Stajemy się religią, w której nie rozumiemy, czym jest szczęście. Z ambony mówią o szczęściu, a jednocześnie każą stać na baczność i być zadowolonym, że nas boli. To są sprzeczne komunikaty.
– Pojechali do Las Vegas?! – powtórzyłem z niedowierzaniem. Po co? Żeby szkolić język? Żeby fałszywą wieżę Eiffel’a oglądać? Pograć w pokera? Już lepszy Nowy Jork, przynajmniej muzea dobre są… I dalej myślałem sobie, jeżeli oni, jako nastolatkowie, jadą na wycieczkę szkolną do Las Vegas, to dokąd pojadą w podróż poślubną? Chyba dookoła świata, a najpewniej na Księżyc?! Bo nic mniejszego ich już nie zadowoli!
Często mówię ludziom: nauczcie się cieszyć, gdy wam pelargonia na oknie zakwitnie, bo przyjdzie taki czas, że będzie to jedyny ogród, do którego będziecie mogli pójść. Ten, kto się tego nauczy, zakosztuje szczęścia nawet w skromnych warunkach.
Zdaję sobie sprawę, że filozofia Epikura była filozofią dla wybranych. On też miał tego świadomość. Wiedział, że „tłum” ma prostackie przyjemności: upija się, żre, lubi, gdy się leje krew. Ale ty, jeśli chcesz, możesz zejść z tej karuzeli i żyć inaczej, doznając prawdziwego szczęścia. Musisz jednak pamiętać, że elementem składowym szczęścia tu, na ziemi, jest umiejętność ascezy.
To, co mówiłeś, opisuje sytuację zachłanności, która nam współcześnie towarzyszy. Trzeba przeczytać wszystkie książki z list bestsellerów, przesłuchać nowe płyty z listy przebojów, zobaczyć premiery kinowe.
To jest ciągle pytanie o to, czy ja chcę się upić, czy ja chcę smakować? Jeśli chcę smakować, to muszę się zgodzić na to, że nie przeczytam wszystkich najlepszych książek i że nie będę pijany świadomością, że wiem wszystko, bo wszystko przeczytałem. Natomiast mogę przyjąć, że nie przeczytam wszystkich książek, ale za to te, które przeczytam, dobrze przemyślę.
W byciu szczęśliwym trzeba mieć odwagę powiedzenia stop. Anna Maria Jopek śpiewała kiedyś taką piękną piosenkę „Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam (…) Przez życie nie chcę gnać bez tchu”. W naszym podejściu do życia najgorsze jest to, że ludzie, którzy nie mogą jechać do Nepalu, a mogą jechać na Mazury, doznają frustracji, bo bardzo chcą jechać do Nepalu, a mogą tylko na Mazury, i w efekcie nie jadą ani tu, ani tam, tylko siedzą w domu i zapijają się na śmierć. Rozpacz, zupełna tragedia.
Jak w takim razie spojrzeć na drugą stronę medalu, czyli sytuację nieszczęścia w życiu? Trudno go uniknąć, bardzo się tego boimy. Robimy wszystko, żeby nie być nieszczęśliwymi. Czy w ogóle się da?
Profesor Juliusz Domański, który uczył mnie filozofii starożytnej, bardzo żałował, że chrześcijaństwo przyjęło za swego filozoficznego mistrza Senekę i stoicyzm, co objawia się wyrobieniem sobie cnoty niecierpiętliwości, kamiennej twarzy wobec wszystkiego. Ubolewał, że nie został nim Epikur, który mówił: Bądźcie cnotliwi, a będzie wam milej. Żyjcie dobrze, a będziecie szczęśliwi, bo – i tu już nie Epikur mówi, tylko ja, jako chrześcijanin – Bóg jest szczęściem i nam to szczęście obiecał, i my się tego szczęścia wcale nie wstydzimy. Chrześcijaństwo coś straciło przez stoicyzm. Stajemy się religią, w której nie rozumiemy, czym jest szczęście. Z ambony mówią nam o szczęściu, a jednocześnie każą stać na baczność i cieszyć się z tego, że nas boli. To są sprzeczne komunikaty.
Ale co z cierpieniem niezawinionym: rodziców, którzy tracą dziecko, albo dzieci, które cierpią na nieuleczalne choroby? Bo obracamy się w schemacie: Bóg jest szczęściem, z Nim będziecie szczęśliwi. A ktoś powie: jak to, przecież dzieci umierają. Gdzie jest Bóg?
