Żyć w prawdzie

Kłamałem, by nie dostać lania od ojca i by matka nie płakała. Kłamałem, by zaimponować kolegom i by polubiły mnie dziewczęta. Kłamałem dla lepszego stopnia, lepszego traktowania przez nauczycieli, dla wygody, świętego spokoju, zabłyśnięcia w towarzystwie Niedziela, 22 marca 2009



W taką noc lepiej nie wyruszać w podróż. Zimna mgła łasi się do nóg, w powietrzu deszcz, nikłe światła latarń kołysze ze skrzypieniem pojawiający się znikąd wiatr. Stacje kolejowe, pociągi pachnące wilgocią i kurzem przyciągają ciemne typy i samotników szukających bratnich dusz.
Może zdarzyć się, że w takim przedziale znajdzie się ktoś drugi. Milczący, wpatrzony w ciemność za oknem, nieobecny. A może nagle się odezwie, zapyta o coś, zapragnie nawiązać rozmowę, skrócić czas dłużących się niemiłosiernie nocnych godzin, gdy zegarek po wielekroć i z uporem pokazuje tę samą godzinę.

Może nieznajomy zapragnie opowiedzieć swoje życie. Czasem tak bardzo chce się opowiedzieć na głos o tym, co spotkało nas w drodze. Wygadać się, wyrzucić z siebie przeszłość, obłaskawić ją słowem, gestem, ciszą ujętą w rytm oddechu. Dobrze jest wtedy znaleźć słuchacza niezadającego pytań. Kogoś trochę obojętnego, trochę zaciekawionego. Takiego jak ja.

Tamten człowiek tkwił w kącie wagonu, nieruchomy, otulony wełnianym płaszczem. W półmroku rozkołysanego wagonu wiedliśmy cichą, niespieszną rozmowę. Nieznajomy umiał już bagatelizować siebie, czyli nosił w sobie wystarczającą ilość doświadczeń, by wiedzieć, że dystans do życia jest najlepszym na nie sposobem. Coś go jednak męczyło. Ustawał w pół zdania, w pół słowa, w trakcie dopiero co rozpoczętej myśli. Zaczynał od nowa i znów milknął.

– Proszę mi wybaczyć to jąkanie – powiedział. – Nie wynika ono z nieśmiałości czy braku elokwencji. Raczej z niechlujstwa myśli. Może nawet z owej zadziwiającej metamorfozy, jaka odbywa się, zanim myśl powstała w głowie dotrze do uszu słuchacza. Mogę, oczywiście, kwestię tę wyłożyć prościej: Jestem nałogowym kłamcą.

Za oknem mignęły światła dużej stacji. Pociąg zazgrzytał przeciągle. Na korytarzu zaszurały ciężko buty nielicznych pasażerów.

– Jestem kłamcą. Czy pani wierzy, że można na kłamstwie budować życie? Prawda, że niedorzeczne, grzeszne i niemądre. Jak to się dziś mówi – bez perspektyw. Proszę mi jednak uwierzyć, że można kłamać latami. Można się w kłamstwie tak rozkochać, że świat podany „en naturel” przestaje smakować. Traci barwę, rytm, kolor. Szczególnie takie życie jak moje...

Z piętnem tuzinkowości, szarości, nijakości. Niech panią nie zwiedzie mój miejski strój, ta nieco nonszalancka elegancja. Jestem synem chłopa, prostego człowieka z zapadłej wsi, który w grubych, zgrabiałych od ciężkiej roboty paluchach nie umiał utrzymać ołówka. Był twardym ojcem, twardym mężczyzną, z rodzaju tych, co niewiele mówią, a wiele robią. Gatunek na wymarciu, niestety...



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...