Nie zagłębiając się w analizy terminologiczne, a polegając tylko na intuicji, dostrzec można, że radość istotnie różni się od wesołości, przyjemności czy zadowolenia. Jej przeżywanie nie wyczerpuje się w sferze emocjonalnej czy zmysłowej, ale angażuje także głębsze warstwy struktury osobowej człowieka
Tak jak istnieje hierarchia dóbr, tak też wśród wielu rodzajów radości wyróżnia się wyższe i niższe. Do radości eschatologicznej w życiu doczesnym zbliża się człowiek poprzez nadzieję. „Przez nadzieję życia przyszłego kosztuje się tego, czym tam będziemy nasyceni”[4]. Eucharystia jest w pewnym sensie antycypacją radości rajskiej obiecanej przez Chrystusa – czytamy w encyklice Ecclesia de Eucharistia (por. nr 18). Przedsmak owej radości przynosi również kontemplacja prawd objawionych. Szlachetną radością jest zachwyt nad dziełami Stwórcy i wdzięczność za nie. Szczególne miejsce wśród ziemskich radości duchowych zajmują radości moralne towarzyszące spełnianiu się człowieka poprzez czynienie dobra i posiadaniu „dobrego sumienia”[5]. Duchowy charakter mają radość poznawania, twórczości czy obcowania z pięknem dzieł sztuki.
Istnieje jednak również wiele odmian radości związanych z ciałem. Są wśród nich takie, które sytuują się blisko duchowych, jak radość macierzyństwa czy życia małżeńskiego, są i radości najprostsze: radość z pożywienia, ciepła, nieodczuwania fizycznego bólu. Kiedy zaspokojenie podstawowych potrzeb przeżywane jest jako dobro, staje się źródłem radości. Człowiek, który w wielu swych poczynaniach ukazuje się jednak także jako homo ludens, skłonny bywa do poszukiwania radości w zabawie, biesiadzie, rozrywce. Niektórzy teologowie średniowieczni nakazywali odrzucić uciechy doczesne, by poprzez ascezę zasłużyć na szczęście wieczne, widzieli w nich istotną przeszkodę na drodze do radości nieprzemijającej. Czy zatem między ogrodem rozkoszy ziemskich a ogrodami rajskimi zieje infernalna przepaść? Czy afirmatywny charakter radosnego odniesienia do rzeczywistości, czyli bytu jako dobra pozwala uznać, że także radości niższe zasługują na swoje miano? Czy też probierzem autentyczności jest tu współbrzmienie radości z godnością człowieka, stworzonego jako imago Dei?
Radość znamionuje szczególnego rodzaju powaga, którą w ślad za Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, piewcą radości życia codziennego, porównać można do powagi dostojnego tańca[6]. Wszak artyści często przedstawiali radość niebiańską jako taniec aniołów, a w tanecznym kręgu nierzadko ukazywali również ludzi, którzy osiągnęli zbawienie. Tak pojęta powaga, która sięga samego jądra radości, jej ostatecznych odniesień, nie wyklucza zewnętrznych przejawów wesołości. Mistyczka Juliana z Norwich, której papież Benedykt
XVI poświęcił rozważanie podczas audiencji generalnej w grudniu ubiegłego roku, tak oto opisuje swoje przeżycia towarzyszące wizji Chrystusa poprzez Mękę odnoszącego zwycięstwo nad złem: „Przy tym objawieniu śmiałam się tak serdecznie, że ci, co byli wokół mnie, także zaczęli się śmiać, a ich śmiech sprawił mi radość. Pragnęłam, by moje siostry i bracia chrześcijanie także widzieli to, co ja ujrzałam, i by potem śmiali się ze mną. Nie ujrzałam jednak, by Chrystus się śmiał. Mimo to sprawia Mu radość, kiedy śmiejemy się, by wzbudzić w sobie radość, i weselimy się w Bogu, ponieważ Szatan został pokonany”[7].
Słowa Juliany przypominają także o wspólnototwórczej mocy radości, tak wzniośle wyśpiewywanej w finale najsłynniejszego chyba dzieła muzyki symfonicznej. Muzyka ma z radością związek wieloraki, bywa jednocześnie jej wyrazem i źródłem. Jak pisał kiedyś nasz niedawno zmarły autor, nieodżałowany Bohdan Pociej, jej posłannictwem jest szczęśliwianie człowieka[8]. Dzięki swej czystej duchowości i funkcji uszczęśliwiającej muzyka pozwala przeczuć błogość radości wiekuistej. W duchu muzyki też harmonijnie łączy się radość i smutek.
Doświadczenie smutku w radości i radości w smutku stało się niedawno udziałem wspólnoty naszej archidiecezji i naszego uniwersytetu. Niespodziewana śmierć metropolity lubelskiego i wielkiego kanclerza KUL ks. prof. Józefa Życińskiego (wiadomość o niej zaskoczyła redakcję już podczas pracy nad tym tomem „Ethosu”) przejęła nas żalem. W tym czasie wspominaliśmy słowa założyciela i wieloletniego dyrektora Instytutu Jana Pawła II ks. prof. Tadeusza Stycznia, który odszedł od nas tak niedawno (kolejny numer kwartalnika poświęcony będzie jego osobie i dziełu). Kiedy opłakiwaliśmy śmierć Ojca Świętego, mówił nam, że pustka po stracie otwiera miejsce na niewyczerpanie głęboką radość Zmartwychwstania, i zachęcał, abyśmy tą radością żyli[9]. Czynimy to wierząc, że Bóg bogaty w miłosierdzie wprowadzi naszego Pasterza do swojej Chwały i obdarzy szczęściem wiecznym. Swoistym memento tego tomu niech stanie się jego refleksja o ludzkiej odpowiedzialności za radość, w której Chrystus objawia swoją obecność: „Sztuka przeżywania wnoszonej przez Niego radości pozostaje miarą naszego dojrzałego chrześcijaństwa”[10].
M. Ch.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.