestety również efekt wycofania się mężczyzn z wychowania, w imię zasady: ja zarabiam, ty wychowujesz. I o ile w stosunku do małych dzieci to nie ma tak wielkiego znaczenia, o tyle przy dzieciach dorastających to jest tragedia. Bo dziecko powinno dorastać zarówno pod okiem matki, jak i ojca. I to zarówno chłopak, jak i dziewczyna.

A jak w procesie wychowawczym uczyć szacunku do drugiej płci, jak pokazywać różnice, ale nie jako coś złego, tylko jako możliwość obdarowywania siebie nawzajem?

Rozróżniając wychowanie chłopców od wychowania dziewcząt. Dziś tego nie ma. A czy jest przepis, który zabrania wpisać w dzienniku najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Czy jest zakaz wpuszczania do klasy najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Oczywiście że to jest możliwe, trzeba mieć taki pomysł i trzeba go zrealizować. Któryś z księży opowiadał, że gdy pewnego razu dzieci przyszły na religię, otworzył drzwi do salki, a tu pierwszy wpada tabun chłopaków. A on mówi: „Panowie, panowie, wychodzimy, wracamy, wpuszczamy najpierw dziewczynki, to są przecież przyszłe mamusie”. A nam niestety brakuje pomysłu na wychowanie chłopców i dziewcząt. Natomiast dziewczynki w pierwszej klasie siedzą na ogół grzecznie w ławkach, chłopcy się wiercą, kręcą, poszturchują. Co robi nauczycielka? Mówi: „Popatrzcie, jakie dziewczynki są grzecznie!”. I dziewczynki w tym momencie stają się wrogami chłopców, są znienawidzonym przykładem, bo oni nie są w stanie tak grzecznie usiedzieć. One na przerwę wychodzą i stoją w kąciku, a oni wybiegają, jak huragan i… dostają uwagę do dzienniczka. Syn Janek dostał kiedyś uwagę do dzienniczka: „Jaś kopnął piłkę na WF-ie”. Byliśmy oburzeni jako rodzice. Nie zauważa się, że dziewczynki wywołują niechęć chłopców, bo potrafią być grzeczne. I przez nie chłopcy też muszą się tak zachowywać. W okresie dorastania też nie jest lepiej. Dziewczynki dojrzewają wcześniej, więc patrzą na chłopaków 3-4 klasy wyżej, a wtedy rówieśnicy obrażają się, bo są odrzucani i czują się nic nie warci. To jest źródło antagonizmu. Trzeba to łagodzić.

Więc co, osobne klasy?

To dobre rozwiązanie. Szczególnie w okresie dorastania. Nie trzeba się przed sobą popisywać.

A wychowanie w domu? Tutaj koedukacja jest przecież czymś naturalnym.

Niekoniecznie. W domach, niestety, brakuje normalności, głównie z tego powodu, że jeżeli już jest rodzeństwo, to jedna siostra lub jeden brat. Natomiast, gdyby było tych dzieci więcej, to byłoby możliwe docieranie się.

Czy rodzice powinni jednak inaczej wychowywać chłopców i dziewczyny? A może wychowywać tylko chłopców, bo dziewczyny, jak się urodzi dziecko, to i tak będą miały błyskawiczny kurs wychowania.

Zgadza się. Kobiety są w lepszej sytuacji, mają biologiczny przymus zajęcia się dzieckiem, jak już je urodzą. Choć oczywiście mogą je odstawić, oddać mamusi, opiekunce, niańce i robić karierę. Nie ma jednak drugiej takiej sytuacji, która daje tak duże możliwości pracy nad własnym egoizmem, jak pochylanie się nad rodzonym dzieckiem.

A co z chłopakiem? 

Chłopak nie ma takiej biologicznej siły, musi rozumem wybrać rolę fascynującą i wtedy w nią wchodzi. Trzeba mieć więc wizję, do czego chłopaka wychowywać.

Do czego, więc?

Przede wszystkim do odpowiedzialności. Znam skutki i ponoszę konsekwencje. Przykład ojca jest tu kluczowy. Poza tym mężczyzna funkcjonuje dobrze wtedy, gdy ma biznesplan. Teraz chłopcy w wychowaniu nie mają niestety biznesplanu. I na dodatek wykreślono ze słownika najważniejszy element wychowania – samowychowanie. Chłopcy w ogóle nie wiedzą, że mają się sami wychowywać. A oni muszą wiedzieć, że mają mieć swoją strategię samowychowania, że to im służy i się opłaci.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...