Stajemy się religią, w której nie rozumiemy, czym jest szczęście. Z ambony mówią o szczęściu, a jednocześnie każą stać na baczność i być zadowolonym, że nas boli. To są sprzeczne komunikaty.
Jeśli przyjrzeć się kościelnej liturgii, można powiedzieć, że Wielki Post jest dopracowany nieźle, ale okres paschalny to już nie bardzo. Mamy świetnie rozwinięte pieśni i nabożeństwa pasyjne, poruszające psalmy pokutne i rekolekcje, natomiast w okresie zmartwychwstania wszystko wydaje się mało przekonujące i trąci wymuszoną radością – „Chrystus zmartwychwstał, cieszcie się!”.
Dzieje się tak z bardzo prostej przyczyny. Doświadczenie nieszczęścia, cierpienia, klęski, grzechu czy tragedii jest nam znane i umiemy je zwerbalizować. Nie potrafimy natomiast wyrazić szczęścia religijnego, które przybliżałoby nam rzeczywistość życia wiecznego. Brakuje nam słów na opisanie tego, co przekracza granice codziennego doświadczenia szczęścia. Nie mamy takiego wyobrażenia, bo go nie doświadczamy wprost. Z drugiej strony widzimy je we fragmentach, w przebłyskach życia. Brakuje w Kościele ich pielęgnowania i zwracania ludziom uwagi na chwile, w których czują, że to, czego w danym momencie doświadczają, to taka sekunda nieba.
Zdarzyło mi się kiedyś coś takiego. Poszedłem w góry. Był piękny, wiosenny dzień. Niebo bezchmurne, świeża zieleń drzew. Położyłem się obok strumyka. Zielony mech, woda szumiąca koło ucha. Leżę. Patrzę w niebo. Sosny się kiwają nad głową. I w którymś momencie pomyślałem, że to jest właśnie raj. Ale jednocześnie dotarła do mnie myśl, że za chwilę słońce zajdzie, zrobi się zimno, a ja poczuję głód. I ta chwila zadowolenia skończy się i przeminie.
A w raju ten moment nigdy się nie skończy, bo w raju słońce nigdy nie zajdzie, nigdy się nie zrobi zimno, nigdy nie będziemy głodni. Wejdę do raju, zrobię „ach!” na wdechu, jak wtedy, gdy człowiek czymś się zachwyca, i na tym wdechu pojadę całą wieczność. Zachwyt bez końca!
To piękne, co mówisz, ale to wszystko nastąpi „kiedyś”, natomiast „tu i teraz” etos chrześcijański podpowiada, że trzeba się umartwiać i podejmować ascezę. Po co się męczyć? Nie lepiej sobie zwyczajnie pożyć i korzystać z uroków życia?
Wizja szczęścia, o którym mówię, to wizja pewnego stanu, a nie zewnętrznych okoliczności. Nie chodzi o to, co udało mi się zrobić, co dało mi satysfakcję. Szczęście to jest wejście w stan. Ono nie jest związane bezpośrednio z działaniem, ale raczej z poznaniem. Odwołam się w tym miejscu do świętego Tomasza, który w pierwszej kwestii Sumy teologii stawia pytanie, czy teologia jest nauką praktyczną czy teoretyczną, to znaczy, czy teologia powinna się zajmować moralnością, wychowaniem człowieka i przygotowaniem go do życia chrześcijańskiego, czy raczej przedstawieniem osoby Boga i wchodzeniem w Jego tajemnicę. Na tak postawione pytanie święty Tomasz odpowiada, że teologia jest oczywiście i praktyczna, i teoretyczna, ale nacisk należy kłaść raczej na ten drugi element, z bardzo prostego powodu. Wszystko, co dotyczy praktyczności teologii, czyli moralność i przykazania, skończy się w dniu naszej śmierci, natomiast nasze poznanie Boga będzie trwało wiecznie.
Gdyby zastosować kryteria, o których mówisz, to odnoszę wrażenie, że dzisiejszy Kościół jest bardziej etyczny i moralny niż poznawczy.
To jest pewien problem. Zobaczmy, co się dzieje w polskiej szkole. Od dwudziestu lat dajemy dzieciom wybór: albo etyka, albo religia. Czym to skutkuje? W umysłowości młodych ludzi powstaje przeświadczenie, że etyka to jest taka religia dla niewierzących, natomiast religia to jest etyka dla wierzących. W takim układzie religia staje się etyką, czyli rodzajem dobrego postępowania. Tym samym, zupełnie niezauważalnie sami zastawiamy na siebie pułapkę, bo ktoś może stwierdzić, że bez religii też jest dobrym, uczciwym człowiekiem. A to znaczy, że religia nie ma sensu! Oczywiście można powiedzieć, że wyższa jest etyka religijna, bo prawodawcą jest w niej Pan Bóg, a etyka ludzka jest wynikiem doświadczeń człowieka czy jakiejś umowy. Tyle tylko, że jeżeli zgubimy w religii wymiar spotkania z osobą Boga, spotkania, które rodzi szczęście, to w takim układzie powstaje pytanie, po co w ogóle być człowiekiem religijnym?
W dawnym katechumenacie, a potem w średniowiecznych traktatach o życiu duchowym wprowadzanie w tajemnice wiary zaczynało się od nauki o stworzeniu świata, żeby człowiek wiedział, że Bóg go stworzył. Potem analizowano księgi mądrościowe, żeby się nauczyć etyki, czyli tego, że nie wolno kraść, zabijać, oszukiwać, kłamać. I dopiero tu zaczynał się skok w górę: ku modlitwie, sakramentom, oczyszczaniu serca i kontemplacji – ku szczęściu. W tej perspektywie etyka jest środkiem, a nie celem.
Mówisz o szczęściu, które wynika z wejścia w relację z Bogiem. Ale jaki jest ten Bóg? Myślimy często o Nim jako o Kimś, kto nam szczęście zabiera, kto czyha na nas i tylko czeka, żeby – jak mówi jedna z prawd wiary – za dobre wynagrodzić, a za złe ukarać.
Dzisiaj mamy chyba inny problem. Bóg zaczyna przypominać bohatera piosenki Edyty Geppert, która śpiewa: „Ile mam grzechów, któż to wie, a do liczenia nie mam głowy. Wszystkie darujesz mi i tak, nie jesteś przecież drobiazgowy”. No i mamy dwie skrajności: albo fajny gość, który nas zrozumie, przytuli i nie będzie się czepiał, albo bezduszny sędzia. Prawda wiary, która mówi o tym, że Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze, przypomina, że w Bogu jest sprawiedliwość i ludzkie czyny – zarówno dobre, jak i złe – nie pozostają bez konsekwencji. Nie możemy jednak czytać tej prawdy wiary w oderwaniu od lektury Słowa Bożego, chociażby przypowieści o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu, która łamie absolutnie wszystkie zasady dobrego wychowania. To prawda, że kiedyś Kościół mocno akcentował wymiar kary i nagrody, ale bądźmy realistami historycznymi, takie sformułowanie wynikało z warunków społecznych. Kiedy wielu ludzi mocno odczuwało swoją biedę i nierówność społeczną, konieczne było przypomnienie, że Bóg jest tym, który widzi prawdę i za zło karze, a za dobro wynagradza. Chociaż tu, na ziemi, wydaje się, jakby było na odwrót, bo źli są bogaci, zdrowi i weseli, a ci, którzy są uczciwi – niekoniecznie. To jest doświadczenie szeroko opisane w Piśmie Świętym, szczególnie w Psalmach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.