Karol Wojtyła tworzył ze Stefanem Wyszyńskim swoisty tandem, działali ręka w rękę, służąc Kościołowi i Polsce. Jak sam Jan Paweł II później powiedział, nie byłoby tego Papieża Polaka na Stolicy Piotrowej, gdyby nie było Prymasa Wyszyńskiego, jego niezłomnej wiary i mocy
Maj tego roku będzie wyjątkowy. 1 maja odbędzie się beatyfikacja Jana Pawła II, 28 maja natomiast przypada 30. rocznica śmierci Prymasa Wyszyńskiego. Zbieg dat jest przypadkowy, ale znamienny, gdyż te dwie postacie trudno od siebie oddzielać. Karol Wojtyła tworzył ze Stefanem Wyszyńskim swoisty tandem, działali ręka w rękę, służąc Kościołowi i Polsce. Jak sam Jan Paweł II później powiedział, nie byłoby tego Papieża Polaka na Stolicy Piotrowej, gdyby nie było Prymasa Wyszyńskiego, jego niezłomnej wiary i mocy. Prymas Wyszyński nadał kierunek posłudze Karola Wojtyły, a także w pewnej mierze przyczynił się do jego wyboru na papieża.
Przygotowując się zatem do beatyfikacji Jana Pawła II, należy też przypominać sobie postać Prymasa Tysiąclecia. Stąd na łamach „Niedzieli” będziemy przybliżać znaczenie i dziedzictwo kard. Wyszyńskiego.
Ponadto można powiedzieć, że rok 2011 to rok Prymasa Wyszyńskiego, 3 sierpnia przypada bowiem również 110. rocznica urodzin Prymasa. (mk)
Milena Kindziuk: – Czy dobre były pączki, którymi częstował na Miodowej Prymas Wyszyński?
Krzysztof Gołębiowski: – Wyśmienite! Pamiętam, że jako studenci Duszpasterstwa Akademickiego przy kościele Świętego Krzyża chodziliśmy na nie raz w roku, zawsze w styczniu. Była nas ponad setka.
– Jak wyglądało takie spotkanie?
– Do Pałacu Prymasowskiego wchodziliśmy głównym wejściem, po czym w szatni musieliśmy powiesić płaszcze i zmienić obuwie, tak by nie nanieść śniegu lub błota do domu Prymasa. Potem przechodziliśmy do sali audiencyjnej. Po chwili wchodził kard. Wyszyński, a my witaliśmy go śpiewem kolęd. Kto mógł, siadał na krzesłach, część na podłodze. Następnie odbywał się program artystyczny, a po nim głos zabierał Ksiądz Prymas. Na koniec był poczęstunek. Na długich stołach stały patery z piramidami pączków – z dżemem z dzikiej róży. Zdarzało się nieraz, że Ksiądz Prymas, widząc, iż u kogoś na talerzu nie było pączka, brał go widelcem z patery i podawał tej osobie, mówiąc z powagą: „Jedz, bracie, żebyś nie wyszedł głodny od Prymasa!”.
Pamiętam, że te pączki się mnożyły, siostry wciąż je donosiły, a my dość szybko niemal nie mogliśmy się ruszyć z przejedzenia. Kiedyś na zakończenie takiego spotkania Prymas powiedział: „Poczekajcie, jeszcze każdy z was dostanie ode mnie kromkę chleba”. Rozległ się głośny jęk albo i pomruk, bo nikt już nie był w stanie nic zjeść. Tymczasem okazało się, że chodziło o książkę kard. Wyszyńskiego „Kromka chleba” – były to rozważania na każdy dzień roku. I każdy z nas rzeczywiście opuścił rezydencję przy Miodowej z jedną „Kromką chleba”.
– Czy bezpośredniość Prymasa i nadziewanie pączków na widelec nie przeszkadzało w budowaniu jego autorytetu?
– Wręcz przeciwnie, widać było, że nie jest to człowiek posągowy, ale z krwi i kości, bliski ludziom. Podobnie zachowywał się Jan Paweł II, a miał przecież ogromny autorytet.
– Czy kard. Wyszyński od początku cieszył się w narodzie tak wielkim autorytetem?
– Trzeba pamiętać, że posługa Księdza Prymasa (objął urząd w 1948 r. – red.) przypadła na bardzo szczególny czas w Polsce, kiedy po II wojnie światowej rodził się nowy ustrój, a Ksiądz Kardynał był świadkiem i aktywnym uczestnikiem tych zmian. Jako znawca społecznej nauki Kościoła był do swej funkcji bardzo dobrze przygotowany. Poza tym miał za sobą piękną kartę okupacyjną, gdyż jako kapelan oddziałów Powstania Warszawskiego uczestniczył w dolach i niedolach narodu. To mu znacznie ułatwiało zyskanie autorytetu.
– Ale wkrótce potem, w 1950 r., po podpisaniu słynnego porozumienia z władzami komunistycznymi, autorytet Prymasa Wyszyńskiego zdawał się słabnąć...
– Istotnie, dokument ten nie był dobrze przyjęty ani w Polsce, ani – zwłaszcza – w Stolicy Apostolskiej. Było to pierwsze takie porozumienie z rządem w kraju komunistycznym. Wywołało niezadowolenie lub co najmniej duże wątpliwości, ale – paradoksalnie – okazało się opatrznościowe. Z jednej strony bowiem Kościół zobowiązywał się, że nie będzie uczestniczył w propagandzie antypaństwowej i będzie się kierował polską racją stanu, z drugiej zaś – państwo zobowiązywało się np. do zachowania religii w szkołach, organizowania pielgrzymek, zachowania seminariów duchownych, zakonów i prasy katolickiej, dzięki czemu w Polsce nie doszło do likwidacji ani seminariów, ani zakonów, jak to było w innych państwach tzw. demokracji ludowej, np. w Czechosłowacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.