Kiedy reporter po spotkaniu zatrzaskuje za sobą drzwi, musi mieć świadomość, że nie może zostawić ofiary z koszmarem, który do niej powrócił z powodu jego pytań. Nie wolno budzić demona – nigdy o tym nie zapominam.
Dla nas Afryka jest dzisiaj tym, czym dla Zachodu przed rokiem 1989 była komunistyczna część Europy: egzotyczną krainą, na którą patrzymy z niedowierzaniem i współczuciem.
W Aruszy, w Tanzanii, funkcjonuje międzynarodowy trybunał sądzący zbrodniarzy z Rwandy, tych z bojówek Hutu, którzy w 1994 r. w rzeziach wymordowali prawie 800 tysięcy z plemienia Tutsi. A ponieważ Arusza leży w sąsiedztwie Parku Narodowego Serengeti i Ngorongoro, od jakiegoś czasu operatorzy wycieczek turystycznych włączyli do atrakcji Międzynarodowy Trybunał w Aruszy. Najpierw jedzie się oglądać Kilimandżaro, potem słonia, potem cztery lwy, a na końcu zbrodniarza-ludobójcę. Te wycieczki cieszą się ogromnym wzięciem. Już nikt nie może zarzucić, że ktoś wydał tysiące dolarów na fanaberie egzotyczne, choć najlepiej, gdyby one odbyły się bez Afrykanów, ich jak muchy odgania się sprzed obiektywu aparatu, żyrafa czy nosorożec są od nich o wiele bardziej atrakcyjne. Nasza nieświadomość i zapatrzenie w siebie sprawiają, że dobre intencje stają się swoim zaprzeczeniem.
Wspomniał Pan, że pracuje nad książką o Afryce.
Piszę dwie książki południowoafrykańskie. Pierwsza dotyczy niewielkiego miasteczka Ventersdorp w Transwalu, gdzie nic się nie zmieniło, w przeciwieństwie do reszty kraju. Ludzie próbują stamtąd uciekać, niewiele wiedzą o świecie zewnętrznym. W tym miasteczku żył Eugene Terreblanche, Afrykaner, który uzurpował sobie prawo bycia tym jedynym sprawiedliwym, wodzem Burów. Mojżeszem, który miał ich ocalić, wyprowadzając z kraju, gdzie władzę przejęli czarni. Człowiek radykalny i należący do pozerów: bardziej grał, niż był w rzeczywistości.
W zeszłym roku ten Afrykaner został zamordowany przez swoich czarnych robotników. Chciałbym, by moja opowieść była historią i o zbrodni, i o tym, jak ludzie pragną zmiany, tyle że czekają, aż tę zmianę spowoduje przybysz z zewnątrz. A zmiana jest niemożliwa, jeżeli nie zacznie następować od środka. Terreblanche był tylko pretekstem, żeby niczego nie zmieniać. Biali jego osobą usprawiedliwiali swój rasizm, twierdzili, że nic się nie da zrobić, bo on tam jest. A czarni – swoją bierność. Gdy zginął, wszystko pozostało jak dawniej.
Druga książka będzie opowieścią o człowieku, który twierdzi, że jest wynalazcą vuvuzeli, trąbki używanej w Afryce w czasie meczów piłkarskich. Ten człowiek miał w życiu dwie pasje. Pierwsza to obsesja Nelsona Mandeli, którego nigdy na oczy nie widział, chyba nie wiedział nawet, jak wygląda. Druga to piłka nożna. Mój bohater jest dla mnie alegorią południowej Afryki. Oczywiście nie wymyślił vuvuzeli, trąby widzimy już na obrazach biblijnych, ale był pierwszym, który ją wniósł na stadion i zaczął na niej trąbić. Dziś jest nędzarzem, ale gdyby to opatentował, byłby milionerem. Lecz najpierw ten pomysł ukradł mu biały przedsiębiorca z Kapsztadu, a z kolei tego z Kapsztadu podeszli Chińczycy. Więc te wszystkie vuvuzele, które trąbiły na ostatnich Mistrzostwach Świata w RPA, przyjechały kontenerami z Tajwanu i z Chin.
Rozmawiała Katarzyna Kubisiowska
Wojciech Jagielski (ur. 1960) jest dziennikarzem i reporterem, pisze głównie dla „Gazety Wyborczej”. Świadek najważniejszych wydarzeń politycznych przełomu wieków na całym świecie.
Książki Wojciecha Jagielskiego:
„Dobre miejsce do umierania” (1994)
Reporter wędruje po ziemiach Kaukazu i Zakaukazia, a więc tam, gdzie sto małych narodów, wciśniętych między dwa morza i między trzy rywalizujące ze sobą zachłanne potęgi: Rosję, Turcję i Iran, toczy ze sobą okrutne wojny. Te wojny podzieliły ludzi i roznieciły nienawiść. Jagielski pokazuje kontrasty, absurdy i dramaty historii współczesnej pisze o tym, jak Czeczenia, aby uratować niepodległość Inguszów, ogłosiła niepodległość, nie mając własnego państwa; o tym, jak pacjenci domu obłąkanych w Czermenie właśnie dzięki wojnie zaczęli żyć życiem normalnych ludzi.
„Modlitwa o deszcz” (2002)
Książka osnuta wokół konfliktu afgańskiego, ale nie on jest tu tematem najistotniejszym, lecz próba zrozumienia racji i mentalności Afgańczyków: rozmaite tradycje, którym są wierni, ich kultura inna niż wszystko, co zna Europejczyk. W reportażach o Osamie ben Ladenie Jagielski pokazuje środowisko, w którym wyrastał, modach, którym w młodości ulegał. Kiedy przypomina głośną historię zburzenia wielkich posągów Buddy w skałach Bamjanu, nie oburza się, lecz stara odtworzyć sposób myślenia talibów.
„Wieże z kamienia” (2004)
Rzecz o Czeczenii – aktualne wydarzenia Jagielski splata z wiedzą o przeszłości kaukaskiej krainy i o jej związkach z Rosją, począwszy od XVIII wieku. Przeciętny obserwator w odrębności Czeczeńców dostrzega pełną determinacji walkę o niepodległość oraz bezwzględny terror ich przywódców. Jagielski nie analizuje doktryn, lecz patrzy na ludzi, na ich style życia i charaktery. Także na tradycję zakorzenioną jeszcze w przedislamskiej przeszłości.
„Nocni wędrowcy” (2009)
Pomiędzy reportażem a opowieścią dokumentalną. Książka dotyczy jednego z największych dramatów Afryki: dzieci ugandyjskich siłą zwerbowanych do partyzantki Josepha Kony’ego, które pod wpływem strachu, bólu i narkotyków idą mordować w sposób najokrutniejszy z możliwych. Ta książka jest jednocześnie autorefleksją nad sensem wykonywania zawodu dziennikarza. Jagielski stawia pytania wprost: jak można być reporterem wobec ogromu ludzkiego nieszczęścia? Jak poradzić sobie z dwoma najważniejszymi dylematami: dotkliwą bezradnością wobec tego, co się dzieje wokół, i bolesnym poczuciem, że żaden opis nie przystaje do realnego świata?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.