Jako biskup nie mogę klękać przed każdym, kto wyznaje skrajnie antychrześcijańskie poglądy. Nie będę klękał przed Nergalem, Magdaleną Środą czy Janem Hartmanem. Nie czuję z nimi żadnej wspólnoty.
Jeśli dobrze rozumiemy, ten argument ma pokazać, że już od dawna istniał głęboki podział między dobrymi „moherami” a złą „elitą”. Tyle tylko, że w sprawach fundamentalnych – wiary czy obrony Kościoła – kard. Wyszyński miał wsparcie katolickich intelektualistów, co nie wykluczało różnic w sprawach drugorzędnych. I nigdy Prymas nie spotkał się z szydzącą krytyką ze strony środowiska „Znaku” i „Tygodnika”. Oczywiście władze próbowały skłócić Prymasa z intelektualistami, np. pod koniec Soboru Watykańskiego II w Watykanie pojawiły się ulotki wyśmiewające mariologię kard. Wyszyńskiego i podpisane rzekomo przez redaktorów „TP” – była to esbecka prowokacja, na co są dowody w IPN.
Nie mam wątpliwości, że takie sytuacje mogły się zdarzać. Mówię jednak o naśmiewaniu się z Prymasa przez księży, czego byłem świadkiem podczas studiów na KUL-u. Mógłbym wskazać nazwiska, ale, jeśli będzie taka możliwość, zrobię to w procesie beatyfikacyjnym Prymasa.
W jednym z wywiadów Ksiądz Biskup powiedział, że „nie można się bić nieustannie w piersi”. Jak to rozumieć? Czy drogi nie wskazał Jan Paweł II rachunkiem sumienia w jubileuszowym roku 2000?
Przed Soborem Kościół rzadko bił się w piersi, a po Soborze przeprasza prawie bez przerwy, także za nie swoje grzechy. Przed Soborem wyglądało na to, że Kościół jest nieskazitelny i bez grzechu. Po Soborze przeprasza za najrozmaitsze sytuacje w historii, np. za kolonializm, działalność misyjną i wszystko inne. A mnie się wydaje, że prawda leży – najczęściej – pośrodku. Kościół jest instytucją nie tylko boską, ale i ludzką. I jak w każdej ludzkiej instytucji pojawia się w nim grzech. On jest w sercu Kościoła. Rzecz jasna, za grzech muszę przepraszać i Boga, i ludzi. Ale oprócz grzechu w tym Kościele jest jeszcze świętość płynąca z obecności Chrystusa – fundamentu i głowy Kościoła.
Dzisiaj mówią ludzie: „My jesteśmy Kościołem”. To nie jest pełna prawda. Jesteśmy Kościołem wtedy, kiedy jesteśmy zjednoczeni z Jezusem, i tym bardziej jesteśmy Kościołem, im bardziej jesteśmy do Niego podobni. Także Panowie, także ja, ludzie noszący mohery czy chodzący w kapeluszach.
Jeżeli zatrzymamy się zatem tylko na potrzebie przepraszania, to jeszcze nie uchwycimy istoty Kościoła. Historię Kościoła piszą ludzie święci – nie biskupi, nie świeccy, nie żonaci ani celibatariusze, tylko święci.
Ksiądz Biskup przyjął uciszenie księdza Bonieckiego z zadowoleniem. Czy jednak decyzja prowincjała marianów nie niszczy przekonania, że Kościół tworzą ludzie wolni, którzy w doktrynalnych granicach mają prawo do własnych opinii; że jest w nim miejsce zarówno dla biskupa Meringa, jak i księdza Bonieckiego? Czy to nie jest zachwianie kruchej równowagi?
Musimy sobie powiedzieć, co ten ogłoszony ostatnio bezterminowo zakaz znaczy. Dla mnie on znaczy tyle, że w wypowiedziach dla mediów ksiądz Adam niedostatecznie jasno przedstawiał naukę Kościoła. Jako zakonnik złożył ślub posłuszeństwa i przełożonym musi się bezwarunkowo podporządkować.
Przecież w tym, co mówił, nie przekroczył doktrynalnego nauczania Kościoła. Dlatego wiele osób pyta o powody kary.
Wiem, i wiele osób pisze w tej sprawie także do mnie. Nie chciałbym tego rozstrzygać, gdyż wymagałoby to bardziej wnikliwych badań. Zresztą nie wszystkie wypowiedzi księdza Adama znam. Natomiast znam reakcje ludzi, którzy przychodzili do mnie i mówili: „Ksiądz Biskup mówi tak, a ksiądz Boniecki w programie Moniki Olejnik głosi zupełnie inne tezy – jak to jest?”.
To obosieczny argument, bo można powiedzieć, że do biskupa Tadeusza Pieronka przychodzi wierny z tym samym pytaniem: „Ksiądz biskup mówi jedno, a w Radiu Maryja ksiądz Rydzyk drugie – jak to więc jest?”.
Pewnie tak jest. Pozostaje się zgodzić, że skoro nawet Pan Jezus, który na pewno był od nas lepszym teologiem i kaznodzieją, nie przekonał wszystkich, aby poszli za Nim, to dlaczego mieliby ludzie iść tylko za księdzem biskupem Pieronkiem czy tylko za księdzem Adamem Bonieckim? Rozumiem to tak: kiedy zostałem księdzem, zobowiązałem się, że będę głosił Ewangelię Jezusa Chrystusa, a nie siebie. Ksiądz Adam w moim odczuciu niekiedy tę granicę przekracza. I to jest powód całej tej sytuacji.
Ksiądz Adam Boniecki został ukarany za otwartość i miłosierdzie okazywane ludziom.
Ksiądz Adam jest kulturalnym księdzem. Zareagował z dużą kulturą na mój list otwarty do niego. Przyznaję, że to ja byłem bardziej zdecydowany w sformułowaniach, choć z tego nie wynika, że księdza Adama nie lubię albo że nie jest mi miły. Nie mogę się jednak zgodzić z jego sposobem prezentowania nauki Kościoła w mediach.
Prowincjał marianów odmówił uzasadnienia swojej decyzji, więc skazani jesteśmy na domysły. To nie jest sytuacja budująca.
Historia Kościoła jest historią nieustających sporów. Spierał się już Piotr z Pawłem. Każdy z nich miał odmienną wizję swojej pracy i swojej obecności w Kościele. Weźmy przykład z pierwszych wieków chrześcijaństwa: część Ojców Kościoła, zachwycona filozofią, uważała starożytnych filozofów właściwie za proroków, inni filozofię grecką potępiali. Podobne spory mamy w średniowieczu. Kościół jest właśnie w tym wspaniały, że jest taki różnorodny, że umie zaakceptować różnicę zdań. Nikt przecież księdza Adama nie wyrzuca z Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.