Na pewno dużo byś dał, żeby poczuć się zdrowszym i bardziej szczęśliwym. A może tak zatańczysz z piłeczką albo zwykłą chustką? Nie, wcale sobie nie kpię. Za to ciebie mogą zadziwić efekty...
Można prosić o chusteczkę?
Wspólne toczenie piłeczki w dłoniach w parze lub we troje, kiedy dochodzi do tego jeszcze element tańca, wymaga nie tylko skupienia, ale i zręczności. Kiedy obserwuję twarze ćwiczących nastolatków, widzę jak dzięki tej „wymuszonej” współpracy nawiązują ze sobą kontakt, otwierają się na siebie nawzajem.
Tańczą dziewczyna z chłopakiem, wysoki z niskim; niektórzy uśmiechnięci, inni skupieni. – Niezwykle ważnym elementem przy tego rodzaju ćwiczeniach jest również muzyka, która już sama z siebie wywołuje pozytywne emocje. A kiedy jeszcze doda się do niej jakiś prosty rekwizyt i zachęci członków grupy do interakcji, ćwiczenie nie jest nużące, ale daje radość, satysfakcję i zbliża ludzi – wyjaśnia Ireneusz Lesicki.
Przyznaje też, że jest pasjonatem takiej właśnie aktywnej muzykoterapii, która, jak słyszę na własne uszy, wcale nie musi opierać się na muzyce klasycznej. – Człowiek chętniej się rusza do znanej i lubianej przez siebie muzyki, więc chociaż sam bardzo lubię utwory klasyczne, podczas zajęć zazwyczaj posługuję się muzyką rozrywkową, jazzową oraz filmową – mówi arteterapeuta.
Po chwili po raz kolejny zmienia płytę i zaczyna się następne ćwiczenie. Tym razem każdy tańczy sam, trzymając na otwartej dłoni rozłożoną papierową chusteczkę. Panuje zupełna dowolność w pląsaniu. Trzeba się tylko starać, żeby nie upuścić zwiewnej przecież chusteczki. Nie jest to takie proste i raz po raz ktoś schyla się po swoją zgubę. Naprawdę niezła zabawa! A do tego rekwizyty są zupełnie zwyczajne, chociaż ich wykorzystanie jest niekonwencjonalne i zaskakujące.
Jak przekonuje Lesicki, tu wszystko zależy od inwencji prowadzącego, bo tak naprawdę podczas zajęć może być użyta dosłownie każda rzecz, chociażby kawałki starej taśmy magnetofonowej, z którymi można tańczyć jak z szarfami. – Kiedy zastosuje się jeszcze odpowiednie oświetlenie, to w zaciemnionym pomieszczeniu uzyskujemy bardzo spektakularny efekt, coś na kształt małej etiudy teatralno-tanecznej będącej fascynującym przeżyciem pozytywnie wpływającym na pacjentów – opowiada z pasją.
Przeżyj to sam
Ireneusz Lesicki, który wprowadza mnie w tajniki stosowanych przez siebie metod leczenia sztuką, jest dyplomowanym arteterapeutą. Skończył bowiem studia podyplomowe z tej dziedziny w Wyższej Szkole Humanistycznej i Menedżerskiej „Milenium” w Gnieźnie. Obecnie tego typu wykształcenie można zdobyć w Polsce także na innych uczelniach, m.in. we Wrocławiu, Kaliszu czy Poznaniu.
Jednak w naszym kraju ta dyscyplina naukowa dopiero raczkuje w porównaniu z Europą Zachodnią, gdzie istnieje już od lat 40. ubiegłego wieku, a w latach 70. nastąpił jej gwałtowny rozwój. Arteterapeuci pracują tam nie tylko w instytucjach zajmujących się osobami umysłowo i fizycznie niepełnosprawnymi, ale również w szkołach, więzieniach, domach opieki czy ośrodkach leczenia uzależnień. – Arteterapeuta to prawdziwy zawód wymagający na Zachodzie ukończenia studiów wyższych, a do tego odpowiednich predyspozycji i doświadczenia w pracy z ludźmi. U nas jednak taki zawód oficjalnie jeszcze nie istnieje – ubolewa dr Wita Szulc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.