Tygodnik Powszechny 24/2011
Wacław Hajduk był szeregowym funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Rozczarowany komunizmem, już w 1948 r. postanowił upublicznić tajne dokumenty UB. Chciał też dotrzeć do prymasa Wyszyńskiego i ostrzec przed planami władz, dotyczącymi zniszczenia Kościoła. Jednak był skazany na klęskę, a „ludowa praworządność” nie miała dla niego litości.
Podczas rewizji procesu, w grudniu 1956 r., Najwyższy Sąd Wojskowy stwierdza niepoczytalność Hajduka i nisko ocenia szkodliwość jego raportów o MBP. Sąd łagodzi karę wszystkim skazanym w tym procesie; opuszczą więzienia do końca 1956 r.
Bez happy endu
W tej opowieści nie ma szczęśliwego zakończenia.
Choć o dalszym życiu Wacława Hajduka wiemy bardzo niewiele, jedno jest pewne: było to życie tragiczne. Najwyraźniej nigdy już nie pozbierał się psychicznie.
Nie wiemy też, jak wyglądały dalsze losy jego rodziny. Możemy tylko domniemywać, jaką cenę zapłaciła żona i dzieci za to, co zrobił mąż i ojciec.
Wiemy, że w szpitalu psychiatrycznym w Paprotni Hajduk przebywał co najmniej do 1958 r., i że w tym czasie nawet kontakt słowny z nim był niemożliwy. Jego stan musiał być naprawdę ciężki. Wiemy też, że jego dawny pracodawca (występujący pod nową już nazwą) nie dał mu nawet renty inwalidzkiej. W końcu dostał jakiś zasiłek, od ministerstwa pracy i opieki społecznej.
Wiemy, kiedy umarł: 12 czerwca 1977 r. Prawdopodobnie w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.
Na kartach historii
Wacław Hajduk nie miał tyle szczęścia i tej siły przebicia, co podpułkownik Józef Światło. Ten wysoki rangą funkcjonariusz UB, znający tajemnice resortu i władz (zbierał „haki” na ludzi z kierownictwa partii i państwa), w 1953 r. uciekł na Zachód. Nie miał ze sobą dokumentów, ale miał dobrą pamięć. Jego rewelacje o życiu przywódców PRL i zbrodniach UB były ważne nie tylko dla Amerykanów. Audycje z udziałem Światły – nadawane od jesieni 1954 r. przez Radio Wolna Europa i słuchane masowo w Polsce – miały odegrać ważną rolę: przyczyniły się do destrukcji systemu, gdy po śmierci Stalina zaczynał się proces „odwilży”. Światło, mający na sumieniu liczne zbrodnie, przeszedł do historii; potem, pod ochroną CIA, w spokoju spędził resztę życia gdzieś w USA.
Wacław Hajduk, szeregowy funkcjonariusz UB, w swojej walce z systemem był skazany na klęskę. Nie tylko dlatego, że był ledwie „blotką” w hierarchii MBP. Nawet gdyby jego informacje udało się rozpowszechnić w Polsce, np. za pośrednictwem BBC lub Głosu Ameryki, zapewne nie odegrałyby większej roli: w roku 1948 i 1949 system był jeszcze zbyt silny.
Ale także historia obeszła się z Hajdukiem okrutnie: nawet nie trafił na jej karty. Pierwsza i do dziś jedyna informacja o nim ukazała się – jako wzmianka – w biogramie siostry Zysk, opracowanym przez ks. prof. Jerzego Myszora (w jego „Leksykonie duchowieństwa represjonowanego w PRL”). Poza tą wzmianką, Wacław Hajduk w Historii nie zaistniał.
Jedyne, co możemy dla niego zrobić, to przywrócić pamięć o nim.
Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest pracownikiem warszawskiego IPN, redaktorem „Przeglądu Archiwalnego IPN” i pisma www.historycy.pl. Przygotowuje naukowe opracowanie historii Wacława Hajduka.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»