Gdy dwa lata temu wyjeżdżałam na kilka miesięcy do Kanady, znajoma siostra dominikanka zachęcała mnie do odwiedzenia katolickiej wspólnoty, która działa w pobliżu Toronto. Sama nie wiem dlaczego, ale zaledwie po kilku dniach pobytu w Kanadzie wybrałam się do siedziby Madonna House w Combermere
Combermere to małe miasteczko położone ok. 300 km na północ od Toronto, w którym wspólnota Madonna House ma swoje początki. Tam właśnie w latach 50. XX w. została oficjalnie zatwierdzona przez władze kościelne jako publiczne zgromadzenie wiernych. Znajduje się tam pierwszy i główny dom wspólnoty, a jednocześnie centrum formacyjne. W tym domu mieszka większość członków wspólnoty Madonna House, zarówno osoby świeckie, jak i księża. Wszyscy składają śluby czystości, ubóstwa, posłuszeństwa i żyją radami ewangelicznymi na co dzień. Prowadzą bardzo proste życie, wzorowane na duchowości Nazaretu, życiu Świętej Rodziny. Podstawą jest wypełnianie zadań podyktowanych potrzebami tych, którym służą, koncentracja na „obowiązku chwili obecnej" (dutyofthe moment) i wykonywanie najprostszych zadań z miłością do innych.
założycielka
Założycielką Madonna House była Catherine de Hueck Doherty (1896-1985). Utkwiły mi mocno w pamięci jej słowa: „To, co robisz, znaczenie, ale niewielkie. To, jaki jesteś, ma ogromne znaczenie". Catherine mówiła to, opierając się na własnych życiowych doświadczeniach. Urodziła się w przedwojennej Rosji jako córka dyplomaty. Została wcześnie wydana za mąż za barona de Hueck. Przeżyła dwie wojny światowe, rewolucję październikową i okres wielkiego kryzysu w Ameryce. Doświadczyła, co to znaczy być imigrantką, znała ból zniszczonego małżeństwa i trud samotnego macierzyństwa. Jej wiara w Boga i miłość do Niego spowodowały, że zaczęła pracować z najuboższymi. Walczyła o sprawiedliwość społeczną i rasową w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych. W Toronto założyła Friendship House - ośrodek, którego celem była pomoc najuboższym mieszkańcom miasta. Po kilku latach ośrodek otwarł nowe placówki w innych miastach (m.in. w Harlemie w Nowym Jorku, w Chicago). Dzieło to spotykało się jednak z odrzuceniem i brakiem zrozumienia, zarówno ze strony władz miejskich, jak i samych ubogich.
Po upadku idei Friendship House Catherine otrzymała od władz kościelnych zaproszenie do Combemere w Kanadzie. Przybyła tu w 1947 r. wraz ze swoim drugim mężem Eddiem Dohertym. Podobnie jak we Friendship House pomagała miejscowej ludności: pielęgnowała chorych, odwiedzała samotnych, organizowała naukę dla dzieci i dorosłych, zbierała pieniądze, żywność i odzież dla potrzebujących. W miarę upływu czasu gromadziło się wokół niej coraz więcej osób pragnących włączać się w jej dzieło, co stopniowo doprowadziło do powstania Madonna House. Catherine zmarła w 1985 r., w wieku 89 lat. W1991 r. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny.
tu nie ma obcych
Teraz to wszystko wiem, jadąc do Combermere po raz pierwszy, miałam jednak bardzo mgliste pojęcie o Madonna House. Pamiętam obawę, a zarazem ekscytację, która towarzyszyła mi, gdy autobus relacji Toronto - Pembroke zagłębiał się coraz bardziej w kanadyjską dziką przyrodę. Combermere leży na obrzeżach Algonquin Provincial Park, a siedziba Madonna House - bezpośrednio nad rzeką Madawska, co sprawia, że pobyt we wspólnocie jest też okazją do poznawania Kanady od tej bardziej dzikiej strony - przepiękne krajobrazy, krystalicznie czysta rzeka, przestrzenie, pagórki, lasy.
To, co zastałam na miejscu, było inne niż wszystko, z czym się do tej pory spotkałam. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie gościnność i otwartość ludzi, których poznawałam. „Nie ma obcych, są tylko przyjaciele, których jeszcze nie spotkaliśmy" - głosi napis nad drzwiami do głównego budynku. Ludzie całego świata przyjeżdżają do MH na kilka tygodni lub miesięcy, by wewnętrznie się uspokoić, wyciszyć i w tej ciszy usłyszeć głos Boga, samego siebie, innych ludzi. Goście w pełni włączają się w życie wspólnoty, a ono jest bardzo proste. Składa się z modlitwy, pracy i wspólnego spędzania czasu. Każdego dnia jest Eucharystia, różaniec, modlitwa poranna i wieczorna. Przed południem i po południu wszyscy udają się na miejsce pracy:
jedni jadą na farmę, inni do ogrodu, do pracowni artystycznych, sklepu, kuchni, pralni... Wielu członków Apostolatu osobiście znało Catherine. Czymś niesamowitym było słuchanie opowieści tych, którzy mieli z nią bezpośredni kontakt na co dzień. Dzięki nim stawała się dla mnie coraz bardziej konkretną osobą: obdarzoną niezwykłym charyzmatem, a jednocześnie naturalną, prostą i otwartą na innych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.