Polak sprzedaje, Pan Bóg kule nosi

Czy można obwiniać producentów broni o to, jak jest używana? Na Zachodzie nad takimi pytaniami dyskutują politycy, ludzie Kościoła i obywatele. Tygodnik Powszechny, 25 maja 2008



Czy można obwiniać producentów broni o to, jak jest używana? Na Zachodzie nad takimi pytaniami dyskutują politycy, ludzie Kościoła i obywatele. W Polsce nie tylko nie ma dyskusji, ale nawet dostępu do informacji.

Od kilku lat nasz przemysł zbrojeniowy przeżywa koniunkturę. O ile w 2001 r. wartość eksportu polskiej broni wyniosła 20 mln dolarów, o tyle w 2007 r. zbliżyła się do miliarda dolarów, a w tym roku zapewne go przekroczy.

Politycy z wszystkich formacji, od lewicy po prawicę, patrzą na te liczby w kategoriach sukcesu, a ministrowie kolejnych ekip podczas podróży zagranicznych występują w roli lobbystów przemysłu zbrojeniowego. Inaczej niż na Zachodzie, o eksporcie polskiej broni – o tym, co i gdzie się sprzedaje, i czy jest to przyzwoite – nie dyskutuje się publicznie. Milczy nawet Kościół.

Tymczasem jest o czym rozmawiać.



Jak baron Münchhausen


Po roku 1989 były czasy, gdy ministrowie odpowiedzialni za przemysł zbrojeniowy robili za „strażaków”: musieli gasić strajki pracowników przedsiębiorstw produkujących na potrzeby armii. Rozpad bloku komunistycznego oznaczał krach wielu firm produkujących na jego potrzeby. – Odpadł główny klient, ZSRR, a w latach 90. rynki zalał sprzęt wycofywany z Europy po traktatach o redukcji broni konwencjonalnej – wspomina Janusz Onyszkiewicz, minister obrony w latach 1992-93 i 1997–2000.

Rządów nie stać było na rozkręcenie koniunktury, a przekazywane np. przez Bundes­wehrę używane czołgi i tak wydawały się lepsze od pojazdów produkowanych w Polsce. – Przemysł zbrojeniowy był przekonany, że cokolwiek wyprodukuje, państwo musi to kupić – mówi Onyszkiewicz. – W „Łuczniku” [producent broni strzeleckiej – red.] namawiałem do przekwalifikowania się na produkcję drukarek do komputerów. Usłyszałem, że tam produkują dodatkowo maszyny do pisania, i to wystarczy.

Zmianę geopolitycznego położenia Polski i ekonomiczną transformację przemysł zbrojeniowy – liczący w 1989 r. 250 tys. pracowników – odczuł szczególnie dotkliwie. Dopiero na początku tej dekady zbrojeniówka zaczęła wychodzić na prostą – przyczyniła się do tego poprawa stanu gospodarki, wejście do NATO, a także restrukturyzacja firm, które zaczęły wytwarzać nowe produkty. Przyjęta przez rząd SLD w 2002 r. strategia konsolidacji firm wokół grup kapitałowych Bumar i Agencji Rozwoju Przemysłu przyniosła efekty i nie została podważona przez następców (zmienność podejścia polityków do problemu była bolączką poprzednich lat). Bumar i ARP to dziś 90 proc. sektora.

Można powiedzieć, że przemysł zbrojeniowy wyciągnął – jak baron Münchhausen – sam siebie z tarapatów. Decydującą rolę odegrały dwa założenia: rząd da zarobić krajowym producentom i będzie wspierać eksport. Zamówienia wewnętrzne rosną, od 2001 r. blisko czterokrotnie. Dziś Polska, z 5 mld zł rocznie na wyposażenie armii, mieści się w średniej krajów NATO.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...