Nie ma dwóch takich samych ludzi, a już z definicji kobieta i mężczyzna nie mogą być tacy sami. Z niezrozumienia tego prostego faktu bierze się ogrom niepotrzebnych napięć, oczekiwań.
Trzeba więc wychodzić naprzeciw oczekiwaniom współmałżonka, żeby było dobrze w małżeństwie?
Wchodzi się w małżeństwo nie po to, żeby spełniać swoje potrzeby, bo to jest egoizm, ale po to, żeby spełniać godziwe potrzeby współmałżonka. A to jest miłość.
Wtedy jednak muszę wiedzieć, że współmałżonek ma inne potrzeby niż moje, inaczej funkcjonuje, czego innego chce. Nie jest mną.
No właśnie, i trzeba się starać poznać te – inne niż moje – potrzeby. Ona nie może więc zakładać, że on powinien to wiedzieć. Bo tak jej głupia kultura przekazała. To jest kompletny klincz. Czy kultura przekazuje, że kobiety mają opowiadać „bajki o sobie”, a oni mają tego słuchać jak najprawdziwszej prawdy? Kultura tego nie przekazuje. Kobieta jednak często myśli, że on jest taki sam, jak ona, tylko inaczej zbudowany.
Inną pułapką komunikacji jest to, że on potrzebuje argumentów, a ona mówi: „Ale ja tak czuję…”.
I właśnie argumentem jest to „uczucie” i facet musi to zrozumieć. Dla mężczyzny niestety odczucie nie jest argumentem, bo on tego nie czuje. Racjonalne i nieracjonalne lęki u kobiety trzeba likwidować, a nie tłumaczyć: „Głupia, nie powinnaś się bać, tu nie ma czego się bać”. Mężczyzna chce zrozumieć zachowania kobiety, co jest absolutnie niemożliwe, bo to go przerasta. Nie może tego zrozumieć, bo jej zachowania nie wynikają z przesłanek rozumowych, ale emocjonalnych.
Często sama kobieta tego nie wie…
Wiele kobiet na pytanie: „Dlaczego płaczesz?” nie odpowie, bo nie wie. Mężczyzna nie zrozumie zachowań kobiety, bo mogą wynikać np. z pogody, dnia cyklu. Może natomiast zrozumieć, że jej zachowania wynikają ze stanu uczuć, wobec tego nie musi zrozumieć zachowań, tylko wpłynąć na nie, zmieniając stan uczuć. Mąż może się nauczyć, kiedy płaczącą żonę należy przytulić, a kiedy najlepiej zejść jej z linii ciosu. Może się wyuczyć, że poważnych spraw nie załatwia się na dzień przed miesiączką.
Gorzej, jak pomyli czas, kiedy trzeba pocieszyć, a kiedy zejść z oczu…
Zawsze sprawdzają się neutralne teksty: „Wiem, że jest ci ciężko”, „Chciałbym ci pomóc…”.
Ależ to manipulacja!
To nie manipulacja, to pomoc żonie! Bo wtedy żona powinna pomyśleć: „Kochany chłop, ma dobre intencje, chociaż mógłby wymyślić coś swojego…”. Ale dużo kobiet mówi wtedy: „Tak to ja nie chcę”. A on nie potrafi się domyślić, bo tylko ona bez przeszkolenia zrozumie, że każdy płacz jest inny i znaczy co innego. Jeszcze głupie piosenki czy filmy podpowiedzą jej, że jakby kochał, to by się domyślił. Gdyby kobieta wiedziała, że on się nie domyśli, to by opowiadała mu o sobie.
Więc trzeba mu mówić: „Dziś chciałabym dostać kwiaty, a za tydzień jest rocznica naszego ślubu, zabierz mnie na kolację”?
To jest dobry sposób na rozpoznawanie dróg, które zbliżają nas do siebie. Jeśli ona opowie, co jest dla niej ważne, to on za drugim, trzecim czy piątym razem zacznie się zachowywać tak, jakby wiedział, o co chodzi.
Albo powie: „Znowu masz do mnie pretensje, bo tego nie zrobiłem”.
Innej drogi nie ma. Bo może on nie wie, że trzeba żonie okazywać uczucia, może nie doświadczył tego w domu. A my, zamiast komunikować wprost, próbujemy wymuszać na sobie zachowania. Kobieta potrafi wymusić na przykład płaczem. Te wymuszenia są jednak krótkotrwałe. Potem facet agresją wymusza coś na żonie. I te wymuszania wynikają z naszego egoizmu. Ale jeśli to zamienimy: „Czy możesz mi to sprezentować w swojej wolności, jest to dla mnie ważne, możesz nie rozumieć jak ważne. Jeśli to sprezentujesz, będę za to wdzięczna”. To jest uczciwy kontrakt. Niestety, na ogół nie umiemy siebie słuchać, rozmawiać ze sobą.
Nawet jeśli on coś zechce zmienić w swoim zachowaniu, to i tak pewnych rzeczy nie przeskoczy i po raz tysięczny zapyta, otwierając lodówkę: „Gdzie jest masło?”, mimo że będzie właziło samo w oczy.
Możemy się nad tym uśmiechnąć. Recepta ks. Fedorowicza: „Naucz się śmiać z siebie, a będziesz miał ubaw do końca życia” – jest tu jak najbardziej na miejscu.
To prawda, jesteśmy tak różni, że czasami porozumienie wydaje się sprawą beznadziejną…
Dobrze jest, kiedy zauważamy, że nie jesteśmy tacy sami i uczymy się śmiać z różnic. To jest o wiele lepsze niż wykorzystywanie ich do antagonizowania płci i wykazywania, która jest lepsza, a która gorsza. Takimi nas stworzył Pan Bóg. Równymi w godności, ale bardzo różnymi. Komplementarnymi.
rozmawiali: Małgorzata Tadrzak-Mazurek i ks. Andrzej Godyń SDB
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.