Jan nie mówi ani słowa o ustanowieniu Eucharystii – pisze tylko o umywaniu nóg. Pozostali Ewangeliści nie wspominają o umywaniu nóg, informują za to o ustanowieniu Wieczernikowej Uczty. W obu przekazach znajdujemy to samo wezwanie: i wy tak czyńcie.
Manna z nieba, którą Izraelitom dawał Bóg, przypomina, że oprócz zwykłego pokarmu, o który czasem zabiegamy z takim mozołem, jest też chleb ważniejszy, Eucharystia, która daje nam prawdziwe życie.
Czy są zajęcia, które w dzisiejszym świecie są legalne, powszechne, „zwyczajne” – a które my, chrześcijanie powinniśmy odrzucić właśnie dlatego, że jesteśmy chrześcijanami?
Czy można było Jezusa zabić na zawsze? Czy można było skutecznie zapieczętować grób, postawić na straży legionistów i strzec pilnie Tego, który jest samym życiem i w swoim Kościele skrywa się pod osłoną Chleba, a także żyje we wspólnocie braci i sióstr? Czy można było to wszystko uczynić skutecznie? Posłaniec, 3/2008
Doskonale pamiętam jedno ze zdań zapisanych przez księdza prymasa Stefana Wyszyńskiego: „Muszę bronić ludzi przed sobą samym, aby przy mnie byli bezpieczni. Może ich bronić przed moimi czynami taki czy inny kodeks lub różnorodne trybunały, ale przed moimi myślami zdołam obronić człowieka tylko ja sam” (w książeczce Druga kromka chleba wydanej w 1973 roku). To właśnie zdanie kojarzy mi się z największą odwagą świata…
Są posady wynagradzane wysoko, bo wymagają wysokich kompetencji, ale nieodpowiedzialni „dobrodzieje” powołują na nie nieraz ignorantów i nieudaczników, bo ktoś się za nimi wstawił. Wina tych „dobrodziejów” jest wielka, nawet jeżeli takie nieodpowiedzialne decyzje im samym nie przynoszą żadnych korzyści finansowych.
Część teologów uważa, że oglądanie Mszy w telewizji może być prawdziwym uczestnictwem w sakramentalności Eucharystii. Przeszkodą w takim udziale – podkreśla się – nie może być niemożność przystąpienia do Komunii, wszak wiadomo, że autentyczna partycypacja w sakramentalności Mszy nie musi wiązać się z przyjmowaniem konsekrowanych postaci chleba i wina.
Boże Ciało to święto rodziny chrześcijańskiej zgromadzonej przy Chlebie Żywym, aby w gronie rodzinnym popatrzeć na świat i powiedzieć o jego pięknie i dobru, ale też przestrzec przed bólem i grzechem. Niedziela, 24 czerwca 2007
Poznańscy robotnicy, którzy rankiem 28 czerwca 1956 r. wyszli w proteście na ulice, nie upominali się tylko o wolność i chleb. „My chcemy Boga” – krzyczeli równie głośno, jak w sprawie zniesienia wyzysku. A na przemian z hymnem narodowym w 100-tysięcznym zgromadzeniu rozbrzmiewała Rota i pieśni religijne.
Dwa domy, dwie rodziny, dwa wyznania, a nawet dwa kalendarze. Jednak w ubiegłym roku najważniejsze święta w obu rodzinach były obchodzone w tym samym czasie.