Nie można przemilczeć niewygodnych faktów. Również wtedy, gdy wiąże się to z koniecznością zakwestionowania prawomocności legendy. Trudno udawać, że wszyscy konspiratorzy i partyzanci przykładnie zwalczali okupanta, a po akcji śpiewali piosenki patriotyczne i uczęszczali na Mszę św. To była jednak konspiracja tworzona i działająca w ekstremalnych i złożonych warunkach
A.S.: Tak, ale powiat miechowski jest bardzo szczególnym terenem, bo zachowało się na jego temat dużo materiałów. Natomiast jeśli chodzi o Kielecczyznę, to oryginalna akowska dokumentacja jest nieliczna. Z niewielu zachowanych sprawozdań wywiadu i kontrwywiadu z tego terenu, znajdujących się choćby w Archiwum Akt Nowych, nie wynika wiedza, która nas interesuje odnośnie do tego tematu.
Skąd czerpie się wiedzę w tego typu sytuacjach?
A.S.: Wielu rzeczy można się dowiedzieć z wojennych materiałów akowskich, pod warunkiem, że bardzo dobrze zna się cały dostępny materiał na dany temat. Natomiast są one absolutnie niewystarczające do rekonstrukcji konkretnych faktów dotyczących danego mordu. Za każdym razem dokonujemy drobiazgowej rekonstrukcji zdarzeń, by móc ocenić, co się wydarzyło – jakie były motywacje uczestników, okoliczności i konsekwencje dokonanych zbrodni. Do tego służą m.in. właśnie powojenne materiały procesowe. Bez nich nie bylibyśmy w stanie poszczególnych przypadków tak szczegółowo opisać. Natomiast to wydarzenie, o którym wspomniał Dariusz mord w powiecie miechowskim, o tyle jest ciekawy, że mamy raport, którego autor, Bolesław Krzyszkiewicz ps. Regiński skarży się, że został niesłusznie oskarżony o rabunek. Po prostu sprawca tłumaczy się przełożonemu z wykonanej likwidacji. Warto zacytować to zdanie: „Udając się celem zrealizowania podjętej akcji nie postępowaliśmy w myśl grabieży i osobistych zysków, lecz kierowaliśmy się ideą pozbycia się żydów, jako też zdobycia broni, którą rzekomo mieli posiadać (…)”.
W przypadku materiałów procesowych, tzw. sierpniówek, wysuwa się zarzut, że są niewiarygodne i należy bardzo ostrożnie podchodzić do wiadomości, które są w nich zawarte. Czy to, że zostały sporządzone przez Urząd Bezpieczeństwa, przekreśla ich wartość dowodową?
D.L.: Zależy też, o które materiały chodzi i kto się na nie powołuje. W sprawie Grzegorza Korczyńskiego, o której wiemy z materiałów powojennych, właśnie procesowych – jemu i jego ludziom zarzucono wiele rzeczy, w tym mordowanie Żydów. Gdy wzięli ich w obroty oficerowie Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP), w tym najwięksi oprawcy zatrudnieni w resorcie, to podkomendni Korczyńskiego złożyli obszerne i szczegółowe sprawozdania na temat tego fragmentu swojej okupacyjnej przeszłości. Dla wielu zajmujących się tą sprawą historyków nie ma żadnego problemu, by z tych zeznań korzystać i wyciągać generalne wnioski na temat postawy komunistów wobec Żydów. Sprawa Korczyńskiego była polityczna – on i jego ludzie zostali aresztowani nie dlatego, że mordowali Żydów, ale z powodu powiązań z tzw. odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym w PZPR, z którym w pewnym momencie podjęto walkę. Jednak fakt stosowania w śledztwie „niedozwolonych metod” nie unieważnia treści zeznań.
Natomiast kiedy przesłuchiwanym albo oskarżonym jest członek NSZ czy AK, okazuje się, że materiały są nic niewarte, bo wszystko zostało wydobyte od oskarżonych pod przymusem. Oczywiście historyk posługuje się określonym warsztatem i musi brać pod uwagę wszystkie okoliczności powstania dokumentacji. W tym przypadku nie jest to relacja, ale zeznanie i mamy tego świadomość. Nie zawsze jednak stosowano przemoc wobec oskarżonych i co pojawiło się po raz pierwszy przy okazji Jedwabnego, kiedy historycy i prawnicy testowali wiarygodność tych materiałów, nie zawsze procesy były polityczne – nawet proces „Barabasza” taki nie był. Rozprawę, którą opisuję w „Zagładzie Żydów”, wytoczono kilku członkom NSZ za dokonanie, według aktu oskarżenia, mordu politycznego na oddziale komunistycznym w sierpniu 1943 r. pod Borowem. Natomiast przypadki mordowania Żydów wyszły na jaw przy okazji prowadzonego dochodzenia i miały znaczenie drugorzędne. Nie należy jednak zapominać, że był to proces polityczny, istotny w kontekście propagandowym. Natomiast w wielu sprawach tak nie było. Nie chodziło o to, by kompromitować AK. O tych procesach nie pisano w ogóle w prasie. W każdej sprawie pojawiają się zresztą zeznania świadków.
A.S.: Trzeba dodać, chociaż nie jest to popularny pogląd, że mimo brutalnych metod śledczych wydobyte zeznania nie muszą być niezgodne z prawdą. Fakty, które są w nich opisane: wymienione nazwiska, funkcje, wydarzenia podawane pod wpływem strachu, w większości przypadków odpowiadają prawdzie. To nie jest tak, że są pisane, czyli zmyślone, przez ubeka. Spisane są przez protokolanta na ubeckim przesłuchaniu, ale jednak pochodzą od przesłuchiwanego.
Przeciwko członkom podziemia wszczynano również dochodzenia, które do procesu nie doprowadziły, a z których zachowała się dokumentacja. Są wśród nich oskarżenia o zbrodnie popełnione na Żydach. Może to być argument przemawiający za tym, że nie wszystkie sprawy miały kontekst polityczny i że materiał dochodzeniowy jednak miał znaczenie, niezależnie od tego, czy sprawa skończyła się procesem, czy została umorzona. Wiele akt wymaga jeszcze przeczytania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.