Tak jakby tam był od wielu lat

Niedziela 41/2013 Niedziela 41/2013

Trzydzieści pięć lat temu, w drugim dniu konklawe po niespodziewanej śmierci Jana Pawła I, 16 października 1978 r. ok. godz. 17.15, 111 kardynałów, ku osłupieniu całego świata, wybrało na papieża arcybiskupa Krakowa kard. Karola Wojtyłę. Był on pierwszym od 455 lat papieżem nie-Włochem i pierwszym Słowianinem na Stolicy św. Piotra. Po latach okazało się, że drugi z Polaków uczestniczących w tamtym pamiętnym konklawe – prymas Polski kard. Stefan Wyszyński także był „papabile”. Zdecydowanie jednak, jak wynika z jego zapisków, zaoponował, kiedy grupa kardynałów chciała wysunąć jego kandydaturę

 

Opisy tamtego konklawe z 1978 r. nie pomijają rywalizacji dwóch włoskich kardynałów, głównych pretendentów do urzędu Piotrowego: arcybiskupa Genui kard. Giuseppe Siriego i arcybiskupa Florencji kard. Giovanni Benellego. Większość watykanistów jest do dziś zdania, że impas, jaki się wytworzył z powodu niemożności osiągnięcia przez któregoś z nich liczby 75 głosów wymaganej do elekcji, i podział wśród elektorów włoskich natchnął kardynałów do zwrócenia uwagi na kandydata spoza Italii.

Konklawe „trzech króli”

Innym tropem myślenia podąża Andrea Riccardi, autor znakomitej, wydanej w 2011 r. książki „Giovanni Paolo II. La biografia”. Wykazuje on, że już po śmierci Pawła VI kardynałowie oswajali się z myślą, iż papieżem może zostać nie-Włoch. Już wtedy brano pod uwagę elekcję papieża Latynosa, a patriarcha Wenecji kard. Albino Luciani, późniejszy papież Jan Paweł I, wskazywał na Brazylijczyka – kard. Aloísio Lorscheidera. Z kolei przed konklawe po śmierci papieża Lucianiego rodak Lorscheidera – wybitny purpurat, arcybiskup São Paolo kard. Paulo Evaristo Arns wymieniał jako swego faworyta kard. Karola Wojtyłę. Promotorem wyboru metropolity krakowskiego był jednak przede wszystkim arcybiskup Wiednia kard. Franz König, zwolennik odnowy soborowej, hierarcha bardzo wpływowy w Kurii Rzymskiej i cieszący się wielkim prestiżem wśród kardynałów.

Przekonanie o możliwości wyboru nie-Włocha wyrażało też porzekadło powtarzane w Kurii Rzymskiej, że będzie to konklawe „trzech króli”: Franza Königa z Wiednia, purpurata polskiego pochodzenia Johna Króla z Filadelfii i Maurice’a Roya z kanadyjskiego Quebecu. Żaden z nich nie miał realnej szansy na wybór, jednak sam fakt, że wymieniano tylu niewłoskich kandydatów, był wielce wymowny.

Śmierć Jana Pawła I po zaledwie 33 dniach pontyfikatu stanowiła szok dla kardynałów. Zastanawiali się, co Bóg chce przez to powiedzieć Kościołowi. W trakcie kongregacji generalnych i w mniej oficjalnych dyskusjach między purpuratami wykluczano możliwość wyboru papieża przejściowego. Wyrażano potrzebę powołania na Stolicę Piotrową silnej osobowości, kogoś, kto odważnie pokieruje Kościołem w czasach posoborowego kryzysu, a zarazem będzie charyzmatycznym pasterzem. Znacznej części kardynałów zagranicznych nie podobał się podział wśród Włochów, ich zaangażowanie we włoską politykę i uległość wobec komunizmu. Z drugiej zaś strony ci kardynałowie, którzy mentalnościowo byli przygotowani na papieża nie-Włocha, nie dopuszczali myśli, aby następcą Jana Pawła I został kardynał z któregoś z politycznych mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Niemiec czy Francji. W tej sytuacji kard. Wojtyła, choć niezbyt znany szerokiej opinii publicznej, lecz ceniony przez kardynałów i pamiętany z czasów II Soboru Watykańskiego, także jako aktywny uczestnik synodów biskupich i jako ten, który wygłosił znakomite rekolekcje dla Pawła VI, pochodzący z mało znaczącego politycznie kraju, wydawał się kandydatem idealnym. Ta świadomość dojrzewała wśród elektorów coraz bardziej podczas konklawe, a ujawniła się ostatecznie po tym, jak było wiadomo, że żaden z włoskich faworytów nie ma szans na zdobycie większości głosów. Szala zaczęła przechylać się zdecydowanie na korzyść kard. Wojtyły po tym, jak wpływowy kard. Sebastiano Baggio, jako pierwszy Włoch, powiedział głośno, że papieżem powinien zostać kardynał z Krakowa. Po raz pierwszy od wielu wieków kardynałowie elektorzy nie głosowali na najlepszego Włocha, ale, jak to potwierdzi historia, wybrali najlepszego spośród siebie.

Papież kompletny

Nigdy jeszcze na Stolicy Piotrowej nie zasiadał człowiek tak kompletny i wszechstronny. Z okazji wyboru Karola Wojtyły dzienikarze wymieniali jednym tchem, że był aktorem, poetą, robotnikiem, sportowcem, zwykłym księdzem, inicjatorem oryginalnej formy młodzieżowego duszpasterstwa turystycznego, intelektualistą, filozofem, wykładowcą uniwersyteckim, publicystą, wreszcie pasterzem historycznej i prestiżowej archidiecezji. Wprawdzie w XV wieku papieżem został wybitny humanista i poeta Eneasz Sylwiusz Piccolomini, który przybrał imię Piusa II, a przed drugą wojną światową wybrano Piusa XI, który jako Achille Ratti był nuncjuszem w Polsce, a wcześniej dał się poznać jako wytrawny alpinista, zdobywca Matterhorn i Mont Blanc, jednak żaden z nich i w ogóle żaden z następców św. Piotra nie mógł się poszczycić tak bogatym życiorysem.

Karol Wojtyła miał CV, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, rzeczywiście imponujące, ale nie do końca „dające papiery” na papieża. Do tego potrzebna była silna osobowość i wizja duszpasterska, a obie te cechy polski kardynał posiadał. Kościół u swego steru bardziej niż sprawnego administratora czy głębokiego teologa potrzebował charyzmatycznego pasterza, zdolnego porwać tłumy, stanąć do konfrontacji z rosnącą laicyzacją, zatrzymać odchodzenie wiernych od Kościoła i spadek powołań.

Jan Paweł II od chwili wyboru wprowadził nowy styl sprawowania urzędu Piotrowego, polegający na skróceniu dystansu do wiernych, w czym miało pomóc odejście od ściśle przestrzeganej w Watykanie od wieków etykiety. Już jego poprzednicy starali się poluzować gorset watykańskiej dyscypliny. Wprawdzie Piusa XII całowano podczas audiencji w stopę, ale mało kto pamięta, że temu papieżowi, który za swój nieprzejednany stosunek do komunizmu przedstawiany był przez ateistyczną propagandę jako niedostępny, surowy i antypatyczny pasterz, w czasie spotkań z wiernymi podawano dzieci do błogosławieństwa, co czynił z rozczuleniem i zadowoleniem. Stosunki z wiernymi ocieplił bł. Jan XXIII, który podczas słynnego przemówienia do wiernych na rozpoczęcie II Soboru Watykańskiego prosił, aby po powrocie do domu przytulili i ucałowali w jego imieniu swoje dzieci.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...