Film Wołyń ukazuje się w najgorszym z możliwych momentów. Reżyser podkreśla, że jego celem było budowanie polsko-ukraińskich mostów, ale sądząc z pierwszych ukraińskich reakcji, będą z tym problemy.
Polsko-ukraińskie pojednanie to proces, który – choć z mozołem – postępuje od prawie 30 lat. Dwie wydane ostatnio deklaracje stanowią na tej drodze wyraźny krok do przodu.
Największa wojna w dziejach ludzkości – II wojna światowa – rozpoczęła się w Polsce nad ranem 1 września 1939 r. Wśród kart historii wojny obronnej Polski w 1939 r. są te o szczególnym, symbolicznym znaczeniu. Należą do nich m.in. niemiecki nalot na Wieluń, obrona Westerplatte i bój pod Mokrą
Ciała ukraińskich żołnierzy i prorosyjskich bojówkarzy miesiącami leżą na polach walk. Dopóki ofiary nie zostaną zidentyfikowane, figurują wśród żywych. Dzięki temu zaniżany jest bilans ofiar wojny.
Intencją Grzegorza Linkowskiego, reżysera i scenarzysty z Lublina, jest wezwanie za Janem Pawłem II do pojednania między chrześcijanami obu narodów: polskiego i ukraińskiego.
W 1949 roku z polecenia władz zakonnych ojciec Mateusz Trzeciak i ojciec Michał Machejek przesłuchali ocalałych świadków. Na podstawie ich zeznań odtworzyli przebieg dramatycznych wydarzeń w wiśniowieckim klasztorze karmelitów bosych z 7 lutego 1944 roku. Poniżej zamieszczamy obszerniejsze fragmenty ich relacji
Tego lata polskojęzyczni politycy nazwali zbrodnię elegancko, układnie, „niekonfrontacyjnie”. Ich zdaniem na Wołyniu wydarzyła się tylko „czystka etniczna o znamionach ludobójstwa”. Tak, tylko czystka.
To bardzo ważny gest: 7 lipca, w niedzielę poprzedzającą 70. rocznicę zbrodni wołyńskiej, we wszystkich kościołach w Polsce w ramach modlitwy powszechnej wierni modlą się w intencji ofiar antypolskich czystek etnicznych na Wołyniu w 1943 r.
„Ludobójstwo” – słowo stanowiące klucz do zrozumienia rzezi wołyńskiej. Jednym nie potrafi ono przejść przez usta, inni „chcieliby, ale się boją”, a reszta jak dotąd bezskutecznie czeka, aż zwycięży prawda historyczna.
Zbrodnie dokonywane na polskich obywatelach przez Sowietów i polskich komunistów w latach 1944-56 nie były wynikiem działań kilku degeneratów, którzy przypadkowo znaleźli pracę w urzędach bezpieczeństwa. Terror i zbrodnia były immanentnie wpisane w coś, co komunistyczni historycy nazywali utrwalaniem władzy ludowej