To dobrze, że Kościół nie będzie „wielkim milczącym”!

Niedziela 37/2011 Niedziela 37/2011

Z prof. Janem Żarynem, historykiem, o raporcie Millera, Smoleńsku i podziałach światopoglądowych między PiS a PO rozmawia Milena Kindziuk

 

Milena Kindziuk: – Jak Pan ocenia dzisiaj stan państwa, szczególnie po opublikowaniu raportu Millera?

Prof. Jan Żaryn: – Dotknęła Pani najbardziej bolesnej karty naszej najnowszej historii. Trzeba odnieść się tu do katastrofy smoleńskiej. Otóż, moim zdaniem, cała tragedia zaczęła się, gdy premier Tusk doszedł do wniosku, że konflikt wewnętrzny w Polsce można rozegrać, używając podmiotu zewnętrznego, czyli Rosji i Putina, i wykorzystać to do ograniczenia kompetencji konstytucyjnych prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

– Czy Donald Tusk jest tego świadomy?

– Moim zdaniem, tak. Dlatego żal mi go, bo ta świadomość musi go dręczyć i pogrążać. A jeżeli ma on też właściwie ukształtowane sumienie, nad którym pracuje tak jak my wszyscy, to od 10 kwietnia 2010 r. musi żyć w dużej traumie. Podobnie zresztą jak minister Sikorski, który na pewno nie może zapomnieć swoich słów o dorzynaniu watahy. Ci panowie podjęli decyzje, które nabrały złowieszczej wymowy w świetle zaistniałej tragedii. Tragedii – która ich też dotknęła, w sensie odpowiedzialności.

– Pana zdaniem – Tusk i Sikorski są współodpowiedzialni za katastrofę w Smoleńsku?

– Tak, to oczywiste. Nie jest to, rzecz jasna, współodpowiedzialność zbrodnicza, tylko współodpowiedzialność sumienia. Popełnili oni wiele błędów, sprawili, że jako Polacy przestaliśmy być suwerenni wobec wyjaśnienia śmierci głowy państwa. Nie wyobrażam sobie, by inne suwerenne państwa, jak np. Izrael, USA, Francja czy Wielka Brytania, oddały w jakimkolwiek stopniu inicjatywę w wyjaśnieniu tego typu tragedii jakiemuś innemu podmiotowi, nawet zaprzyjaźnionemu. A my oddaliśmy, i to Rosji, z którą – niezależnie od naszych intencji – nie jesteśmy w relacjach idyllicznych, bo taka była nasza historia. Nie możemy kłamać i mówić, że stosunki polsko-rosyjskie na przestrzeni dziejów były dobre. Na zaufanie trzeba długo pracować.

– Czyli raport Millera nie kończy sprawy wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej?

– Moim zdaniem, raport Millera jest sprawnie wykonanym dziełem, tylko opartym na fałszywych fundamentach, czyli nieposiadaniu podstawowych informacji. Do dziś nie uzyskaliśmy przecież czarnych skrzynek, nie mamy możliwości zbadania wraku samolotu ani nie mamy wiarygodnej dokumentacji na temat sekcji zwłok ludzi, którzy zginęli. Co więcej – nie jest wykluczone, że będzie trzeba robić sekcje zwłok niektórych osób, gdyż nie zgadzają się dane, które otrzymaliśmy od Rosjan, itd., itd. Szczególnie mało wiemy o ostatniej fazie lotu – czyli najważniejszej. Czy taki raport może kończyć ustalenia? Ale to wszystko, jak podkreślałem, jest efektem rezygnacji strony polskiej z bycia suwerenem.

– To mocne słowa, Panie Profesorze...

– Ale przecież nie rozmawiamy o tragedii na huśtawce, gdzie ginie dziecko, ani o wypadku samochodowym, w którym ginie obywatel kraju, choć to też byłyby tragedie, tylko o katastrofie, w której zginął prezydent państwa wraz z najważniejszymi osobami w tymże państwie. Jest to więc zjawisko, które nierozerwalnie łączy się z suwerennością. Tymczasem polski rząd nie był w stanie tego udźwignąć, a konkretnie osoby, które sprawują władzę, bo były ograniczone w swych decyzjach współudziałem w grze, która zaprowadziła nas do narodowego nieszczęścia.

– Czy dlatego właśnie zdecydował się Pan kandydować do Senatu? Zamierza się Pan zająć wyjaśnianiem przyczyn katastrofy?

– Jest to na pewno jedna z przyczyn. Myślę, że zawsze już będzie to ważny punkt odniesienia w pracach polityków związanych z PiS-em. I nie mówię tego jedynie z lojalności wobec pana Jarosława Kaczyńskiego; sam byłem znajomym bądź przyjacielem kilkudziesięciu osób, które zginęły 10 kwietnia.

– Mamy zatem tutaj do czynienia z indywidualizmem politycznym!

– Nie da się temu zaprzeczyć. W polityce indywidualizm też istnieje, i może dawać pozytywne efekty. Dążenie do ostatecznej prawdy w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej jest dla mnie ważne także jako dla historyka. Nasuwa się tu analogia choćby do katastrofy pod Gibraltarem i okoliczności śmierci gen. Sikorskiego. Historycy do dziś zadają sobie pytanie, jak wyglądałaby polityka i sprawa polska w końcowych latach II wojny światowej, gdyby gen. Sikorski nie zginął. Czy równie łatwo aliantom przyszłoby nas zdradzić? Podobnie zadajemy sobie dzisiaj pytanie, czy strata elit polskich, które zginęły 10 kwietnia w drodze do Katynia, nie stała się wyrwą, która spowoduje np. zmianę kursu i znaczenia polityki zagranicznej Polski. Bo zauważmy, że dzisiejsza władza, cztery najważniejsze osoby w państwie: Komorowski, Tusk, Sikorski i Schetyna, w pełni zgadzają się co do wizji naszej polityki zagranicznej. Jest ona prowadzona w myśl przekonania, że w Europie istnieje triumwirat: Francja, Niemcy i Rosja, natomiast Polska powinna się temu triumwiratowi poddać, nie szukając punktów, które powodowałyby napięcia między interesami Polski a interesami tych trzech mocarstw. Polski rząd próbuje nam wmówić, że korzystniej będzie dla nas, jeśli zapomnimy o prawach do posiadania własnych interesów. Jest to bardzo smutna refleksja tych ludzi i intelektualnie dość uboga, gdyż mamy własną, wspaniałą historię i własne interesy narodowe, które sięgają wielu kwestii, od ekonomicznych po narodowe. Nie ma jednak debaty na ten temat, bo ośrodek prezydencki przestał stanowić alternatywę intelektualną i programową.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...