Ktoś mocno szarpał za klamkę. Inny mężczyzna się awanturował. Do bramy kurii arcybiskupiej w Warszawie dobijała się grupa ludzi. Twierdzili, że przychodzą w sprawie urzędowej. Nie przeszkadzała im dość nietypowa, jak na załatwianie tego rodzaju spraw, pora: była noc
O stawianych wobec niego zarzutach dowiedział się ze skrawka „Trybuny Ludu”, który, mimo braku dostępu do prasy, niespodziewanie wpadł mu w ręce. Na łamach tej gazety generał Ochab obrzucił go stertą spreparowanych, kłamliwych oskarżeń. Było to poważne naruszenie honoru żołnierskiego: zaatakowano bezbronnego.
Wiedział, że musi się bronić. „Gdybym dziś nie chciał bronić swych praw do wolności, nie umiałbym – gdyby zaszła potrzeba – bronić i wolności Ojczyzny. Tylko taki obywatel umie bronić wolności, który doznaje wolności w swej Ojczyźnie. Obywatel uciskany w swej Ojczyźnie nie jest zdolny jej bronić” – odnotuje w „Zapiskach”.
Po długim oczekiwaniu na jakąkolwiek szansę rozmowy z władzami, poprosił o pozwolenie na napisanie listu do rządu z prośbą o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Uważał to za swój obowiązek; jego milczenie mogłoby być bowiem odebrane jako wyrzeczenie się praw lub lekceważenie zarzutów, które przeczytał. Prośba ta przez wiele miesięcy okazywała się niemożliwa do zrealizowania. Komendant, który miał obowiązek przeprowadzania codziennych, kilkuminutowych wizyt w celi aresztanta, odpowiadał niezmiennie, że w tej kwestii „przełożeni dotychczas nie zajęli stanowiska”.
Owo zaprogramowane milczenie ze strony władz było tym boleśniejsze, że wcześniej to właśnie kardynał Wyszyński był inicjatorem dążenia do szukania porozumienia pomiędzy Kościołem w Polsce a rządem, aby w bardzo trudnych czasach, w których zaczęło się nasilać jawne prześladowanie Kościoła, uchronić naród od napięć i rozlewu krwi. Dążenia te zaowocowały pracami Komisji Mieszanej i powstaniem tekstu nazwanego „Porozumieniem”. Dokument ten stał się odtąd jedynym argumentem w ręku Episkopatu – ówczesny rząd nie liczył się bowiem z konstytucją, zerwał konkordat i nie uznawał Kodeksu prawa kanonicznego.
Kiedy w październiku 1953 roku przewieziono Prymasa do innego miejsca aresztowania – starego budynku poklasztornego w Stoczku Warmińskim – w obecności komendanta po raz kolejny zaprotestował przeciwko takiej formie uwięzienia.
Słowa protestu odbiły się echem od ścian klasztornej celi.
Troska o zdrowie
Zima w Stoczku była szczególnie surowa, a warunki bytowania więźnia godne pożałowania. Piec nie wystarczał na ogrzanie pokoju. Od parteru ciągnęła wilgoć, a od okien przeszywające zimno. Przez długi czas trzeba było się myć w zimnej wodzie, której i tak bardzo często brakowało. Ściany korytarzy pokryte były szronem. Nieustannie marzły ręce, nogi; nie można ich było rozgrzać nawet w nocy.
Kardynał bardzo podupadł na zdrowiu. Puchły mu ręce, oczy. Odczuwał silny ból w okolicy nerek i w całej jamie brzusznej. Ból głowy stał się jego nieodłącznym towarzyszem. Trudno było się doprosić jakiegokolwiek środka przeciwbólowego. Tak jakby chciano mieć kontrolę nad wszystkim, nawet nad najdrobniejszą dolegliwością.
Komendant podczas swoich rutynowych wizyt musiał wysłuchiwać również skarg dotyczących zdrowia. Niewzruszenie uważał, że za jego stan odpowiedzialność ponosi sam więzień. Zaproponował jednak zbadanie go przez komisję lekarską, gdyż, jak stwierdził, „w XX wieku człowiek ma prawa” i ksiądz ma „prawo do leczenia się”. Prymas zapytał o jej skład, gdyż na anonimowych medyków w tak delikatnej i osobistej sprawie, jak troska o własne zdrowie, nie mógł się zgodzić. Ustalono, że jeden z lekarzy będzie ze strony władz, a drugi zostanie wskazany przez Prymasa.
I w tym przypadku rząd dopuścił się nielojalności: komisja złożona z dwóch lekarzy wyznaczonych przez władze zbadała więźnia dopiero w maju. Przy tej okazji Prymas zwrócił ich uwagę na warunki przetrzymywania, zarówno zewnętrzne, jak i psychiczne, gdyż miały one znaczący wpływ na jego zdrowie. Stwierdził, że skoro są oni nie tylko lekarzami, ale także przedstawicielami społeczeństwa, musi wyrazić względem nich poczucie krzywdy i zniewagę, jaką odczuł ze strony państwa – nie tylko osobistą, ale również wobec Kościoła, która bardziej boli niż rany i choroby ciała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.