Rozmawiałam z osobami, które z takich czy innych powodów chodzą co niedzielę do kościoła innego niż ich własny parafialny
Inna kwestia poruszana w związku z nabożeństwami to nabożeństwa oryginalne, związane z tradycją danej parafii czy jej wezwaniem. Nowenny do świętych, nabożeństwa fatimskie, pierwszosobotnie modlitwy za kapłanów, duchowa adopcja dziecka poczętego z uroczystymi przyrzeczeniami na niedzielnej Eucharystii i wiele, wiele innych. Bogactwo Kościoła w tej dziedzinie jest wielkie. A od mądrości księdza proboszcza i rady duszpasterskiej zależy, czy będzie ich po prostu jak najwięcej czy może raczej będą jak najlepiej dostosowane do potrzeb parafii. Wybór z pewnością nie jest łatwy. Ale nie zawsze zlikwidowanie starego porządku nabożeństw i wprowadzenie nowych jest jedynym i najskuteczniejszym środkiem na przyciągnięcie ludzi do rodzimej parafii. Bardzo często skutek jest wprost odwrotny.
Miejsce szóste i piąte zajmują względy komfortu – długość celebracji (im krótsza tym lepsza) czy wygoda wiernych. Można kiwać z niesmakiem głową, że ktoś „ucieka” z parafii do kościoła gdzie jest cieplej, gdzie są wygodniejsze ławki, mniej schodów do pokonania, więcej powietrza do oddychania czy posadzka mniej niewygodna do klęczenia. Ale można też zamiast tego zauważyć, że niektórym starszym czy niepełnosprawnym osobom trudno jest wejść na schody, można zrobić specjalny podjazd, można zadbać o nowe ławki, zreperować klęczniki czy zrzucić się na ogrzewanie kościoła. I zobaczyć w tym nie tyle spełnianie wymagań (wygórowanych?) innych osób, ale całkowicie liturgiczny wymiar niedzielnej Eucharystii – wymiar wspólnoty osób stojących wspólnie przed Bogiem, osób sobie danych i zadanych (nawet jeśli ten dar wynika tylko ze wspólnego zamieszkania na terytorium parafii), osób, które mają troszcząc się o siebie nawzajem być dla świata świadkami miłości. Naprawdę czasami okazanie troski i zauważenie potrzeb wiernych może przynieść lepsze efekty niż siedemnaste cotygodniowe nabożeństwo. Pod warunkiem, że motywem działania jest miłość.
Miejsce czwarte mnie osobiście jeży włos na głowie. Otóż tym, co przyciąga ludzi do parafii są… wypaczenia i błędy liturgiczne. Przyciągają piosenki (zwłaszcza religijne w treści, ale śpiewane na melodię aktualnych przebojów, czy np. w aklamacji przed Ewangelią „Alleluja” śpiewane na „melodię ze Shreka”), bębenki i elektryczne gitary, tańce w czasie procesji z darami, homilie głoszone przez „interesujących świeckich”, granie w piłkę na kazaniu (?!), ksiądz używający w czasie homilii podwórkowych sformułowań, a niekiedy i podwórkowej łaciny (??!!) – „taki swój chłop” czy wreszcie uatrakcyjnianie Eucharystii namaszczaniem olejkiem radości czy obejmowaniem się za ramiona i miarowym kiwaniem się na boki w czasie śpiewu „Ojcze nasz”. I smutne jest to, że osoby chętnie w takich celebracjach uczestniczące, potrafią podkreślić tylko to, że to taki ciekawy „szoł”, nie odnosząc z tego żadnych korzyści w stylu „czuję się jak we wspólnocie”. Więc po co? Smutne jest to, że ksiądz odwiedzany przez zatroskanych parafian powołujących się na Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, które zabrania takich czy innych praktyk, odpowiada, że doskonale wie, że to niezgodne z przepisami o liturgii, ale to przyciąga młodych do kościoła. Tylko czego my ich w ten sposób uczymy?
Miejsce trzecie zajmuje duszpasterstwo specjalistyczne – ludzie wybierają te Msze św., które uznają za skierowane do nich konkretnie. Studenci, ludzie nauki, twórcy, chorzy, rodziny z małymi dziećmi – każda z tych grup (i wielu więcej) w większych miastach może znaleźć duszpasterstwo dla siebie. Z tym miejscem czuje się związana, do tej wspólnoty przychodzi ze swoimi problemami, w tej wspólnocie uczestniczy w celebracjach.
Trudno byłoby w każdej parafii organizować spotkania dla każdej z tych grup. Być może rozwiązaniem byłoby (ale musiałoby to być rozwiązanie na poziomie diecezji albo przynajmniej dekanatu, a nie jednej parafii) organizowanie spotkań grup duszpasterstw specjalistycznych w inne dni tygodnia, aby niedzielną Eucharystię każdy przeżywał w swojej własnej parafii?
Bardzo często (drugie miejsce) ludzi od rodzimej parafii odciąga osoba kaznodziei, który głosi interesujące kazania w innym kościele. Można by było wymienić kilka osób, które gromadzą na Eucharystii tłumy, które przychodzą po to, aby ich posłuchać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.