Polak sprzedaje, Pan Bóg kule nosi

Czy można obwiniać producentów broni o to, jak jest używana? Na Zachodzie nad takimi pytaniami dyskutują politycy, ludzie Kościoła i obywatele. Tygodnik Powszechny, 25 maja 2008



Boom na polską broń


Eksport broni – podbijanie obcych rynków, w warunkach ostrej konkurencji – też nie jest proste. W krajach potencjalnych nabywców od lat rezydowali przedstawiciele innych producentów. Polscy attaché wojskowi dopiero od niedawna mogą lobbować na rzecz naszej broni. Polskim atutem były zawsze cena i wyspecjalizowanie się w modernizacji radzieckiego uzbrojenia – a wiele krajów Trzeciego Świata ma go sporo z czasów, gdy Moskwa zajmowała się specyficznie rozumianą promocją pokoju w świecie. Klienci z Azji częściej też kładą nacisk na prostotę obsługi niż na elektroniczne wyrafinowanie.

Efekt: polscy producenci broni negocjują nowe kontrakty i sprzedają broń m.in. do Indii, Malezji, Indonezji, Iraku, Libanu czy Filipin. „Pracuje się” nad rynkiem zbytu w Ameryce Południowej, a nawet Afryce.

W ofercie są śmigłowce ze Świdnika, transportery opancerzone „Rosomak”, zestawy przeciwlotnicze „Loara”, samobieżne haubice „Krab”, karabiny „Glauberyt”, systemy kierowania ogniem „Drawa”, wozy opancerzone „Dzik” albo czołgi „Twardy”.

Co, gdzie i za ile sprzedaje polski przemysł, objęte jest jednak tajemnicą. Kolejne urzędy i ministerstwa, mające coś wspólnego z eksportem broni, albo wprost odmawiają informacji, albo odsyłają jedne do drugich, albo w ogóle nie odpowiadają.

– Informacje o imporcie i eksporcie broni opracowuje Główny Urząd Statystyczny na podstawie sprawozdań przedsiębiorstw, którym nadaje klauzulę „tajne”. Ministerstwo Gospodarki od dwóch lat prowadzi rozmowy z GUS w sprawie zniesienia jej nadawania, co uniemożliwia przekazywanie not i raportów organizacjom międzynarodowym oraz mediom – mówi Piotr Żbikowski z Ministerstwa Gospodarki.

Jeśli zebrać tylko oficjalne dane, to zamówienia krajowe (ponad 4 mld zł) i eksportowe (ponad 2 mld zł) dają wyobrażenie, o jakich interesach mowa.



Tam dyskusja, tu cisza


Azja i Bliski Wschód nie stanowią spokojnych regionów świata i kraje, które kupują od Polski broń, nie należą – mówiąc delikatnie – do wzorcowych demokracji. Podobnie Afryka, gdzie (jak w 2004 r. pisał prorządowy wtedy dziennik „Trybuna”) polskie firmy zbrojeniowe starają się „odzyskiwać” rynki, z których zostały kiedyś wyparte.

W świecie demokratycznym trwa dyskusja, czy godzi się wysyłać broń w regiony zagrożone wojną lub takie, gdzie toczą się konflikty. Nikt nie jest tu święty. Największy europejski eksporter broni, Niemcy, sprzedaje uzbrojenie niemal gdzie popadnie, ostatnio za 8 mld euro rocznie.

Różnica jest taka, że z informacją jest w Niemczech łatwiej niż w Polsce: dane o eksporcie broni – rzecz jasna, nie szczegóły kontraktów, ale ogólne informacje o wartości eksportu i o krajach odbiorcach – są tam co roku publikowane i dyskutowane. Echa ogłoszonego w grudniu 2007 r. kolejnego raportu o niemieckim eksporcie broni długo nie milkły. Okazało się, że na liście klientów jest m.in. 19 krajów, gdzie sytuacja w kwestii praw człowieka jest zła albo bardzo zła i gdzie występują wewnętrzne konflikty.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...