Zajmują się obcymi dziećmi. A gdy się do nich przywiążą – muszą je oddać prawdziwym rodzicom. Albo obcym.
Starszych dzieci już potem nie dostali, tylko same niemowlaki albo noworodki. Te, które matki urodziły i zostawiły w szpitalu.
Mariusz: – Teraz nie zajmujemy się wychowaniem, tylko pielęgnacją. Fizycznie jest trudniej, ale
łatwiej psychicznie, bo dzieci szybko idą do adopcji i nie przywiązujemy się do nich. Ani one do nas.
* * *
Joasia powiedziała najpierw do Mariusza: „tata”. Udał, że nie słyszy. Spojrzał na żonę. Miał mieszane uczucia. – Radość, bo moja próżność została połaskotana. I żal, bo wiem, że to nieprawda.
Później Asia zaczęła mówić na Agnieszkę „mama”.
Agnieszka i Mariusz nie uczyli jej mówić „mama” ani „tata”. Nauczyła się od Bartka i Adama.
Agnieszka: – Dziecko kocha bezwarunkowo.
* * *
Przychodzą rodzice adopcyjni. Ci, którym sąd zezwolił na adopcję dziecka. Najpierw są nieśmiali. Niektórzy boją się wziąć dziecko na ręce. Inni nie chcą z rąk wypuścić. Kąpią.
Mariusz: – Czujemy się, jakbyśmy widzieli powtórne narodziny.
Jak to jest oddać komuś dziecko, którym samemu zajmowało się przez wiele miesięcy?
Mariusz: – Gdy idzie do adopcji, wierzymy, że trafia w dobre ręce. Ale często zastanawiamy się, jak się tam czuje.
A gdy wraca do rodziców biologicznych?
Agnieszka: – Martwimy się, czy znowu nie cierpi.
* * *
Ania ważyła niewiele ponad dwa kilo. Miała miesiąc, gdy ją dostali.
Mariusz: – Taki pędraczek był.
Miała rozszczep podniebienia i nie miała odruchu jedzenia. Agnieszka co trzy godziny nastawiała budzik, żeby ją nakarmić. Inaczej zagłodziłaby się.
Mariusz: – Może przez to tak ją pokochaliśmy. Ona się wżarła w naszą rodzinę.
Agnieszka: – Prawie przykleiła się do nas pępowiną.
Bartek i Adam traktowali ją jak siostrę.
Mijał rok i Ania musiała odejść z ich domu. Nie wyobrażali sobie, jak to przeżyją.
Po małe dzieci do adopcji są kolejki. Ani nikt nie chciał. Pojechali do sądu.
– Znalazła się rodzina, która adoptowała Anię –
mówi Agnieszka, gdy wrócili z sądu.
– Jak to? – Bartek i Adam nie dowierzają. Miny markotne.
– To my ją weźmiemy – mówi Agnieszka.
Mariusz: – Wszyscy płakaliśmy z radości.
* * *
Joasia trafiła do nich też po urodzeniu. Miała miesiąc.
Agnieszka: – Ona nie zna nikogo poza nami. To jest jej dom.
Mariusz: – Rozstanie to będzie ból. Dla nas i dla niej.
* * *
W ciągu pięciu lat mieli 20 dzieci.
Agnieszka miała parę razy dość. Chciała zrezygnować. Kryzys dopadał ją, gdy dzieci były chore. Niektóre bez przerwy płakały. Czasem do łazienki szła z dzieckiem na ręku. Cały dniami była zmęczona, niewyspana. W ogóle nie jest łatwo. Nie znają życia towarzyskiego.
Agnieszka: – We dwoje jest ciężko gdzieś razem wyjść, a co dopiero spotkać się ze znajomymi.
Mariusz: – Niektórzy znajomi wspierają nas duchowo. Inni odwrócili się.
* * *
Dwóch Patryków też mają od urodzenia. Obaj jeszcze nie mówią. Agnieszka i Mariusz chcą, żeby ich sytuacja rozwiązała się szybciej niż Joasi. Wtedy będzie mniejszy ból. Dla dzieci. I dla nich.
* * *
Dlaczego to robią?
Mariusz mówi, że z egoizmu. – Mam poczucie spełnienia się w życiu – powiada.
Twierdzi, że zmienił się. Stał się bardziej dojrzały, odpowiedzialny i ma w sobie więcej spokoju. – Chociaż przy tylu obowiązkach na pozór powinno być odwrotnie – mówi. To znaczy powinien czuć się bardziej zmęczony, znerwicowany i mieć wszystkiego dość.
Agnieszka zajmuje się obcymi dziećmi, bo zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Od dziecka marzyła o gromadzie własnych dzieci. – Zawsze miałam dużo lalek.
Mariusz: – Najbardziej boli nas, gdy ktoś mówi, że robimy to dla pieniędzy.
* * *
Agnieszka pamięta wszystkie imiona dzieci i daty urodzin. Myśli wtedy o nich.
* * *
Adam chodził do trzeciej klasy podstawówki, jak rodzice wzięli na wychowanie pierwszą szóstkę rodzeństwa. Cieszył się, bo mógł z nimi robić teatrzyk.
Teraz potrafi dziecko nakarmić butelką, wykąpać, a nawet przewinąć.
Adam: – Kiedyś maluchy to był obcy świat. Dziś wydaje mi się, że dzięki nim jestem bardziej dorosły.
* * *
Najtrudniejszy moment?
Agnieszka: – Rozstanie z tymi pierwszymi dziećmi.
Odnaleźli się potem na „Naszej Klasie”. Jedna z dziewczynek napisała, że ich nienawidzi.
Agnieszka: – Miała nadzieję, że ich adoptujemy
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.