Zalety i przywary polskiego języka wiary

Więź 2-3/2011 Więź 2-3/2011

Jakie są mocne i słabe strony polskiego języka wiary dzisiaj? Jakie są szanse i zagrożenia dla rozwoju języka wiary Polaków w najbliższej przyszłości?

 

Z drugiej zaś strony „dzielenie się wiarą” – podkreśla o. Śliwiński – jeśli nie jest przefiltrowane przez choćby podstawową znajomość doktryny chrześcijańskiej, łatwo może przerodzić się w „czułostkowe paplanie bliskie fideizmowi”. Zgodziłby się z nim o. Paluch, który zwraca uwagę na „bardzo ograniczoną świadomość kontekstu biblijnego i teologicznego głoszonych prawd wiary”, a także „mało mostów łączących język opisu wiary z kulturą wysoką; w ogóle marnie działające sprzężenie kultura – wiara/teologia”.

Warto też pamiętać, że nie tylko język wiary Polaków cierpi na liczne słabości. Piotr Wojciechowski postuluje, aby refleksję nad sprawnością i pięknem języka wiary połączyć z pytaniami o to, co dzieje się z językiem w przestrzeni społecznej, w domenach komunikacji i kultury. A dzieją się rzeczy wysoce niepokojące. „Nie było programem żadnego liberalnego spisku unurzanie polszczyzny w wulgaryzmach i brutalizmach, wymuszenie akceptacji dla języka bezbronnego wobec żargonów internetu, wobec nowomowy politycznych awantur, biurokratycznej tępoty, pseudointelektualnej uczoności. Samo się tak potoczyło, gdy uległy erozji struktury szkoły i rodziny, gdy w mediach zwyciężyła biznesowa skuteczność, a w kulturze doganianie mediów w ich komercyjnym sukcesie”.

Szanse: otwarcie na innych

W jaki sposób członkowie Zespołu Laboratorium WIĘZI patrzą na przyszłość języka wiary w Polsce? Zacznijmy od szans i nadziei.

Ewa Kusz w odpowiedzi na to pytanie przywołuje intuicje swojej 17-letniej siostrzenicy: „szansą jest, paradoksalnie, otwarcie się na inne religie i spojrzenia na świat (w tym ateizm). Dzisiejsza sytuacja kulturowa zmusza nas do konfrontacji z innymi poglądami, co może prowadzić do rozwoju naszej świadomości i starania się, by język wiary był jednocześnie obrazem wiary i dawał możliwość pokazania jej w jak najlepszym świetle”.

Innymi słowami na ten sam paradoks wskazuje o. Michał Paluch. Jego zdaniem, szansą jest „sekularyzacja, bo będzie wymuszać tłumaczenie języka wiary na prosty język codziennych, znanych wszystkim doświadczeń”. Również zdaniem o. Śliwińskiego w przyszłości „język wiary stanie się coraz bardziej językiem dialogu, płaszczyzną otwarcia na jakiegokolwiek «innego». Oznacza to wystawienie się na poranienie, na możliwą manipulację, ale pozostaje jedyną szansą, aby nie zostać rodzajem skansenu”.

Według Zbigniewa Nosowskiego, „wkrótce wyczerpie się katolicka moda na okopywanie się w obronie własnej tożsamości. Jeśli nie wystarczą do tego impulsy wewnętrzne, jak zachęty papieża, by nie ustawiać wiary «obok» czy «przeciwko» nowoczesności, to pojawić się mogą bolesne bodźce zewnętrzne, które nas zmuszą do ponownego odczytania przesłania Kościoła w duchu ewangelicznej i soborowej otwartości. Wiara przestanie być sprowadzana do światopoglądu, a zatem i język wiary stanie się językiem relacji z miłującą Osobą, językiem dialogu”.

Marek Rymsza upatruje szansę dla rozwoju języka wiary „w żywotności środowisk i wspólnot, gdzie możliwe jest łączenie wiary i religii oraz sfery sacrum i profanum”. Te środowiska to „przede wszystkim ruchy religijne, o ile tylko nie przejawiają tendencji do zamykania się, izolacji. Duże znaczenie mają także społeczności tworzące się wokół szkół katolickich”. W szkołach bowiem – „jeśli tylko organ prowadzący daje rodzicom szansę poczuć się «u siebie» – może zawiązać się prawdziwa społeczność, której członkowie uczestniczą w życiu religijnym szkoły, a równocześnie (poprzez poranne rozmowy rodziców) załatwiają między sobą różne «biznesy». Praktykowanie wiary staje się wówczas takim samym elementem życia codziennego jak owe «biznesy». O jednych i drugich uczymy się normalnie rozmawiać”.

Zdaniem Joanny Petry Mroczkowskiej, „uwspółcześnienie chrześcijańskiego języka wiary – szczególnie w Polsce – będzie wiązało się ze zrozumieniem roli wyobraźni w sytuacji oporów kulturowych” utrudniających i ewangelizację, i dawanie świadectwa osobistej wiary. Być może dzięki tej wyobraźni pojawią się nowi „wspaniali świeccy apologeci” – na wzór Chestertona czy Lewisa – imponujący „duchową głębią, wiedzą, zaangażowaniem i umiejętnością pisania mądrym, trafiającym do współczesnego człowieka językiem”.

Ewa Kiedio wskazuje jednak, że nie o zwykłą wyobraźnię językową tu chodzi: „Stopień kreatywności mówiących jest różny i choć byłaby ona cechą ze wszech miar pożądaną, nie mam wątpliwości, że nie wykwintna retoryka i długość kazań jest ich największą zaletą – skłonna byłabym raczej stwierdzić, że jest wręcz przeciwnie. Nie one zresztą są świadectwem kreatywności językowej i głębi intelektualnej – najlepsze kazanie, jakie zdarzyło mi się słyszeć, składało się z bodaj jednego zdania i stanowiło zaproszenie do własnej refleksji nad Ewangelią. Znana to zresztą prawda, że im tekst mniej przemyślany, tym dłuższy – namysł prowadzi z reguły do redukcji”.

Na pozytywną rolę autorytetów i przewodników w sferze komunikowania doświadczenia wiary zwraca też uwagę Marek Rymsza. „Przez lata rolę nie do przecenienia odgrywał w naszym społeczeństwie Jan Paweł II. […] Myślę, że dużo dobrego dla uwspółcześnienia naszego polskiego języka wiary zrobili też ks. Józef Tischner i o. Jacek Salij. Jakże różni w swym pisarstwie, warsztacie akademickim, orientacjach filozoficznych i teologicznych, przejawiali podobne dążenie do integracji języka wiary, języka religii i codziennego egzystencjalnego doświadczenia”. Szansą byłoby pojawienie się nowych postaci takiego formatu.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...