Odpowiadam bardzo prosto. W takich sytuacjach, nie ma co udawać, jesteśmy nieszczęśliwi. Bóg jest szczęściem, daje nam szczęście i obietnicę, która się kryje za Jego słowem: Błogosławieni, którzy płaczą, bo będą pocieszeni. Wierzymy, że będziemy pocieszeni.
Trzeba zwalczyć pokutujący wśród nas mit, że zawsze musimy być szczęśliwi. I jeśli w konkretnym momencie jesteśmy nieszczęśliwi, to nie znaczy, że szczęścia nie ma. Są takie momenty, kiedy jestem szczęśliwy i wiem, że jest to moje przeznaczenie i że Bóg jest szczęściem. Ale są i takie, kiedy jestem nieszczęśliwy i koniec. To też trzeba przeżyć, bo to jest część życia. Nie można żyć w takim bzdurnym przekonaniu, że tego nie doświadczymy. Jest jednak obietnica zawarta w wierze, że to nieszczęście możemy przeżyć z nadzieją na pocieszenie, co więcej, że tego pocieszenia doznamy.
Tyle tylko, że kultura, w której żyjemy, robi wszystko, żeby w nas ten mit nieustannego szczęścia utrwalić.
Nie można być szczęśliwym, żyjąc z reklam. Niby to wszyscy wiemy, ale dajemy się na to złapać. Jeśli nie kupisz sobie tego dezodorantu, to nie będziesz miał takich muskułów, jeśli nie weźmiesz kredytu, to nie kupisz prezentów dla dziecka, jeśli kupisz ten makaron, to pogodzicie się w rodzinie. To są jakieś wierutne bzdury!
Powinniśmy garściami brać przykład z Epikura. Jego wyznawcy traktowali go prawie jak zbawiciela, bo ich wyzwolił z lęku przed śmiercią. To był jego słynny sylogizm, który mówił, że śmierci nie należy się bać, bo gdy ona jest, to nas nie ma, a gdy my jesteśmy, to jej nie ma, i w ten sposób nigdy się z nią nie spotykamy. Należy się też nauczyć przeżywać szczęście i smakować je powoli. Ponadto zadbać tylko o te rzeczy, które są nam konieczne do życia: żeby ci było ciepło, żebyś był zdrowy, żebyś był najedzony. Wszystkie inne potrzeby są potrzebami fałszywymi. To są te gadżety, które świat nam podpowiada: musisz mieć lexusa, musisz wyjechać na Lazurowe Wybrzeże, musisz mieć okulary od Versace, musisz mieć pięciu facetów, musisz mieć ileś kobiet. Co mówi Epikur? Jesteś szczęśliwym człowiekiem i śmierć nie jest dla ciebie problemem, bo się z nią nie spotykasz. A my, chrześcijanie, idziemy dalej niż on, bo dodajemy do tego zachwyt na całą wieczność.
Kiedy Jezus mówił, że błogosławieni są ci, którzy płaczą, łakną, pragną sprawiedliwości, ci, którym urągają, to opisywał ekstremalną sytuację, ale nie kazał nam tego robić. Trzeba pamiętać, że błogosławieństwa to nie przykazania. To nie nakazy. Ty nie masz płakać, mieszkać pod mostem, podkładać się do bicia, żeby być szczęśliwym, tylko Pan Jezus ci mówi, że jeśli jesteś z Nim, to nawet kiedy płaczesz czy nie doświadczasz sprawiedliwości albo miłosierdzia, to możesz być szczęśliwy. Ale nie zapominajmy, że możemy być również szczęśliwi, kiedy pijemy wino w Kanie Galilejskiej. Przecież po kilkudniowym weselu w Kanie, kiedy to nie wylewali za kołnierz, Pan Jezus nikogo nie ukarał płaczem i nie kazał natychmiast czynić dzieł miłosierdzia w ramach ekspiacji za te stągwie wypitego wina.
rozmawiał Roman Bielecki OP
PAWEŁ KRUPA – ur. 1965, dominikanin, historyk mediewista, studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie. W latach 1997-2010 członek Commissio Leonina przygotowującej krytyczne wydanie dzieł św. Tomasza z Akwinu. Od 2010 roku dyrektor Instytutu Tomistycznego, mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.