Zajmują się obcymi dziećmi. A gdy się do nich przywiążą – muszą je oddać prawdziwym rodzicom. Albo obcym.
Robią błędy. Nakupowali masę zabawek. Dzieciaki bawiły się przez chwilę i odstawiły zabawki w kąt. Znowu były znudzone.
Mariusz: – Bo normalnie jest tak: dziecko dostaje zabawkę, nacieszy się nią i dostaje następną.
Agnieszka: – Z naszymi dziećmi tak postępowaliśmy. Ale to było naturalne. Tutaj chcieliśmy im wszystko nadrobić.
Mariusz: – Przedobrzyliśmy.
* * *
Muszą pamiętać, że mają własne dzieci.
Agnieszka: – Bartek i Adam muszą wiedzieć, że są dla nas najważniejsi.
Pilnują, żeby tamte mówiły do nich: „ciocia”, „wujek” (tak uczono ich).
Łatwo powiedzieć, życie jest bardziej skomplikowane. Jedna z dziewczynek łasi się do Agnieszki.
– Ciocia jest fajna – mówi któregoś dnia.
– Ciociu, kochasz mnie? – dopytuje innym razem.
Agnieszka: – Nie powiedziałam, że kocham, tylko, że bardzo ją lubię i szanuję, że jest dla mnie ważna. Ale nie powiedziałam, że nie kocham. Nie umiałabym.
Czasem starsze dzieci pytają: – Czemu kochacie Bartka i Adama, a nas nie?
Odpowiadają: – Bo to są nasze dzieci. Wy macie swoich rodziców, którzy was kochają.
Nie jest łatwo. Każą im narysować rodzinę. Każde rysuje: ciocię Agnieszkę, wujka Mariusza, Bartka, Adama i siebie. Bez rodzeństwa i bez rodziców biologicznych.
Agnieszka i Mariusz znowu tłumaczą, że ich rodzice są biedni i mają problemy. I dlatego nie są teraz z nimi. Ale to rodzice.
* * *
Co jakiś czas dzieci odwiedza biologiczna matka (takie są przepisy).
Dzieci chwalą nowy dom. Pytają: – Mamo, a dlaczego ty nie chodzisz do pracy jak ciocia i wujek?
Matka widzi, że mają lepsze warunki niż w rodzinnym domu. Próbuje przeciągnąć córkę na swoją stronę. Mówi: – W domu nie musiałaś sprzątać.
Agnieszka: – Rodzice za wszystko winią nas. Wydaje im się, że to my odebraliśmy im dzieci.
Mariusz: – Nie widzą winy w sobie, że sami postępują w niewłaściwy sposób.
Matka przyniosła ze sobą siatkę chipsów i cukierków. Dzieciaki opychają się bez opamiętania.
Mariusz zwraca uwagę: – Niech pani nie daje im tyle słodyczy naraz, bo potem wymiotują.
Matka czuje się obrażona. Mówi, że wie, co jej dzieci lubią.
Agnieszka: – Chciała okazać dzieciom jak najwięcej miłości. Wydawało jej się, że jak zje z nimi chipsy, to będzie wszystko. A ważniejsze byłoby, gdyby ułożyła z nimi puzzle.
Dzieci dopytują: – Mamo, a kiedy wrócimy do domu?
Matka na odczepnego: – W poniedziałek.
W poniedziałek mają pretensje do Agnieszki i Mariusza, że nie wróciły do domu.
Agnieszka: – Wydawało nam się, że zrobiliśmy krok do przodu. Po spotkaniu z matką byliśmy dwa kroki do tyłu.
* * *
Rok później. Sześcioro rodzeństwa znalazło rodzinny dom dziecka. Agnieszka i Mariusz odwożą ich samochodem. Jadą dwa razy, bo wszyscy się nie zmieszczą. Po drodze radość. Dzieci nie mogą się doczekać nowego domu, nowej cioci i wujka, nowych zabawek.
Dojechali na miejsce, posiedzieli, pora się pożegnać. Agnieszka sięga po kurtkę z wieszaka. Najmłodszy zakłada buciki, mówi, że też chce do domu. Reszta dzieciaków rzuca im się na szyję. Płacz.
Mariusz: – My też płakaliśmy.
Do domu wracali sami. Przez pięć godzin zamienili ze sobą ze dwa słowa. W domu nie mogli pogodzić się z pustką.
Agnieszka, gdy dziś o tym opowiada, płacze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.