W dwa ognie

Tygodnik Powszechny 33/2010 Tygodnik Powszechny 33/2010

Trzy czwarte Polaków uważa, że Kościół daje właściwe odpowiedzi na pytania duchowe, ale niespełna jedna trzecia znajduje w nim odpowiedzi na zagadnienia społeczne. Wniosek: trzeba przedstawiać argumenty, a nie tylko wyrażać stanowisko.

 

Nowy Holokaust

O ile w przypadku ustawy o ochronie życia Kościół postawił ostatecznie na argumenty merytoryczne i szeroko zakrojoną akcję edukacyjną (w rezultacie społeczne przyzwolenie na aborcję spada), sprawa in vitro toczy się według dawnych wzorców. Głos hierarchii domaga się uznania bez przedstawienia obiektywnych racji.

Problem ma dwa początki. Pierwszy, społeczny, w 1987 r., kiedy w Polsce urodziło się pierwsze „dziecko z probówki”. Drugi, polityczny, kiedy podpisano tzw. konwencję bioetyczną Rady Europy z Oviedo w 1997 r. Od końca lat 90. żaden z polskich rządów nie podjął próby regulacji kwestii bioetycznych, choć kliniki wykonujące zabiegi sztucznego zapłodnienia wyrastały jak grzyby po deszczu. Konwencji z Oviedo Polska nie ratyfikowała do dziś, dlatego in vitro, eksperymenty medyczne czy klonowanie terapeutyczne to u nas pole do samowoli. Kościół w ich sprawie nie zabierał głosu. Brakowało mu zresztą odpowiednich podstaw do refleksji: miał do dyspozycji jedynie zapisy instrukcji Kongregacji Nauki Wiary „Donum vitae”, zakazujące in vitro, ale pochodzące z innej (jak na tempo rozwoju bioetyki) epoki, bo z 1987 r.

Dopiero gdy pod koniec 2007 r. minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała możliwość refundacji zabiegów in vitro, Rada Episkopatu Polski ds. Rodziny skierowała do parlamentarzystów list. „Po pierwsze – czytamy w nim – przy każdej próbie w tej metodzie giną liczne embriony – jest to rodzaj wyrafinowanej aborcji. Po drugie – każde dziecko ma prawo zrodzić się z miłosnego aktu małżeńskiego jego rodziców. I po trzecie – dziecko nie jest rzeczą i nawet przyszli rodzice nie mogą powiedzieć, że mają do niego prawo, zwłaszcza że »prawo« jest zawsze okupione śmiercią jego braci i sióstr”. Ten język głęboko dotknął ludzi borykających się z dramatem bezpłodności.

Napięcie wzrosło wiosną 2008 r., kiedy premier Donald Tusk powołał zespół ds. bio-
etyki z posłem PO Jarosławem Gowinem na czele. Polityk stał się celem ataków niemal wszystkich, którzy na ustach mieli imię Kościoła. Na ambonach – i w słowach przewodniczącego KEP abp. Michalika – regularnie pojawiały się porównania do Holokaustu. Po wydaniu „Dignitas personae”, instrukcji doktrynalnej Kongregacji Nauki Wiary, porządkującej i potwierdzającej krytyczne stanowisko Kościoła wobec in vitro, w polskich kościołach przeczytano List Episkopatu na Niedzielę Świętej Rodziny: „Bóg i tylko Bóg jest Panem życia. Dzieci są Jego darem, a nie jednym z dóbr konsumpcyjnych. Nie istnieje prawo do dziecka”.

Znane było już stanowisko Gowina jako przewodniczącego komisji rządowej, który promował rozwiązanie kompromisowe: dopuszczenie możliwości przeprowadzania sztucznego zapłodnienia metodą in vitro dla odpowiednio zdiagnozowanych medycznie małżeństw, przy zastrzeżeniu, że nie zginą dodatkowe zarodki. Zarówno w środowiskach konserwatywnych, jak liberalnych posła PO odsądzono od czci i wiary, domagając się radykalnych zapisów, a taki kompromis uznając za „moralnie zgniły”.

Oficjalnym stanowiskiem jest jednak w tej sprawie także opinia Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych, obradującego pod przewodnictwem abp. Henryka Hosera, wydana w porozumieniu z Prezydium KEP pod koniec 2009 r. W Polsce regulacja prawna kwestii bioetycznych „jest sprawą bardziej niż naglącą” – przyznał Zespół. Dlatego „należy popierać starania prawotwórcze zmierzające do stworzenia przepisów chroniących każdy ludzki zarodek”, chociaż „przygotowywany projekt ustawy jest do przyjęcia wyłącznie wtedy, jeśli podtrzymany zostanie zakaz zabijania i zamrażania ludzkich istnień”. Metoda in vitro powinna być odrzucona także w ustawodawstwie, lecz drogą do tego jest kompromis.

Tymczasem badania CBOS, ogłoszone 6 lipca, wykazują, że większość osób wierzących świadomie popiera in vitro, mimo że zna nauczanie Kościoła (84 proc.). Przy czym 59 proc. osób wierzących i deklarujących „stosowanie się do wskazań Kościoła” opowiada się za in vitro dla małżeństw niemogących mieć dzieci.

Opublikowany dwa lata temu raport o religijności Centrum Myśli Jana Pawła II wskazał, że trzy czwarte Polaków uważa, iż Kościół daje właściwe odpowiedzi na pytania duchowe, ale niespełna jedna trzecia znajduje w nim odpowiedzi na zagadnienia społeczne.

Wynikają z tego dwa wnioski: trzeba przedstawiać argumenty, a nie tylko wyrażać stanowisko, i trzeba możliwie wcześnie inicjować akcję edukacyjną, uwzględniającą chrześcijańskie stanowisko wobec problemu. Do czego na szczęście wzywa – i na płaszczyźnie medycznej, i opinii publicznej – abp Hoser.

Strach przed stadem

Polacy negatywnie oceniają aktywną postawę Kościoła na polu budowania prawa państwowego i dyskusji o kwestiach fundamentalnych, ale trzeba też przekornie spytać, czy sami się na tym punkcie nie zafiksowali? W kwestii krzyża pod Pałacem Prezydenckim Kościół hierarchiczny nie wypowiadał się niemal wcale, a abp warszawski Kazimierz Nycz był aż nadto powściągliwy, tracąc dzień po dniu szansę na utrzymanie autorytetu Kościoła katolickiego w bieżącej debacie.

Rośnie zdziwienie: dlaczego Kościół nie reaguje? Związany z „Gazetą Wyborczą” Wojciech Orliński napisał, że biskupi mieli szansę wystąpić „w roli rozjemców i autorytetu szanowanego przez obie strony. Nie skorzystali i teraz wyglądają żałośnie jak pasterz, który zabarykadował się w szałasie ze strachu przed własnym stadem”.

Czy Kościół po doświadczeniach pierwszej dekady w III RP, dekadę drugą zamknie odwróceniem dawnej tendencji i wycofaniem z życia publicznego? Czy też odnajdzie sposób na „wypośrodkowanie” swojej obecności w przestrzeni społecznej?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...