Domowa alternatywa

Kto z nas nie ma od czasu do czasu koszmarów nocnych związanych ze szkołą? Budzimy się rano z ulgą, że obowiązek szkolny już jest za nami. Jesteśmy przekonani, że wszyscy muszą przez to przejść i trudno. Przewodnik Katolicki, 14 października 2007




Okazuje się, że rosną już dzieci, którym koszmary szkolne nigdy się nie będą śnić. Te dzieci uczą się w domu.

Nie są to wcale dzieci chore lub niedostosowane społecznie. Nie mam na myśli również tych, które z różnych powodów mają indywidualny tok nauczania. Piszę o dzieciach w pełni zdrowych, ruchliwych i inteligentnych, których rodzice świadomie podjęli decyzję, że tylko oni będą mieli wpływ na wychowanie i edukację swoich pociech. Ruch w krajach anglosaskich zwany home schoolingiem w Polsce dopiero raczkuje, ale staje się coraz bardziej popularny. W Dniu Edukacji nie można pominąć tej alternatywnej formy uczenia dzieci, której wyniki są często znacznie lepsze niż obowiązkowej edukacji publicznej.


Od Galadrieli do mitologii


„Dlaczego właściwie państwo zmusza mnie do tego, żebym powierzył mu wychowanie mojego dziecka?” – zapytał pewnego dnia mój mąż. Akurat nasza córka zbliżała się do wieku objętego obowiązkiem edukacyjnym i trzeba było zapisać ją do jakiejś szkoły. Przedtem – jak większości rodziców – ten problem w ogóle nas nie interesował. Dziecko chodziło do świetnego przedszkola, ponieważ było bardzo towarzyskie. Teraz nagle zostaliśmy pozbawieni wyboru i mieliśmy oddać córkę na kilka godzin do anonimowej instytucji, w której nie znana nam osoba ma razem z rodzicami podjąć trud wychowania. I ten brak wyboru najbardziej nas, jako rodziców odpowiedzialnych i troszczących się o własne dziecko, zirytował. W końcu komu jak komu, ale to właśnie rodzicom na dobru dziecka zależy najbardziej. Niestety, moja wiedza na temat home schoolingu sześć lat temu była zerowa. Byłam przekonana, że za to idzie się do więzienia. Rezultat był taki, że moja córka straciła w szkole trzy lata – idąc do I klasy była po lekturze „Silmarillionu” Tolkiena i rozróżniała obrazy Rafaela od El Greca. Nudziła się okrutnie, gdy była zmuszana do czytania „120 przygód Koziołka Matołka” (lektura do II klasy), a z rówieśnikami w szkole nie bardzo miała o czym pogadać. Kiedy po operacji dostała trzytygodniowe zwolnienie, przekonałam się, że uczenie dziecka w domu, przynajmniej na wczesnym etapie, nie jest wcale trudne. Materiał obowiązkowy przerabiałyśmy w godzinę, a potem był czas na rozszerzanie wiadomości w kierunku, do którego moja córka przejawiała talent i zainteresowanie. Czytała książki odpowiednie dla jej rozwoju, oglądałyśmy na DVD filmy astronomiczne, dzięki którym o teleskopie Hubble’a moje ośmioletnie dziecko wiedziało więcej niż ja, nie mówiąc o galaktykach i gwiazdozbiorach. Język angielski poznawała tłumacząc zdania opisujące swoją ulubioną wówczas bohaterkę – Galadrielę z oryginalnej wersji „Władcy pierścieni”. Również dzięki Tolkienowi zainteresowały ją różne mitologie – dziś mity greckie ma w małym palcu, poznaje te bardziej egzotyczne. Mając cały dzień do dyspozycji zobaczyłam, że naukę można potraktować niestandardowo i indywidualnie. Z przerażeniem skonstatowałam, że czas spędzony przez moje dziecko w szkole jest nieproporcjonalny w stosunku do wiadomości, jakie z niej wynosi. To nie jest wina nauczyciela: kiedy w klasie jest ponad 20 dzieci, nauczyciel nie ma po prostu możliwości traktować ich według ich potrzeb i zdolności. Szkoła jest dla średniaków – bardziej zdolni się nudzą, a słabsi uczniowie stresują. Można by powiedzieć, że przecież dokształcanie dziecka w domu niczemu nie przeszkadza, można przecież pogodzić jedno z drugim. Problemem dla wielu rodziców jest jednak to, czego tak naprawdę szkoła jako społeczność uczy. Egoizmu, kombinowania, poniżania, cynizmu, kłamstwa i przemocy. Nieliczni nauczyciele, wspaniali pedagodzy, nie są w stanie niczego zmienić.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...