Zajmują się obcymi dziećmi. A gdy się do nich przywiążą – muszą je oddać prawdziwym rodzicom. Albo obcym.
Agnieszka: – Najtrudniej jest, gdy dziecko zapyta: Czy ciocia mnie kocha?
Odpowiada, że lubi. Nigdy nie mówi, że kocha.
Mariusz: – My nie jesteśmy najważniejsi. Najważniejsi są rodzice.
* * *
Pierwsze przykazanie zastępczego rodzicielstwa: Dziecko powinno wiedzieć, że ma swoich naturalnych rodziców, i mieć możliwość powrotu do nich.
Wiesława Sędziak, współzałożycielka Chrześcijańskiego Ośrodka Adopcyjno-Mediacyjnego „Pro Familia”: – Każdy człowiek ma prawo do poznania swoich rodzinnych korzeni. Bez tego nie zbuduje poprawnie swojej osobowości.
* * *
Agnieszka i Mariusz, małżeństwo trzydziestokilkulatków. Dwóch synów: Adam – piętnaście lat, Bartek – dziesięć.
W łóżeczkach dwóch Patryków: trzy miesiące i pięć miesięcy. Na dywanie bawi się klockami roczna Joasia. Jest jeszcze trzyletnia Ania.
Agnieszka: – Patryków i Joasię będziemy musieli oddać. Ania jest już nasza.
* * *
Sześć lat wcześniej. Mariusz całymi dniami w pracy. Starszy syn w szkole, młodszy w przedszkolu. Agnieszka siedzi w domu i marzy o córeczce. Wie, że marzenie się nie spełni – więcej dzieci mieć nie może.
W telewizji program „Kochaj mnie”. Opowiada historie dzieci porzuconych przez rodziców i czekających na adopcję. Agnieszka po każdym odcinku płacze. – Pomyślałam, żeby coś zrobić dla tych dzieci – wspomina. Postanowiła, że adoptują kogoś.
Mariusz zachwycony nie był. Zgodził się dla świętego spokoju. Poszli do ośrodka adopcyjnego. Kazali im przejść szkolenie. Po raz pierwszy usłyszeli o rodzinnym pogotowiu opiekuńczym. To opieka nad dziećmi, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej i czekają na powrót do rodziców, adopcję albo na dom dziecka. W pogotowiu opiekuńczym dzieci mogą być najdłużej rok.
Zdecydowali, że chcą być pogotowiem. – Choć na szkoleniu robili wszystko, żeby nas zniechęcić – mówi Mariusz. – Chcieli nas zahartować.
Najbardziej zapamiętał zdanie: „Bierzecie na siebie problemy obcych rodzin”.
A że to prawda – przekonał się szybko.
* * *
Dostali szóstkę rodzeństwa. Dwie dziewczynki i czterech chłopców. Wiek: dwa, cztery, pięć, siedem, dziewięć i jedenaście lat. Ojciec pił, matka nie dawała sobie z nimi rady.
Mariusz o pierwszym dniu: – Na szkoleniu uczyli nas, że dzieci będą wystraszone, a one wbiegły do nas jak horda barbarzyńców.
Agnieszka: – Nawet sąsiedzi zaczęli się nas bać.
Dzieciaki były zaniedbane. Nie wiedziały, że trzeba regularnie się myć. Najmłodszy chłopiec nie umiał powiedzieć: „mama” ani „tata”. Na wszystkich mówił: „głupi palant”.
Nie umiały się ze sobą bawić.
Mariusz: – Kiedyś zasiadły do chińczyka. Pokłóciły się już przy rozdawaniu pionków.
Gdy odezwał się telefon albo dzwonek do drzwi, chowały się pod stół i kołdry.
Agnieszka: – Bo tak chowały się wcześniej w domu przed panią kurator.
Chciały jeść tylko chleb posmarowany musztardą albo koncentratem pomidorowym. Długo musieli je przekonywać do kanapki z wędliną.
Mariusz: – Jadły łapczywie i dużo, jakby chciały najeść się na zapas.
Gdy Agnieszka zabrała dziewczynki na zakupy, były zachwycone.
– Cieszyły się, że mogą wybrać włoszczyznę. Sprawdzały, czy marchewka nie jest nadpsuta. Jedna przez drugą kładły jabłka do koszyka – opowiada Agnieszka.
Mariusz: – Były złaknione normalnego, domowego życia.
Agnieszka obiecała starszej dziewczynce, że co wieczór poświęci jej godzinę.
Agnieszka: – Nie mogła się doczekać wieczoru. Opowiadała o szkole, nauczycielach, koleżankach. Czuła się ważna.
Oni też poznawali ich trudny świat.
Agnieszka: – Były strasznie nieufne. Musieliśmy zapracować, żeby zaczęły nam wierzyć.
Mariusz: – Pilnowaliśmy się, żeby zawsze dotrzymywać słowa. Gdy obiecałem chłopakom, że pójdziemy na boisko, stawałem na głowie, żeby znaleźć czas. Nie mogłem ich zawieść.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.