Suwnicowa D’Arc

Przewodnik Katolicki 31/2010 Przewodnik Katolicki 31/2010

Mało kto wie, że była sierotą zmuszoną od dzieciństwa do nadludzkiej pracy. Sąsiedzi, którzy po śmierci jej rodziców przyjęli pod swoje skrzydła 10-letnią Anię, uczynili z niej od razu kogoś na kształt darmowej niewolnicy, wykorzystywanej do najcięższych zajęć gospodarskich.

 

Za chwilę był już jednak stan wojenny, podczas którego Walentynowicz zyskała nowy pseudonim: „Milcząca Anna”.  Esbecy nie mogli jej złamać…

- Ta bohaterska kobieta przeżyła w latach 80. niewyobrażalna gehennę. I nie chodzi tu tylko o głośną próbę otrucia jej przez SB. W latach 1981-1984 do walki z nią z całą premedytacją użyto bezpieki i… medycyny. Walentynowicz była dwukrotnie zamykana w zakładach psychiatrycznych, gdzie robiono na niej eksperymenty i próbowano uczynić z niej „psychiczną”.

Wcześniej była internowana w Gołdapi, skąd wyszła na wolność w lipcu 1982 r., a już tydzień później ponownie trafiła za kratki. W marcu 1983 r. wyszła z więzienia po procesie grudziądzkim, a w grudniu została aresztowana po tym, jak usiłowała wmurować tablicę poświęconą ofiarom „Wujka”. W końcu trafiła do cieszącego się złą sławą więzienia w Lublińcu koło Katowic…

I tam przeżyła nawrót choroby nowotworowej…

-  To był straszny czas, choroba postępowała tak szybko, że Walentynowicz nie mogła osobiście uczestniczyć w swoim procesie. Na dodatek prokurator – na osobiste polecenie ludzi Kiszczaka - nie zgodził się na zwolnienie jej z więzienia.

W pewnym momencie władza spanikowała jednak, że Walentynowicz umrze w więzieniu i zrobi się z tego afera. I tylko dzięki temu po wielu perturbacjach trafiła w końcu do Instytutu Onkologii w Warszawie.

Zyskała pół roku urlopu od więziennej rzeczywistości…

-  W tym okresie lekarzom udało się powstrzymać postęp choroby, a na dodatek właśnie wtedy nastąpił rozkwit jej bliskiej przyjaźni z ks. Jerzym Popiełuszką. On ją bardzo często odwiedzał, przynosił bukiety kwiatów, a nawet gałęzie pełne czereśni.

Kiedy jednak Walentynowicz wyszła ze szpitala, została bez żadnych środków do życia. Ot, usunięta z pracy robotnica w wieku emerytalnym. I dopiero po wielu staraniach i bojach dostała prawo do zaniżonej emerytury.

Niewiele lepiej było jednak także po 1989 roku…

- W 1990 r. Walentynowicz wróciła do pracy w Stoczni Gdańskiej, chcąc uzyskać lepsze zaszeregowanie emerytalne. Przepracowała prawie rok, dostała wyższą emeryturę, ale dalej borykała się z problemami finansowymi i zdrowotnymi. Pozostała jednak nadal dawną bezkompromisową Anną Walentynowicz, odrzucając wszelkie propozycje kombatanckiego „ustawienia się” .

Często powtarzała zdanie ks. Popiełuszki: nie sprzedawajmy ideałów za miskę soczewicy…

- No właśnie, w tym sensie ona nigdy nie była politykiem i nie była „polityczna”, ponieważ traktowała sprawy publiczne w kategoriach czarno-białych. Nie podlegała koniunkturom politycznym i nigdy nie zrezygnowała z mówienia prawdy, nawet tej najbardziej niepopularnej.

Tuż przed katastrofą w Smoleńsku zapytałem Janusza Walentynowicza, kim dla niego jest jego matka jako postać publiczna. Odpowiedział: polską Joanną D’Arc. I coś w tym rzeczywiście jest – prosta robotnica po czterech klasach szkoły powszechnej, mająca niezwykłe wyczucie chwili i będąca w stanie podjąć się dziejowej misji. A potem tracąca wszystko… ale jednocześnie walcząca o całość, o wszystko!

Dr Sławomir Cenckiewicz - historyk, publicysta, były pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, współautor głośnej książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Specjalizuje się w dziejach polskiej emigracji politycznej oraz opozycji antykomunistycznej w PRL.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...