Naprawdę nie ma złych księży

Tygodnik Powszechny 18/2011 Tygodnik Powszechny 18/2011

Będą w życiu rozmaite przygody. Rozmaite. Tylko zawsze trzeba się zapytać: czy w czasie tej przygody było się z Nim, czy bez? Jeżeli z Nim – to w porządku. Choćbyś dostał, choćbyś się przewrócił. (Ks. Józef Tischner)

 

Nie wydaje się Księdzu Profesorowi, że są to mimo wszystko przypadki dość szczególne? I że wielu ludzi, nie mając do czynienia z sytuacją tak dramatyczną, ma do duchownych mnóstwo pretensji, niekoniecznie uzasadnionych?

Zawsze tak było. Myśmy też tak mieli, jak byliśmy w szkole. Tyle że to były spory nie tyle z księdzem – o jego charakter czy brak charakteru – ile z powodu propagandy ateistycznej. Spory o istnienie Boga, o bóstwo Chrystusa, o autentyczność Ewangelii. Były spory o to, czy Chrystus w ogóle istniał – ponieważ takie artykuły ukazywały się w prasie. Czyli spór miał charakter światopoglądowy. Natomiast dzisiaj takich sporów nie ma, a wszystko sprowadza się do rzeczy drobnych. Ale jednak te drobne rzeczy obracają się wokół jednego rdzenia. Moim zdaniem wokół problemu władzy. Podejrzewa się Kościół, księży, że oprócz tej władzy, jaką normalnie mają jako duchowni, chcą jeszcze władzy większej. I tu jest główny konflikt. Bardzo poważny. Bo były czasy, że Kościół nie mając władzy, pokazywał, że ma ogromną władzę. A dzisiaj zachodzi niebezpieczeństwo, że sięgając po inną władzę, doczesną, może stracić tamtą, którą rzeczywiście miał.

Ale czy ten zarzut nie wynika stąd, że Kościół wypowiada się w wielu kwestiach, w których musi zabrać głos? Na przykład w sprawie aborcji? Kościół jest zobowiązany zabrać głos w tej sprawie, a jednocześnie robi sobie wrogów.

W sprawie aborcji Kościół zawsze zabierał głos i nigdy nie wywoływało to odwrócenia się od niego. Dopiero dzisiaj robi się z tego wielka sprawa. Widocznie do sprawy aborcji dołączyły się jeszcze inne sprawy. I rzeczywiście się dołączyły, mianowicie sprawy walki o władzę. I to ona tak rozpaliła wyobraźnię, a nie sam fakt zabierania głosu w sprawie aborcji.

Trzeba jedno powiedzieć: niezależnie od tego, jakie były głosy w sprawie ustawy, to w gruncie rzeczy nie było żadnego głosu, który by twierdził, że aborcja jako taka nie jest złem. A były czasy, dobrze to pamiętam, że takie głosy były; to były nawet dość powszechne mniemania ze strony marksizmu. Mówili: człowiek jest tylko materią, więc w końcu nic strasznego się nie dzieje. Moim zdaniem, dzisiejsza dyskusja ujawniła, że dokonał się tu pewien postęp. Różnice zdań dotyczyły tylko kwestii, na ile państwo ma tutaj pole do działania. Bo państwo ma swoiste środki: sąd, policję, prokuratorów... Otóż chodziło o to, na ile państwo może mieć w tej sprawie jakiś istotny głos. De facto była to więc dyskusja o kompetencjach państwa. I dlatego nie widzę w tej dyskusji jakiejś ogromnej tragedii. To znaczy, owszem, jest pewien tragizm, ale powtarzam raz jeszcze: to skrajne stanowisko nie zaistniało. Ja patrzę na to dosyć trzeźwo, bo widziałem w swoim życiu niejedno i dlatego nie daję się ponieść emocjom.

Co się tyczy zaangażowania Kościoła w sprawy społeczne, to nie chodzi o to czy, tylko jak. Problemem w Polsce jest np. to, czy jakaś partia może uzurpować sobie prawo do działania jako narzędzie Kościoła. Była na ten temat wypowiedź papieża do biskupów, która ostrzegała przed czymś takim. I co? Przyznał się ktoś? Wręcz przeciwnie, po wypowiedzi Papieża wszyscy stwierdzili, że czegoś takiego w Polsce nie było. Czyżby Papież źle widział?

Kiedyś w audycji radiowej powiedział Ksiądz, że to „miłość wychowuje”. Miłość stawia człowieka przedszczególnym wyborem: być czy mieć. Dlaczego człowiek często wybiera to drugie?

To trochę pesymistyczny pogląd na świat. Nie jest tak, żeby ludzie odrzucali miłość.

Ale spłycają jej wartość.

Bo ja wiem...

Na przykład – rozwody. Ludzie mówią sobie: ja cię kocham, a po jakimś czasie przeciwnie: ja cię już nie kocham.

To nie jest takie proste. Mnie się też kiedyś wydawało, że jeżeli ludzie chcą, to na pewno się ze sobą porozumieją. Że nie ma takiej siły, która by ich rozdzieliła, jeżeli się chcą rzeczywiście porozumieć. Ale to nieprawda. Są sytuacje, w których ludzie absolutnie nie potrafią się porozumieć ze sobą. Sam miałem takie sytuacje, kiedy mimo że bardzo chciałem zrozumieć drugiego, nie zrozumiałem, chciałem przemówić do drugiego – nie przemówiłem. Jest jakaś bariera porozumienia.

Czy brak porozumienia nie był spowodowany nastawieniem drugiego człowieka?

Ten drugi też chciał dać się zrozumieć.

Czyli pozornie wydawałoby się, że nie było przeszkód?

Pozornie nie. A okazało się, że mówimy tak różnymi językami, tak gdzie indziej jesteśmy, że się nie da. Więc kiedy ja dzisiaj widzę ludzi, którzy się rozwiedli, nie sądzę ich. Oni się sami mają sądzić. To oni mają odpowiedzieć na pytanie: czy mogło być inaczej? Ale ja rozumiem, że czasem jest bardzo trudno. Miłość stawia wymagania i ludzie nie zawsze za tymi wymaganiami są w stanie nadążyć.

Może czasami nie chcą?

Chcą, tylko są słabi.

Ale miłość to także przebaczenie.

Nawet do tego są słabi. „Duch ochoczy, ale ciało słabe”... Żeby przebaczyć, trzeba mieć o wiele więcej siły, niż żeby szukać odwetu. Tylko silni są w stanie przebaczyć. Słaby będzie gryzł, szukał odwetu.

Znam człowieka, który był skazany na śmierć. Czekał na wykonanie wyroku dosyć długo. Przyszło ułaskawienie. Dzisiaj prokurator, który go oskarżał, żyje. On patrzy na tego prokuratora, jak się patrzy na zeszłoroczny śnieg. Jest wyższy nad to.

I znam ludzi, którym nic się wielkiego nie stało, a wołają, krzyczą, że trzeba aresztować, bić, odbierać pensje, renty... Może i trzeba. Tylko gdybym miał wybierać sobie przyjaciół, to wybrałbym tego pierwszego.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...